Arogancja władzy – Lech Wałęsa dla WP
Warchoły w fartuchach i czepkach. W taki sposób chciałby nazwać premier protestujące pielęgniarki. To przecież one burzą porządek społeczno-polityczny i gospodarczy. Na razie premier poprzestaje na nazywaniu tego protestu haniebną akcją polityczną, a protest głodowy uznaje za korzystny dla zdrowia, „bo niezjedzenie kolacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło”. Czas powiedzieć za premierem, że „tu, gdzie są pielęgniarki, kiedyś była nasza Solidarność, a tam, gdzie jest rząd, tam było ZOMO”.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/pielegniarki-opuscily-kancelarie-premiera-6038708544816257g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/pielegniarki-opuscily-kancelarie-premiera-6038708544816257g )
Pielęgniarki opuściły kancelarię premiera
Nie mam tu wcale nawet na myśli interwencji policji i przesunięcia protestujących z ulicy, chociaż można było tego uniknąć, gdyby premier zamiast ohydnej gry podjął zwyczajny dialog. Bardziej mam na myśli arogancką postawę premiera, który w wielu momentach tego protestu ustawiał się w roli dyktatora rozdającego karty i decydującego o wszystkim. Nawet wicepremierzy koalicyjni nie odważali się mocniej reagować. Taka postawa Jarosława Kaczyńskiego nie jest zaskoczeniem, bo nie od dziś swoje działania opiera się na manipulacji, konfrontacji i dzieleniu innych. Manipulacje zaczęły się już w pierwszy dzień protestu. Premier uparcie proponował spotkanie poza swoją Kancelarią. Zasada prosta: zaproponować coś, co i tak nie będzie przyjęte. Wtedy można zrzucić winę na innych, a w najgorszym razie podzielić przeciwnika (dla niego zawsze po drugiej stronie są przeciwnicy, a nie partnerzy). Zabieg się udał, bo zachwiał jednością protestujących. Wcześniej był zastosowany przy proteście lekarzy, żeby za wszelką cenę
podzielić ich z pielęgniarkami.
Na tym nie koniec. Swoje lekceważenie objawiał wielokrotnie, zasłaniając się sprawami unijnymi (mimo, że tam się nie wybierał). Pielęgniarki nazwane zostały przez szefa rządu przestępcami. Nas, w 1980 roku i później też nazywano warchołami i przestępcami burzącymi porządek. Brat obecnego premiera uczył nas wtedy w podziemiu, jak dochodzić swoich racji w tym „porządku”, zamiast go burzyć. Nie miał natury rewolucjonisty. Dziś nikt nie ma zamiaru burzyć porządku – chociaż specjalnie go nie widać. A prawo do protestu to święte prawo. Niech premier nie waży się o tym zapominać! Pielęgniarki nie dały się sprowokować, nie przyjęły retoryki i metod premiera. Czekały w pokorze. Z cierpliwością właściwą swojej służbie. Doczekały się łaskawej decyzji o spotkaniu przy kawie. I tu przyznam, premier mnie zaskoczył. Jeszcze wczoraj rano zapowiadał, że prawdopodobnie trzeba będzie użyć innych sposobów i wyprowadzić pielęgniarki siłą. Aż nie chce mi się wierzyć, że tak błyskawiczny efekt odniósł mój list – wysłany w
odpowiedzi na publiczne zwrócenie się do mnie przez protestujące panie o wsparcie i solidarność. Zasmuciła mnie w tym wszystkim postawa tego najbliższego mi związku – NSZZ „Solidarność”. Znów niebezpiecznie związek ten angażuje się po stronie rządu, zapominając o roli związkowej. I o solidarności. Gdybym był pielęgniarką na pewno należałbym dziś do ich związku.
Spotkanie wtorkowe niczego nie przyniosło. Czas pokaże, czy premier oprócz zabiegów medialnych i taktycznych potrafi coś zaproponować tej grupie zawodowej i całemu systemowi. Nie będzie łatwo o to, bo wiele innych problemów ma na własnym podwórku. Nie potrafi nawet zadbać o przejrzystość własnej koalicji. To też naturalny objaw arogancji władzy. Przecież mamy swój twardy elektorat i to nam wystarczy w utrzymaniu władzy – zdają się mówić rządzący. I tak raz pojawiają się zarzuty i prowadzone są śledztwa wobec Samoobrony, innym razem mowa jest o nadużyciach LPR. Premierowi to najwyraźniej nie przeszkadza, a przestępców widzi w broniących swoich praw kobietach. Być może nie pozostanie mu nic innego, jak dalej prowadzić swoją marną, chociaż sprytną grę w rządzenie. W tym celu postawił sobie i swoim oddanym zadanie poszukiwania i wskazania winnego sytuacji pielęgniarek. Będą to bogaci. Ma zamiar zrealizować absurdalny i obśmiany przez wszystkich, nawet koalicjantów, pomysł – referendum w sprawie podniesienia
podatków, w którym każdy wynik będzie zły dla Polski, ale dobry dla rządu. Jeśli Polacy opowiedzą się przeciw, to właśnie bogaci będą winni sytuacji pielęgniarek, a jeśli za – wprowadzony zostanie zły system, nakręcona spirala podatków i biurokracji, która uderzy we wszystkich, nie tylko bogatych. W obu przypadkach zwycięski będzie rząd – bo znalazł winnego w jednym albo wprowadził zły system na wniosek wyborców, bez własnej odpowiedzialności. Też będzie ktoś winny. Każdy, tylko nie rząd. Czy to jest droga do rozsądnych rozwiązań? Czy nie ma już drogi kompromisu i merytoryki? Gdzie są programy rządu, gdzie dobre pomysły na zmiany? Może w archiwach IPN? To przecież rząd ma proponować rozwiązania, wychodzić naprzeciw, a nie oczekiwać kajania się, żądać proszenia na kolanach, jak czynił w ostatnich dniach nad wyraz dobitnie i ostentacyjnie premier. Po to wybiera się rząd, aby służył, a nie dyktował. W demokracji i wolnej Polsce chcemy rządu służących, a nie dyktatorów.
Prezydent Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski