"Artykuł o Herbercie to polityka antylustracyjna"
Profesor i krytyk literacki Jacek Trznadel uważa, że artykuł "Donos Pana Cogito" w tygodniku "Wprost" o rzekomej współpracy Zbigniewa Herberta z SB wpisuje się w linię publikacji, mających udowodnić, że kontakty z bezpieką mieli praktycznie wszyscy. Według Trznadla taką linię prezentuje "Gazeta Wyborcza" i środowiska z nią związane.
W czwartek redaktor naczelny "Wprost" Piotr Gabryel przyznał, że redakcja popełniła błąd i nadinterpretowała materiały historyczne w artykule o Zbigniewie Herbercie. W ostatnim wydaniu tygodnik w artykule "Donos Pana Cogito" napisał, że Zbigniew Herbert donosił Służbie Bezpieczeństwa na przedstawicieli polskiej emigracji.
Redaktor naczelny "Wprost" na stronach internetowych tygodnika przeprosił Katarzynę Herbert i wszystkich, którzy poczuli się urażeni artykułem. Przeprosiny mają się też ukazać na łamach tygodnika. Wdowa po poecie Katarzyna Herbert uważa te przeprosiny za niewystarczające i oczekuje oficjalnego wycofania się tygodnika z zarzutów wobec jej męża.
Jacek Trznadel, krytyk literacki i znajomy Zbigniewa Herberta powiedział, że tę samą linię, co "Wprost" prezentuje "Gazeta Wyborcza" i związane z nią środowiska. Dodał, że dziennik od dawna krytykuje lustrację, a z drugiej strony stara się dowieść, że nie ma ludzi moralnie czystych, którzy nie splamili się kontaktami z aparatem bezpieczeństwa.
Zdaniem Jacka Trznadla, takie publikacje mają usprawiedliwić tych przedstawicieli opozycji demokratycznej, którzy podpisali deklaracje o współpracy z SB lub byli jej współpracownikami. Profesor dodał, że mają one także na celu przygotowanie "miękkiego lądowania" dla tych osób, których kontakty z bezpieką mogą wyjść na jaw.
Artykuł w tygodniku "Wprost" Jacek Trznadel nazwał "głęboko kłamliwym". Szczytem hipokryzji określił komentarz Joanny Szczęsnej w czwartkowej "Gazecie Wyborczej". Jak powiedział, broniąc Zbigniewa Herberta, autorka zaatakowała jednocześnie samego poetę, jego przyjaciół i Instytut Pamięci Narodowej, podważając moralną czystość jego pracowników. Zwrócił uwagę, że artykuł sugeruje, że Herbert nie ma nic na swoją obronę poza swoją poezją. Dodał, że Herbert ma na swoją obronę całe swoje życie, a tego typu teksty są szczytem hipokryzji i nikczemności.
Krytyk literacki nawiązał też do ubegłorocznego eseju "Rana na czole Adama M." Adama Michnika, który napisał, że "Adam Mickiewicz nigdy nie otrzymałby statusu pokrzywdzonego w IPN". Profesor Trznadel podkreślił, że Michnik przyrównał tamtą sytuację do obecnej lustracji i przez postać Mickiewicza próbował wytłumaczyć wszystkich, którzy mogli współpracować z SB. Przypomniał, że filomaci po śledztwie musieli podpisywać swego rodzaju "lojalkę". Zdaniem profesora Trznadla, Adam Mickiewicz otrzymałby jednak status pokrzywdzonego w IPN. Według Jacka Trznadla, takie publikacje, jak Michnika, mają pokazać, że wybitni Polacy, poczynając od Mickiewicza i na Herbercie kończąc nie byli czyści. Według profesora chodzi tu również o usprawiedliwienie tych przedstawicieli opozycji demokratycznej, którzy podpisali deklaracje o współpracy z SB lub byli jej współpracownikami. Profesor dodał, że mają one także na celu przygotowanie "miękkiego lądowania" dla tych osób, których kontakty z bezpieką mogą wyjść na jaw.
Janusz Pichlak, członek Naczelnego Sądu Dziennikarskiego w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich również uważa, że publikacja w tygodniku "Wprost" to część kampanii antylustracyjnej. Dziennikarz twierdzi, że artykuł ma dać kolejny sygnał, że wszyscy byli złamani przez służbę bezpieczeństwa i nie ma żadnych autorytetów.
Janusz Pichlak dodał, że atak na pamięć Zbigniewa Herberta wpisuje się w walkę o kształt przyszłej ustawy lustracyjnej. Jego zdaniem jest to próba jej zablokowania albo stępienia, aby esbecja nadal mogła wpływać przez szantaż na życie polityczne i gospodarcze.
Dziennikarz zwrócił też uwagę, że byli zdecydowani przeciwnicy lustracji obecnie zamieniają się w zagorzałych jej zwolenników. Według niego mają oni jednak nadzieję, że obecnie stosowana "wybiórcza lustracja" wszystkich zniechęci do otwarcia archiwów.
Janusz Pichlak podkreślił, że sprawa lustracji powinna zostać jak najszybciej rozwiązana, bo teraz, dzięki manipulacjom materiałami, sędziami w niej są ludzie aparatu opresji.