Aung San Suu Kyi o wygranych wyborach: to początek nowej ery

Noblistka Aung San Suu Kyi wyraziła w nadzieję, że zwycięstwo jej partii w niedzielnych wyborach uzupełniających będzie początkiem nowej
ery w Birmie. Według nieoficjalnych danych partia zdobyła 43 mandaty spośród 45, które mają być
obsadzone.

Aung San Suu Kyi o wygranych wyborach: to początek nowej ery
Źródło zdjęć: © AFP | Soe Than Win

02.04.2012 | aktual.: 02.04.2012 12:00

- Mamy nadzieję, że będzie to początek nowej ery - podkreśliła czołowa birmańska opozycjonistka, przemawiając do tysięcy zwolenników zgromadzonych przed siedzibą Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) w Rangunie.

- To nie jest tylko nasze zwycięstwo, to też zwycięstwo tych, którzy postanowili, że muszą być zaangażowani w proces polityczny w tym kraju - mówiła 66-letnia laureatka Pokojowej Nagrody Nobla. Suu Kyi, która zdobyła jedno z miejsc w parlamencie, chwaliła entuzjazm Birmańczyków, biorących udział w głosowaniu.

- Mamy nadzieję, że wszystkie partie, które wzięły udział w tych wyborach, będą w stanie z nami współpracować w celu stworzenia prawdziwie demokratycznej atmosfery w naszym kraju - dodała.

Wpływ NLD pozostanie minimalny

Choć oficjalne wyniki nie zostały jeszcze opublikowane, NLD poinformowała rano, że w wyborach uzupełniających zdobyła 43 mandaty spośród 45, które można było zdobyć w wyniku głosowania.

- Zdobyliśmy 43 z 44 miejsc, o które się ubiegaliśmy. Czekamy na wyniki z ostatniego okręgu, z północnej części stanu Szan - powiedział rzecznik NLD Kyi Toe.

Oficjalne potwierdzenie wyników przez komisję wyborczą oczekiwane jest dopiero za kilka dni.

Nawet jeśli potwierdzą się szacunki NLD, wpływ partii noblistki pozostanie minimalny. Jedną czwartą miejsc w parlamencie mają zagwarantowaną wojskowi, a 80% pozostałych mandatów przypada zbliżonej do armii Partii Związku Solidarności i Rozwoju (USDP).

NLD wygrała wybory parlamentarne w 1990 roku, ale wojskowi zignorowali rezultat głosowania. Na ponowne wybory zezwolili dopiero w 2010 roku. NLD zbojkotowała głosowanie. Zwyciężyła wówczas USDP.

W niedzielnych wyborach rywalizacja toczyła się o 45 miejsc - 37 w izbie niższej, czyli Izbie Reprezentantów, sześć w izbie wyższej, czyli Izbie Narodowości, oraz o dwa w zgromadzeniach regionalnych.

Demokracja, czyli koniec sankcji?

Dla teoretycznie cywilnych władz, składających się głównie z byłych członków junty, stawka w wyborach jest wysoka. Stany Zjednoczone i Unia Europejska sygnalizowały wcześniej, że gdyby były one wolne i uczciwe, zaistniałaby możliwość zniesienia niektórych sankcji, nałożonych w ciągu ubiegłych dwóch dziesięcioleci w związku z łamaniem praw człowieka przez birmańskie władze.

W niedzielę komisarz ds. handlu Karel De Gucht potwierdził, że 23 kwietnia UE rozważy zniesienie sankcji gospodarczych wobec Birmy. Dodał, że Unia bierze też pod uwagę przywrócenie Birmie przywilejów handlowych przysługujących ubogim krajom. W Birmie od roku trwają reformy, które zaskoczyły nawet największych przeciwników władz w Najpjidaw. W marcu ubiegłego roku junta przekazała formalnie władzę popieranej przez nią administracji cywilnej, a prezydent Thein Sein rozpoczął dialog z demokratyczną opozycją. Na wolność wyszły setki więźniów politycznych, podpisano zawieszenie broni z rebeliantami, poluzowano cenzurę, wprowadzono prawo do organizowania strajków i tworzenia związków zawodowych.

Rewolucja w "kraju wiecznej stagnacji"

W Birmie, "kraju wiecznej stagnacji", ma miejsce rewolucja - stwierdza komentator największej niemieckiej gazety opiniotwórczej "Sueddeutsche Zeitung". Przez pół wieku mieszkańcy kraju żyli w "zdominowanym przez generałów systemie bezprawia". "Byli inwigilowani i zamykani w więzieniach, ich kraj był izolowany na arenie międzynarodowej (...). Dobre interesy robili tylko ludzie związani z reżimem, większość społeczeństwa żyła w nędzy, bunty były tłumione przez wojsko" - czytamy w "SZ".

"Obecnie pojawiła się duża szansa na zwrot" - ocenia komentator. Symbolem nadziei i tęsknot całego narodu jest noblistka Aung San Suu Kyi, "ikona demokratycznego oporu", która w wieku 66 lat mogła po raz pierwszy ubiegać się o polityczny mandat. To "milowy krok" w historii Birmy.

Gazeta podkreśla, że proces reform wdrażany jest odgórnie - prezydent Thein Sein zrozumiał, że jego kraj jest w bardzo złej sytuacji ekonomicznym i wymaga odnowy. Chciałby ograniczyć wpływy Chin i doprowadzić do zniesienia zachodnich sankcji.

Zachód zyska sojusznika?

W miejscu, gdzie krzyżują się wpływy Indii i Chin, Zachód staje obecnie przed wielką szansą na pozyskanie ważnego sojusznika. Jeżeli władze Birmy chcą odgrywać taką rolę, to prezydent potrzebuje Suu Kyi, cieszącej się uznaniem na świecie laureatki Pokojowej Nagrody Nobla.

Awans Suu Kyi z prześladowanej działaczki na osobę z politycznym mandatem nie jest jeszcze dowodem na zwycięstwo demokracji - ocenia komentator. To tylko "pragmatyczny sojusz", który zawarła z ludźmi, którzy ją do niedawna prześladowali.

Dla Zachodu nadszedł obecnie czas na zniesienie sankcji. "Twardogłowi w rządzie zostali zmarginalizowani, chociaż nie udało się ich całkowicie wykluczyć" - czytamy. Liberalizacja sankcji byłaby wsparciem "rozsądnej strategii" szefa państwa. Dotychczas interesy w Birmie robiły Chiny. Kraj potrzebuje jednak nie tylko inwestycji, lecz także pomocy rozwojowej oraz zagranicznych ekspertów, którzy pomogliby wdrożyć reformę administracji. "Chiny mają w tej dziedzinie niewiele do zaoferowania" - zauważa autor w konkluzji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)