Awantury i popisy oratorskie w parlamentach to norma
Pierwszy dzień sejmowej sesji rozpoczął się od wielkiej awantury. Opozycja narzeka na rządzącą koalicję, że za wszelką cenę chce przepchnąć swoje projekty, a koalicja odsądza od czci i wiary opozycję za to, że blokuje pracę parlamentu. W XIX w. w Wielkiej Brytanii było jeszcze barwniej: posłowie potrafili mówić 14 godzin - powiedział politolog Andrzej Ferens.
Andrzej Ferens:Wielkie awantury możemy obserwować w wielu parlamentach. Opozycja i rządząca większość wykorzystują luki w prawie i procedurach, by postawić na swoim. Zwykle zresztą działają w granicach prawa.
W granicach prawa? To chyba nie daje wielkich możliwości?
- Wbrew pozorom, możliwości są spore. Mogą doprowadzić wręcz do paraliżu pracy parlamentu.
W jaki sposób?
- Chociażby poprzez zasypanie Sejmu projektami ustaw albo zgłaszanie wielkiej liczby poprawek do jakiejś ustawy. Ten kruczek wykorzystał na przykład poseł Manicki, który zgłosił bodaj pięćdziesiąt poprawek do zmiany przepisów podatkowych. Na dodatek drukował je na różowym papierze, który trudno skserować. Inny sposób to częste żądanie sprawdzenia, czy jest kworum na sali i przerywanie obrad, kiedy okaże się, że nie ma połowy posłów na sali. Można też żądać imiennego głosowania każdego wniosku, a to bardzo przedłuża obrady. Sposobów jest wiele, są też możliwości przeciwdziałania takim zabiegom.
My zasypujemy Sejm poprawkami, a w innych krajach...
- Od XIX wieku w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych ulubionym sposobem opozycji były tasiemcowe wystąpienia. W Wielkiej Brytanii irlandzcy posłowie wykorzystywali możliwość zadawania pytań do projektów ustaw i potrafili przepytywać wnioskodawców nawet 26 godzin pod rząd. W latach 60. ubiegłego wieku amerykański senator Byrd przemawiał 14 godzin bez przerwy. Nie był on wcale rekordzistą. Kiedy mówcom brakowało już tematów, wtedy sięgali po Biblię, dzieła Szekspira, a nawet książkę kucharską i czytali na głos.
Co robią posłowie, kiedy wykorzystają już wszystkie kruczki regulaminowe?
- Na przykład wszczynają tumult. Wytupywanie, wygwizdywanie, zagłuszanie okrzykami posłów przedstawiających jakieś projekty jest częstym obrazkiem w ukraińskim, włoskim, a nawet brytyjskim parlamencie. Na Ukrainie chętnie sięga się po inny sposób okupowanie mównicy, by uniemożliwić przemawianie konkretnym osobom. Zresztą ukraińscy i tajwańscy parlamentarzyści znani są z krewkiego temperamentu i dochodzi tam do regularnych bójek. Potem oglądamy fotografie parlamentarzystów z rozbitymi nosami i podbitymi oczami.
Walka na regulaminy nie jest więc groźna?
- Nie do końca. Zwykle świadczy o konfrontacyjnym nastawieniu polityków. Jeśli agresja narasta, a nie ma możliwości przeprowadzenia merytorycznej debaty, to dyskusja może przenieść się na ulicę.