Armia wzywa

Emilia i Grzegorz Kusiowie z Wałbrzycha są młodą rodziną. Żyją po bożemu, jak sami mówią: wzięli ślub kościelny, a półroczna Małgosia już została ochrzczona. Ich los jest taki normalny, zwykły; są radości i problemy, ale teraz zdaje się zbliżać prawdziwa katastrofa. 2 sierpnia mąż ma się stawić w jednostce. Rocznicy ślubu, bo pobrali się 26 sierpnia, nawet nie spędzą razem.
– Zdecydowaliśmy się na małżeństwo, gdy Grzegorz otrzymał dobrą pracę. Uważał, że wcześniej nie można, że musi mieć za co utrzymać rodzinę – opowiada Emilia.
W Wałbrzychu, gdzie stopa bezrobocia swego czasu biła rekordy i zdecydowanie później niż gdzie indziej zaczęły pojawiać się ogłoszenia „szukam pracownika”, praca w Toyocie jest wciąż jeśli nie przedmiotem marzeń, to z pewnością powodem do satysfakcji. Gdy do tego Japończyk podpisze umowę na dłużej, wałbrzyszanin zyskuje poczucie bezpieczeństwa i życiową stabilizację. Dlatego Grzegorz Kuś chodził koło tej pracy ze dwa lata. Dbają tam bardzo o przejrzystość rekrutacji, na początkowym etapie przeprowadza to nawet firma zewnętrzna. Przeszedł pomyślnie wszelkie próby i sprawdziany. Potem jeszcze czekał, aż wraz z rozwojem firmy powstanie miejsce i dla niego.
– W październiku kończy mi się druga umowa, ale jednocześnie zostałem skierowany na kolejny kurs, więc na pewno chcą, żebym tam dalej pracował. Może dostałbym umowę na stałe, wtedy i o kredycie na mieszkanie można by pomyśleć – rozmarza się Grzegorz.
Bo jeszcze ma nadzieję, że kolejne odwołanie do coraz wyższych wojskowych instancji będzie dla niego pomyślne. Ojczyzna sobie o nim przypomniała i ma odsłużyć dziewięć miesięcy. Teraz, gdy sobie wszystko poukładał!

01.08.2007 | aktual.: 03.08.2007 09:35

Rozpacz żony

Emila płacze po swojemu... Kochają się, chcą być razem, ten czas rozłąki wydaje się wiekiem. Myśli o czekających ją problemach. Córeczka nie jest zdrowa. Lekarze określają to jako wzmożone napięcie mięśniowe i asymetrię. Oni robią wszystko, by mogła prawidłowo się rozwijać. A to kosztuje.
– Czasem wypłaty Grześka nie wystarcza, a co dopiero tych pieniędzy, które łaskawie chce nam podarować MON – mówi Emilia.
Zdaje sobie sprawę, że i przez ten czas rozłąki, i później nie może zbytnio liczyć na pomoc rodziny. Rodzice i teściowie mają swoje poważne problemy. Zajmują się sędziwymi i ciężko chorymi babciami. Mieszkanie? Kolejny powód do łez... Ich niewielki pokoik jest czyściutki i wszystko ma w nim swoje miejsce. W centralnym miejscu – dziecięce łóżeczko, ale jest też komputer, obok ślubna fotografia. Kiedy mieszka się na tak małej przestrzeni, praktycznie trzeba sprzątać i układać na okrągło. Obok w większym pokoju mieszkają rodzice Emilii i jej 11-letnia siostra. I to już jest cała powierzchnia mieszkalna tego typowego lokum na typowym osiedlu sypialni. Dlatego Grzegorz tak marzy o możliwości wzięcia kredytu na mieszkanie. I pewnie nie tylko on nie może się doczekać przeprowadzki młodej rodziny na swoje.
Emilia ma też inne marzenia. Choroba już na pierwszym roku uniemożliwiła jej studiowanie anglistyki. Potem nawet przez pewien czas otrzymywała rentę. Chciałaby wrócić do nauki w systemie zaocznym. Obecnie jest to niemożliwe, bo przy małej tyle jest pracy i jeszcze karmi ją piersią. Rodzinę utrzymuje wyłącznie Grzegorz. W przyszłości Emilia mogłaby przecież wrócić do aktywniejszego życia. Biją się z myślami, pocieszają nawzajem, to znów wpadają w czarną rozpacz. Snują wtedy katastroficzne wizje tego, co spotka ich po powrocie Grzegorza z wojska. W Toyocie, nie mają złudzeń, nie będzie czekać na niego dawne miejsce pracy. O kredycie na mieszkanie trzeba zapomnieć. Może nawet będzie musiał korzystać z zasiłku dla bezrobotnych. Jak będą żyć, jak leczyć małą? I znów się wtedy łudzą, że na ich odwołanie nadejdzie pozytywna odpowiedź.

A wojsko na to: niemożliwe

Mjr Leszek Nowicki z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego we Wrocławiu, gdzie trafiło jedno z ich pism, najpierw wyjaśnia mi sytuację od strony prawnej. Wszystkie te sprawy reguluje ustawa o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej, co prawda z 1967 r., ale z późniejszymi licznymi nowelizacjami. I tu dowiedzieć się można z art. 127 ustęp 1, że poborowy nie będzie pozostawiony z problemem opuszczonej na ten czas rodziny, której był dotąd jedynym żywicielem. Jeżeli wójt, burmistrz lub prezydent miasta (tam, gdzie zamieszkuje) stwierdzi, że tak jest w istocie, rodzina będzie otrzymywać co miesiąc zasiłek, obecnie w wysokości 898 zł brutto. Jego wysokość zależy od zmieniających się okresowo wysokości innych świadczeń. Jeżeli poborowy z rodziną mieszkał w samodzielnym mieszkaniu, wojsko może przejąć płacenie czynszu, a spłaty wszelkich kredytów czy pożyczek z mocy ustawy ulegają zawieszeniu.
Słowem – same przywileje. Cóż jednak zrekompensuje utratę dobrej pracy albo upadek własnej małej firmy, którą akurat rozkręcał młody człowiek? Przede wszystkim jak poradzą sobie z rozstaniem; dla wielu rodzin będących dopiero na początku wspólnej drogi może to być próba zbyt bolesna. Córeczka Grzegorza po tych dziewięciu miesiącach z pewnością potraktuje tatusia jak kogoś obcego. Czy to również nie ma żadnego znaczenia? – pytają zasmuceni rodzice.
Wydaje się, że nic już nie uchroni przed „wojem” takich żywicieli rodzin. Jeszcze niedawno byłoby inaczej. Wytyczne w tej sprawie zmieniły się w 2006 r. decyzją szefa sztabu generalnego zarządu zasobów ludzkich.
– A my – dodaje mjr Leszek Nowicki – jesteśmy tylko wykonawcami. Zresztą pan Kuś korzystał już z możliwości odroczenia, i to nie jeden raz.
Grzegorzowi trudno dziś udowodnić, że za tym drugim razem też chodziło o kontynuowanie nauki (ten argument wtedy i obecnie jest brany pod uwagę). Twierdzi, że w tamtym czasie akurat ten typ szkoły, do której uczęszczał, nie uprawniał do odroczenia. Wojsko poszło mu wówczas na rękę, przyjmując argument o ważnych powodach rodzinnych. Tymczasem „zasób ludzki” tylko raz może skutecznie powoływać się na rodzinę.

Zmiana frontu

Dlaczego zatem wojsko stało się tak nagle surowe i – nomen omen – zasadnicze? Odpowiedź jest oczywista. Zna ją również Emilia Kuś, z goryczą pisząc do redakcji: „Gdybyśmy wiedzieli z Grzegorzem, co nas tu spotka, nigdy nie założylibyśmy rodziny, na pewno nie tutaj. Nawet marne tysiąc złotych becikowego by nic nie wskórało. Mieszkalibyśmy w Anglii najprawdopodobniej, jak tysiące innych, młodych ludzi. To tam urodziłabym córkę, to tam byłoby pięknie”.
Przyszła im na myśl również ucieczka. Spakować się i wyjechać, zanim nadejdzie feralny dzień; ale potem – refleksja, że staną się przestępcami i jak tu coś takiego zrobić córeczce.

Gorycz i złość młodej żony są ogromne. Pisze dalej: „Pytam panów Kaczyńskich, gdzie ta idea prorodzinnego państwa? Gdzie ich słowa, że będzie lepiej? Tak według nich ma wyglądać państwo propagujące rodzinne wartości? Żona z dzieckiem sama, a mąż na poligonie? Brak funduszy na godne warunki życia? Sytuacja w służbie zdrowia zmuszająca do korzystania z płatnej opieki lekarskiej? Ja nie żądam pieniędzy, mąż potrafi nas utrzymać. Zostawcie go tylko w domu!”.

PS Major Nowicki wspomniał też, że zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami mężczyźni w stopniu szeregowca, którzy nie odbyli dotąd zasadniczej służby wojskowej, mogą się spodziewać powołania do 50. roku życia, w stopniu oficera – aż do sześćdziesiątki. Przeżycia 49-letniego „kota” to dopiero byłby temat, ale to już na inne opowiadanie.

Violetta Waluk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)