Armia USA obawia się "spektakularnych ataków" przed wyborami
Armia amerykańska obawia się, że rebelianci
będą próbowali dokonać "spektakularnych ataków", z dużą liczbą
ofiar, w celu odwrócenia uwagi od wyborów 30 stycznia i
zastraszenia Irakijczyków - powiedział w wywiadzie dla
Associated Press zastępca szefa operacyjnego wojsk USA, generał
lotnictwa Erv Lessel.
07.01.2005 18:15
Lessel zwraca uwagę na coraz okrutniejsze w ostatnich miesiącach ataki rebeliantów, ze ścinaniem głów, porzucaniem zwłok przy drogach oraz siejącymi grozę eksplozjami samochodów - pułapek. Stany Zjednoczone nie dysponują wprawdzie danymi wywiadowczymi, które wskazywałyby na konkretne plany wielkiego zamachu, niemniej problem istnieje. Główną bronią rebeliantów jest ich zdolność wywołania strachu.
Myślę, że w najczarniejszym scenariuszu, dojść może do serii budzących przerażenie ataków, przeprowadzonych w jakiś spektakularny sposób, z wielką liczbą ofiar, w dniach poprzedzających wybory. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy (rebelianci) wciąż zaostrzali barbarzyński charakter swych ataków. Rok temu podobnych straszliwych rzeczy nie było - podkreśla Lessel
Według amerykańskiego generała siły USA nasiliły operacje w rejonach Iraku uważanych wciąż za zbyt niebezpieczne do przeprowadzenia głosowania, jednak akcje te nie były tak spektakularne, jak listopadowa kampania w twierdzy rebeliantów - Faludży.
Z drugiej strony Lessel uważa, iż rebelianci nie cieszą się szerokim poparciem społecznym. Jego zdaniem tylko dwie prowincje wciąż są dużym problemem dla Amerykanów - Anbar z miastem Faludża i Niniwa z miastem Mosul. Siły USA podejmują jednak "intensywne działania" w celu umożliwienia przeprowadzenia tam bezpiecznych wyborów.
Postęp, według armii USA, widać już na obszarach na południe od Bagdadu, w tym w Mahmudii i Latifii. Dodatkowe oddziały amerykańskie i irackie zostały skierowane do Mosulu na północy, gdzie rebelianci wciąż są silni.
USA odnotowują poprawę sytuacji również w innym ognisku przemocy, Ramadi. Ludzie w Ramadi są zmęczeni rebeliantami, zmęczeni obecnymi tam bojownikami zagranicznymi i w coraz większym stopniu są skłonni popierać siły wielonarodowe - podkreśla Lessel.
W jego opinii, ciągłe ataki rebeliantów na funkcjonariuszy policji i sił bezpieczeństwa nie zniechęciły Irakijczyków do wstępowania w szeregi armii. Obecnie szkoli się 7 tys. rekrutów policji i Gwardii Narodowej, a dalsze 25 tys. czeka na szkolenie. Za tym pozytywnym trendem kryje się zarówno duma narodowa, jak i perspektywa płatnej pracy.
Według Lessela rebelianci nasilą ataki przed wyborami, ale po głosowaniu prawdopodobnie ich liczba spadnie - z tej prostej przyczyny, że na dłuższą metę niemożliwe będzie utrzymanie dotychczasowej intensywności ataków, z których wiele to zamachy samobójcze.
Jest rzeczą znamienną, że terroryści używają samochodów-pułapek, ręcznych granatników przeciwpancernych i ładunków domowej produkcji do zastraszania i terroryzowania narodu irackiego, sami jednak najbardziej boją się zwykłego skrawka papieru, zwanego kartą wyborczą. Boją się głosowania. Myślę, że pomyślne wybory będą miały znaczący wpływ na rebeliantów - podkreśla amerykański generał.