Atak Korei Północnej, Seul gotowy na "ogromny odwet"
Dwóch południowokoreańskich żołnierzy zginęło, a co najmniej 18 zostało rannych, w tym kilku poważnie, w wyniku ataku artyleryjskiego przeprowadzonego przez siły Korei Płn. na jedną z wysp na Morzu Żółtym - podała południowokoreańska agencja Yonhap. Wojsko Korei Południowej zostało postawione w najwyższym stopniu gotowości i wysłało w rejon ostrzelanej wyspy swoje myśliwce. Waszyngton zapowiedział, że stanie w obronie Korei Południowej.
Korea Płn. ostrzelała południowokoreańską wyspę Yeonpyeong na Morzu Żółtym. Według świadków, kilka trafionych przez artylerię Północy domów zawaliło się, a 60 do 70 budynków stanęło w ogniu. Telewizja YTN podała, że - według różnych relacji - w wyspę uderzyło od kilkudziesięciu aż do 200 pocisków. Większość trafiła w bazę południowokoreańskiej armii.
Płoną domy, ludzie są przerażeni
- Płoną domy i wzgórza. Mieszkańcy są ewakuowani. Niewiele widać z powodu dymu. Ludzie są śmiertelnie przerażeni - mówi jeden ze świadków. Według relacji obserwatorów, pożary na zamieszkanej przez około 1200 ludzi wyspie wymknęły się spod kontroli, a mieszkańcy uciekają na łodziach rybackich.
Z powodu ran odniesionych podczas ostrzału zmarło dwóch żołnierzy sił południowokoreańskich. Stan dwóch innych wojskowych jest ciężki.
"Ogromny odwet"
Prezydent Korei Południowej Li Miung Bak, który od objęcia swojego urzędu trzy lata temu forsuje stanowczą politykę wobec sąsiada z północy, oświadczył, że odpowiedź na atak, który według Reutera był najcięższym ostrzałem Południa od czasu zakończenia działań wojennych w 1953 roku, musi być stanowcza. Seul przeprowadzi - jak to określił - "ogromny odwet", jeśli Korea Północna jeszcze raz zaatakuje. Dodał jednocześnie, że trzeba zapobiec eskalacji sytuacji. to określił.
- Masowe ataki na cywilów są niewybaczalne, także w znaczeniu humanitarnym" - powiedział prezydent Korei Płd.
Południowokoreańskie ministerstwo obrony uznało, że ostrzał był zaplanowany przez Koreę Płn. i stanowi pogwałcenie warunków rozejmu.
Kto zaczął?
Tymczasem władze w Phenianie oświadczyły, że to wojska Korei Płd. pierwsze otworzyły ogień. Korea Płn. zapowiedziała też, że odpowie siłą na każde naruszenie spornej granicy.
Według najnowszych doniesień, ostrzał wyspy prawdopodobnie już się zakończył. Wymiana ognia trwała około godziny. Jest jednym z najpoważniejszych incydentów pomiędzy obiema Koreami w ostatnich latach - pisze Reuters.
Zobacz pierwsze zdjęcia z wyspy Yeonpyeong po ataku!
Wyspa Yeonpyeong znajduje się około 3 km na południe od granicy morskiej i 120 km na zachód od Seulu. W przeszłości już dwa razy dochodziło wokół niej do śmiertelnych starć pomiędzy obiema Koreami. W potyczce z 2002 roku zatopiony został południowokoreański okręt, na którym zginęło sześciu marynarzy, a w 1999 w starciu zginęło 30 północnokoreańskich żołnierzy a kilkunastu południowokoreańskich zostało rannych.
Najwyższy stopień alarmu
Południowokoreańskie wojsko ogłosiło najwyższy stopień alarmu, poprzedzający tylko alarm w przypadku wojny i wysłało w rejon ostrzelanej wyspy swoje myśliwce. Według kancelarii prezydenta Korei Płd. ostrzał Północy może być odpowiedzią na południowokoreańskie ćwiczenia wojskowe.
Świadkowie relacjonowali, że mieszkańcy ostrzelanej wyspy Yeonpyeong zostali ewakuowani do bunkrów. Na wyspie nie ma prądu. Na nagraniach pokazywanych przez południowokoreańską telewizję widać słupy dymu.
Południowokoreańskie wojsko potwierdziło wymianę ognia nie podając jednak żadnych szczegółów.
Narada w bunkrze
Ministrowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo Korei Płd. zebrali się na nadzwyczajnym posiedzeniu - podaje YTN. Obradują oni w podziemnym bunkrze na terenie rezydencji prezydenta Li Miung Baka.
Seul ostrzega, że jeśli Phenian nadal będzie prowokował to odpowiedź będzie stanowcza - podała telewizja YTN. Jednak prezydent Li powiedział, że będzie starał się zapobiec eskalacji konfliktu.
Południowokoreańska armia przesłała Phenianowi wiadomość, by jej artyleria wstrzymała ostrzał wyspy w pobliżu spornej granicy - podała agencja Yonhap.
Atakują, by doszło do rozmów?
Do ataku doszło w czasie, gdy specjalny wysłannik USA ds. Korei Płn. Stephen Bosworth podróżuje po krajach regionu po ujawnieniu przez Phenian prac nad wzbogacaniem uranu. Korea Płn. sygnalizowała też ostatnio, że chce wznowić zawieszone dwa lata temu negocjacje sześciostronne w sprawie jej programu atomowego.
- To niewiarygodne. Dzisiejsze informacje dowodzą, że Korea Płn., niesprowokowana, ostrzelała południowokoreańską wyspę. To lekkomyślna prowokacja. Chcą zrobić dużo hałasu i przeforsować, by negocjacje ułożyły się po ich myśli. To stara sztuczka - uważa profesor Zhu Feng z Uniwersytetu Pekińskiego.
Zubożała Korea Płn. jest uzależniona od gospodarczej i dyplomatycznej pomocy Chin, a jej przywódca Kim Dzong Il w ubiegłym roku dwa razy odwiedził Pekin, częściowo by zyskać poparcie dla swojego syna Kim Dzong Una, który ma zostać jego następcą.
Także Stany Zjednoczone potępiły atak i zaapelowały do Korei Płn., by powstrzymano się od działań bojowych.
Program atomowy
Kilka dni temu Siegfried Hecker, amerykański fizyk poinformował, że podczas wizyty w Korei Płn. widział wirówki służące do wzbogacania uranu. Zachód obawia się rozwoju programu jądrowego Phenianu, gdyż władze tego kraju przeprowadziły już w przeszłości próbne eksplozje ładunków nuklearnych. Ostatnia próba miała miejsce w 2009 roku.
60 lat wojny
W latach 1950-1953 Korea Północna i Korea Południowa prowadziły otwarte walki. Od tego czasu formalnie pozostają w stanie wojny, gdyż podpisano jedynie zawieszenie broni. W czasie walk zginęło wówczas 2-4 mln ludzi.
Napięcie pomiędzy obiema Koreami zaostrzyło się na początku roku, kiedy Seul oskarżył Phenian o zatopienie południowokoreańskiego okrętu, na którym zginęło 46 marynarzy.
Stanowisko Polski
Atak wywołał poruszenie na arenie międzynarodowej. Na ten temat wypowiedział się również Marcin Bosacki, rzecznik MSZ.
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest głęboko zaniepokojone wymianą ognia wokół południowokoreańskiej wyspy Yeonpyeong, w wyniku czego są zabici i ranni. Wciąż analizujemy napływające stamtąd informacje" - napisał w komunikacie Bosacki.
Podczas spotkania z dziennikarzami rzecznik zapewnił, że na terenie ostrzelanej wyspy nie było żadnych Polaków, ani osób pochodzenia polskiego. Pytany, czy MSZ planuje ewakuację naszej placówki z Korei Południowej powiedział, że na razie rozważanie tego jest przedwczesne.
- Mamy nadzieje, że przez najbliższe dni, tygodnie, miesiące utrzyma się stan, który mamy od kilku godzin, czyli braku działań wojennych - podkreślił
MSZ podaje, że Polska jest w kontakcie ze Szwecją i Szwajcarią, wraz z którymi jest w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych, nadzorującej od 1953 r. zawieszenie broni między Koreą Północną a Koreą Południową. Bosacki podkreślił, że komisja została powołana pod koniec wojny Koreańskiej.
- Są to trzy państwa, które ewentualnie wypracują wspólne stanowisko w sprawie incydentu, ale na razie uważamy, że ten incydent powinien zbadać komitet powołany przez dowództwo wojskowych sił ONZ, które nadzorują linie demarkacyjną na półwyspie koreańskim - tłumaczył.
Rzecznik MSZ poinformował, że dochodzenie w sprawie incydentu będzie prawdopodobnie prowadzić Wojskowa Komisja Rozejmowa Dowództwa ONZ (UNCMAC).
- Polska żywi nadzieję, iż obie strony unikną eskalacji napięcia, która mogłaby przerodzić się w kryzys stanowiący poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa w Azji Wschodniej i mieć negatywne skutki dla całego świata - podkreślił Bosacki.
Świat wstrzymał oddech
Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Rosja i Japonia ostro potępiły wymianę ognia wokół Yeonpyeong. Główny sojusznik Phenianu, Pekin, wyraził zaniepokojenie sytuacją.
- Stany Zjednoczone stanowczo potępiają ten atak i wzywają Koreę Północną do powstrzymania się od agresywnych działań oraz do pełnego poszanowania warunków porozumienia dotyczącego zawieszenia broni - powiedział rzecznik Białego Domu Robert Gibbs. Podkreślił, że USA zaangażowały się "by bronić (swojego) sojusznika (Koreę Płd.).
Jednocześnie Amerykańskie ministerstwo obrony poinformowało, że jest zbyt wcześnie, by mówić o sposobach powstrzymania przez amerykańską armię Korei Północnej przed kolejnym ewentualnym atakiem na Koreę Południową.
Jak oświadczył rzecznik Pentagonu Dave Lapan, żadne dodatkowe posiłki wojskowe nie zostaną przesunięte w obszar regionu w ataku artylerii Korei Północnej.
- Ciągle monitorujemy sytuację i rozmawiamy z naszymi sojusznikami. Nie powiedziałbym jednak, że jakieś działania zostały podjęte w rezultacie incydentu - dodał Lapan.
Rzecznik odmówił komentarza, czy amerykańskie siły w Korei Południowej zostały postawione w stan pogotowia.
Tymczasem Chiny ze swej strony wyraziły "zaniepokojenie i nadzieję, że strony bardziej będą działać na rzecz pokoju i stabilizacji na Półwyspie Koreańskim". W takim duchu wypowiedział się rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei.
Przebywający z wizytą w Mińsku minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow ocenił, że istnieje "ogromne niebezpieczeństwo" wybuchu otwartego konfliktu. - To, co się stało, zasługuje na potępienie. Ci, którzy rozpoczęli (atak) i uciekają się do ostrzału południowokoreańskiej wyspy wzięli na siebie olbrzymią odpowiedzialność. Wymiana ognia musi natychmiast ustać - wzywał Ławrow.
Z powodu wydarzeń na Półwyspie Koreańskim premier Japonii Naoto Kan zwołał nadzwyczajne posiedzenie rządu. Poinformował, że polecił swoim ministrom "poczynienie przygotowań na każdą ewentualność".
Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton "ostro potępiła" północnokoreański atak, wyrażając przy tym "głębokie zaniepokojenie" powstałą sytuacją.
Szef ONZ Ban Ki Mun nazwał atak najpoważniejszym incydentem od zakończenia wojny koreańskiej - powiedział jego rzecznik Martin Nesirky.
Dodał, że sekretarz generalny ONZ przekazał wyrazy najwyższego niepokoju przewodniczącemu Rady Bezpieczeństwa. Funkcję tę pełni obecnie ambasador Wielkiej Brytanii Mark Lyall Grant. Grant powiedział, że "nie ma formalnego wniosku o zwołanie posiedzenia Rady sprawie kryzysu koreańskiego".
Brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague potępił - jak to określił - "jednostronny" atak Korei Płn. Jego niemiecki odpowiednik Guido Westerwelle powiedział, że "jest bardzo przejęty" tą "nową prowokacją wojskową" ze strony Phenianu. Jego zdaniem atak "zagraża pokojowi w regionie".