Autolustracja Niezabitowskiej
20 kwietnia ma rozpocząć się proces lustracyjny Małgorzaty Niezabitowskiej, rzeczniczki rządu Tadeusza Mazowieckiego z lat 1989-1990, która sama wystąpiła do sądu o uznanie, że nie była agentem Służby Bezpieczeństwa w latach 80.
20.03.2005 | aktual.: 20.03.2005 11:01
W lutym Sąd Lustracyjny wszczął jej proces na podstawie ustawy lustracyjnej, przewidującej taką możliwość dla osób, które pełniły funkcje publiczne, a zostały "publicznie pomówione" o współpracę z SB.
Sąd dostał już z IPN akta SB na temat Niezabitowskiej. Wcześniej zapowiadano próbę odnalezienia ppor. SB Roberta Grzelaka, który miał być tzw. oficerem prowadzącym. Przesłuchanie takiego świadka jest dowodem, którego nie można pominąć - podkreślał przewodniczący sądu Zbigniew Puszkarski.
W grudniu 2004 r. Niezabitowska sama ujawniła, że z jej dokumentów w IPN ma wynikać, iż była agentem SB, zaprzeczając zarazem, by nim była. Według Niezabitowskiej, jej teczkę w lipcu 1990 r. zabrał, odchodząc z resortu, szef MSW gen. Czesław Kiszczak - on sam temu zaprzeczył.
Wkrótce potem działacz opozycji z lat 80. Krzysztof Wyszkowski oświadczył, że Niezabitowska była agentem SB o pseudonimie "Nowak". Według niego, postanowiła ona upublicznić sprawę, gdy dowiedziała się, że Wyszkowski ma poznać dane tego agenta. Agent o tym pseudonimie występuje w aktach udostępnionych Wyszkowskiemu przez IPN.
W IPN zachował się mikrofilm materiałów służb PRL na temat Niezabitowskiej oraz ich kopia. Oryginał został zniszczony w styczniu 1990 r., ale brak jest protokołu zniszczenia. Jak zobaczył dziennikarz PAP, jest tam m.in. dokument o okolicznościach pozyskania Niezabitowskiej do współpracy z 15 i 16 grudnia 1981 r. oraz notatki z jej kilkunastu spotkań z Grzelakiem, zatytułowane "doniesienie". Według kartoteki SB, współpraca została podjęta 15 grudnia 1981 r. Postanowienie o rozwiązaniu współpracy z "Nowakiem" ma datę 4 grudnia 1985 r. i spowodowane było rozwiązaniem "Tygodnika Solidarność", w którym Niezabitowska pracowała.
W liczącej ponad 50 stron teczce Niezabitowskiej są trzy dokumenty z jej podpisem: "lojalka", do której podpisywania zmuszano ludzi w stanie wojennym; zobowiązanie zachowania w tajemnicy rozmowy z SB oraz oświadczenie, że popiera ona działania gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Są też odręcznie napisane dwie kartki z listą pracowników "Tygodnika Solidarność". Reszta to pisane na maszynie dokumenty sporządzone głównie przez Grzelaka oraz materiały dotyczące Niezabitowskiej, jej męża Tomasza Tomaszewskiego, a także ojców obojga.
W teczce nie ma ani typowego zobowiązania do współpracy, ani pokwitowań odbioru pieniędzy; nie ma także własnoręcznych meldunków.
Po upublicznieniu zawartości jej teczki przez media Niezabitowska mówiła, że w grudniu 1981 r. "pogubiła się w sytuacji"; była sama, z małym dzieckiem i chorym ojcem, którym chciała się opiekować, a SB przetrzymywała ją przez wiele godzin. Przeświadczona o tym, że w IPN odnalazła się moja teczka, zawierająca oryginalne dokumenty, których wiarygodność lub próby fałszowania byłyby łatwe do udowodnienia, natychmiast ujawniłam całą sprawę w mediach publicznych. Okazało się jednak, że nie istnieją oryginały, a jedynie mikrofilmy i odbitki kserograficzne z nich wykonane, a więc dokumenty niewiarygodne, łatwe do fałszowania i manipulacji - oświadczyła Niezabitowska.
Wystąpiła do IPN o uznanie jej za osobę pokrzywdzoną (pokrzywdzony ma prawo dostępu do gromadzonych na niego przez służby PRL materiałów znajdujących się dziś w IPN; osoba uznana za agenta nie ma tego prawa). W styczniu 2005 r. IPN formalnie odmówił uznania Niezabitowskiej za pokrzywdzoną. Nie odwołała się ona do sądu administracyjnego od tej decyzji. "Jeśli chodzi o IPN, nie mam już żadnych oczekiwań; spokojnie zaś czekam na swój proces lustracyjny. Wierzę, że w nim będzie dowiedziona prawda" - mówiła Niezabitowska, która w styczniu 2005 r. złożyła do sądu wniosek o autolustrację.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie bada sprawę nielegalnego wyniesienia z MSW w 1990 r. oraz nielegalnego posiadania teczki Niezabitowskiej.