SpołeczeństwoArmia Chrystusa

Armia Chrystusa

Znajomość trzech języków obcych, zaprogramowany etos modlitwy i pracy, niechęć do mrocznych pomieszczeń i brak skrywanych myśli. Takie cechy posiądzie absolwent szkoły zakonu legionistów Chrystusa, która powstanie pod Gdańskiem. Jeśli powstanie.

31.03.2005 | aktual.: 31.03.2005 10:51

Sprawa kompleksu szkół, które ma stawiać zakon z Meksyku, odżywa w gminie Kolbudy co wiosnę. - W tym roku to już na pewno zbudują - szemrzą miejscowi, ale z roku na rok ciszej. Bociany przylatują i odlatują, a szkół jak nie było, tak nie ma. I tak już od roku 1999. Instytucje owiatowe od przedszkola po uniwersytet - o których piszą na wiosnę lokalne gazety, a w tym roku nawet sama "Wyborcza" - bardzo by się gminie przydały. Bo to i zatrudnienie dla miejscowych, i prestiż.

Bogumiła Naczk, sołtys Bielkowa, gdzie ma stanąć szkoła, uważa, że inwestycja byłaby drugim wielkim skokiem cywilizacyjnym dla wsi, po doprowadzeniu owietlenia głównej drogi z Lublewa: - Cokolwiek by tu zrobił ten zakon, byłoby dobrze. Tylko czy co zrobi?

Bielkowo liczy 153 głowy i 20 domów rozrzuconych wród pagórków. W popegeerowskiej wsi rolników już nie ma. Emeryci i rencici uprawiają przydomowe ogródki. Najbliższy sąsiad przyszłego zespołu szkół nazwiska nie poda, a bez nazwiska to może co najwyżej wzruszyć ramionami: - To taka bajka. Ja już w nią nie wierzę. Ksiądz Kazimierz Południak, proboszcz z kocioła w Lublewie, który jeszcze Krzyżacy stawiali, o zamiarach legionistów wie tyle, ile z plotek. - Ze mną nigdy się nie kontaktowali - mówi nie bez żalu. - Ale nie muszą. To zakon autonomiczny, na prawie papieskim, nie podlega diecezji.

Najwięcej w gminie Kolbudy o zakonie wie wójt Grombala. Widział nawet ojców.

Wójt mruży oczy

Leszek Grombala w biurze przyjmował już różnych ludzi - w tym znanych biznesmenów. Bo Kolbudy to gmina podmiejska, górska, pełna lasów i jezior - cel migracji mieszczuchów z Trójmiasta, a nawet Krakowa. Zajmuje 56. miejsce w Polsce pod względem zamożnoci, na 2800 gmin. Dwaj zakonnicy w czarnych marynarkach i z dziwnym akcentem wcale wójta nie zdziwili, gdy przyszli zimą 1998 roku. Zwłaszcza że wizytę zorganizował pan Polikarp. Wójt Grombala: - Poldek to stary znajomy, ma w gminie dużo ziemi, uwielbiam toczyć z nim długie dysputy.

Zakonnicy opowiedzieli, że na ziemi Polikarpa zbudują wielki kompleks owiatowy, wójt grzecznie wysłuchał, ale i tak pomylał swoje. - Traktowałem to z przymrużeniem oka - opowiada. Ojcowie chyba wyczuli brak wiary wójta, bo zaprosili go razem z Polikarpem do Hiszpanii: do Toledo, Salamanki, Madrytu. Żeby pokazać, jak działają ich szkoły.

- Nauczanie języków obcych opanowali do perfekcji - wójt aż cmoka z zachwytu.

Zachwycili go chłopcy w stalowych mundurkach i krawatach, dziewczynki w spódniczkach w kratę i podkolanówkach. To, że uczą się i bawią oddzielnie. I że spokój tam panuje jak nie w szkole. Na przerwach malcy rozrabiają, ale jeszcze nie przebrzmi dzwonek na lekcję, a już stoją karnie w szeregach, gotowi pomaszerować do klas. Wójt wrócił do Kolbud, opowiedział gminnej radzie, co widział, a rada przegłosowała: rolne grunta Polikarpa należy przekwalifikować na budowlane.

Dobroć w genach

Pan Polikarp nie chce widzieć swojego nazwiska w prasie. Siedem lat temu na drodze między Tunisem a Kartaginą miał przebłysk. Przez okno samochodu zobaczył wielki uniwersytet w szczerym polu, a raczej na pustyni. Zapragnął takiego samego pod Gdańskiem.

- Rozmawiałem z jednym prawnikiem, z drugim, z architektem. Nie wiedziałem, czy jak wystąpię z propozycją oferowania gruntów, to się nie ośmieszę - opowiada.

Polikarpa interesują uniwersytety. Skończył trzy klasy technikum, więc wie, jak ciężko w życiu bez edukacji. A że ma trochę majątku - dawniej hodował winie, a zyski zainwestował w ziemię - chce innym trudu oszczędzić. Wójt Grombala: - To bardzo wrażliwy człowiek. Trzy lata temu Polikarp kupił rodzinie z Kazachstanu mieszkanie. Bo wzruszył go list, który przysłała do gminy. Do dziś szuka człowieka, który przygarnął go z dworca, nakarmił, pozwolił na kąpiel i zaprowadził do stoczni, gdy przyjechał do Gdańska niedługo po wojnie. Polikarp oburza się na dziennikarzy, którzy napisali, że przyjechał z kartonową walizką: - Miałem porządną walizkę ze skóry. W kieszeni tylko dwa złote, bo nie chciałem od ojca pieniędzy. Miałem 16 lat, ale w głowie poukładane.

Wójt Grombala: - To człowiek z Podlasia, z chłopskiej rodziny. Dobroć ma w genach. Przez lata w stoczni utyrał się jak niewolnik. Teraz powtarza, że chce nadrobić te lata. Był już w 60 krajach wiata. Polikarp o sobie: - Wiem, że nie wysławiam się dobrze po polsku, ale wiele osiągnąłem pracą i nie mam kompleksów.

Ma za to świetną pamięć. Kiedyś, gdy wracał "Batorym" z USA do Gdyni, usiadł i podliczył wydatki w Ameryce co do centa. W głowie, bez użycia kartki. Ale to nie ta pamięć dała mu pieniądze, tylko zmysł do biznesu. - Gdziekolwiek spojrzę, widzę możliwość zarobienia pieniędzy - mówi.

W Pomorskiem do dziś się dziwią. Jak ten człowiek w czasach komuny wiedział, które grunty za 20 lat będą najdroższe? Jeden ze znajomych Polikarpa ma taką teorię: - Miał dobrze za komuny, teraz chce odkupić partyjną przeszłoć i daje pieniądze na zakon. Sam Polikarp mówi co innego: - Pieniądze daję na edukację, nie na zakon.

Nagabywanie prawników przez Polikarpa o darowiznę z ziemi odbiło się echem po Trójmiecie. Szybko zadzwonił do niego prałat z kurii, znajomy sprzed lat. I umówił z zakonnikami. - Przyszło dwóch braci, w tym ojciec Bernard. Zdziwili mnie, bo mieli już mapkę z moimi terenami w Osowej - wspomina Polikarp. - Poprosili o trzy hektary na szkołę. Powiedziałem: Mogę wam dać 30 hektarów gdzie indziej. Ale ma tam być uniwersytet.

Ojciec Bernard nie wahał się ani sekundy. - Nie ma sprawy - powiedział.

Lider w sensie duchowym

Powołanie spłynęło na ojca Bernarda Skertchly'ego, gdy miał 11 lat. Razem z bratem marzył o zakonie franciszkanów, ale ojciec powiedział: nie! Zgodził się na legionistów Chrystusa, bo dawali stypendium. Bracia wsiedli do autobusu i pojechali 600 kilometrów do Mexico City. Dołączyli do 600 księży i 2,5 tysiąca seminarzystów.

- Pewnie, że tęskniłem za domem - mówi ojciec Bernard. - Ale w seminarium legionistów życie jest bardzo zdrowe: spacery, dużo sportu, proste jedzenie, codzienna msza i modlitwa. Jest też konkurencja. Nie tylko w nauce - także w sporcie i zachowaniu. Jest ocena postawy religijnej. Są reguły. Na przykład jak używać sztućców: nóż trzymać dłonią w górnej częci trzonka, nie prostować palca wskazującego na ostrze. Jest cenzura listów, które przychodzą. Zakaz pisania do rodziny częciej niż raz w miesiącu. Ojciec Bernard: - W zakonie uczą, że bycie katolikiem nie jest zabawą, tylko aktywnym działaniem, doskonaleniem się, żeby zostać liderem w sensie duchowym.

Bernard Skertchly nie wie, jak został na 11 lat osobistym sekretarzem założyciela i generała zakonu Marciala Maciela: - Tak jako samo wyszło.

Ale to, że nim był, daje mu pewnoć: - Oskarżenia generała o seksualne molestowanie chłopców w zakonie to kompletna bzdura. Byłem z nim dzień i noc, nie mógłbym nie zauważyć.

Zarzut wysunęli byli członkowie zakonu. W USA działa organizacja Regain, która skupia rzekome ofiary. Ma ona potężną stronę internetową z relacjami poszkodowanych, przykładami technik prania mózgu i sekciarskich metod legionistów. 84-letni ojciec Maciel twierdzi, że jest niewinny. Tydzień temu przestał być generałem zakonu - nie dlatego, że ciągną się za nim oskarżenia (zdaniem brytyjskiej prasy w grudniu 2004 roku Watykan wszczął nowe śledztwo, choć oficjalnie Stolica Apostolska tego nie potwierdza), ale dlatego, że poczuł się zmęczony.

Gdy jeszcze władał zakonem, robił to stanowczo. Wysłał Bernarda na placówkę do Hiszpanii, potem do Francji. Z dnia na dzień. Krytycy twierdzą, że takie dysponowanie zakonnikami służy do utrzymywania ich w poczuciu winy. Że coś źle zrobili i teraz dostają karę. Ojciec Bernard widzi to inaczej: - Legionista jest żołnierzem, do dyspozycji generała.

Pewnego dnia w roku 1995 ojciec Maciel mu powiedział: - Chcę, żebyś jutro przeniósł się do Polski.

Pan Bóg znalazł Polikarpa

W czerwcu 2000 roku w Hiszpanii Polikarp wpadł w zachwyt. Umie docenić dobrą robotę - z czterema robotnikami zarabiał na świniach więcej niż PGR, który zatrudniał dziesiątki ludzi. Seminarium duchowne zakonu w Salamance było nie gorzej zorganizowane.

- Porządek, posłuszeństwo - mówi Polikarp. - Pierwszy miesiąc studenci pracują na farmie, żeby poznać, co to praca.

Co jeszcze zachwyciło Polikarpa? Pokoiki malutkie, dwa na dwa, w środku łóżko, komputer i krzesło. Nie mają sufitów, z góry widać, co student robi. To, że seminarzyci sami piorą, gotują, sprzątają. To, że jego, Polikarpa, przyjęto z wielkimi honorami. Zakon wydał obiad. Na stole flagi: polska i hiszpańska, bukiety biało-czerwonych goĄdzików. Przy stole przełożony zakonu na Europę i rektorzy uczelni. A i tak pieczonego prosiaka podano najpierw Polikarpowi. - Ta wizyta mnie zbudowała - mówi biznesmen.

Ale to był tylko wstęp. 4 stycznia 2001 r., w 60. rocznicę powstania zakonu, Polikarp pojechał do Rzymu na audiencję u Papieża. Na placu świętego Piotra były tysiące wiernych, ale tylko 36 podeszło do Papieża. Polikarp: - Była tam kobieta, która ufundowała cały uniwersytet w Nowym Jorku. Ja tam byłem najmniejszy.

21 marca 2001 r. Polikarp oficjalnie przekazał ziemie zakonowi. Ojciec Bernard: - To Pan Bóg dał natchnienie panu Polikarpowi. Znalazł go wśród polskiego chłopstwa i użył do swoich celów.

Wylęgarnia elit

Marcial Maciel założył zakon w roku 1941. Pięć lat wczeniej miał wizję. Bóg w czasie porannej modlitwy powiedział mu jasno: ma zebrać grupę gotowych na powięcenia kapłanów i ruszyć z nimi w świat, by głosić słowo Chrystusa. Wizja szybko nabrała ciała. Dzisiaj zakon ma sto kompleksów owiatowych na całym wiecie. I opinię zgromadzenia mającego poparcie Papieża, tak jak Opus Dei.

Zakon bardzo dba o tę opinię. Na jego stronie internetowej znajdujemy na przykład list Papieża do ojca Maciela, przetłumaczony na angielski. Oto fragment: "Powierzam Cię, drogi ojcze Macielu, boskiej opiece Maryi Dziewicy, Matki kapłanów, i przesyłam Ci z głębi serca szczególne błogosławieństwo apostolskie, które z wielką chęcią rozciągam na cały zakon legionistów Chrystusa i członków ruchu Regnum Christi...".

W prasie USA i Europy Zachodniej zakon uważany jest za bardzo bliski Papieżowi. Tylko czy opinia o specjalnych związkach Papieża z legionistami jest prawdziwa? Dla księdza Witolda Bocka z biura prasowego gdańskiej kurii wygląda ona na produkt jakiegoś speca od PR legionistów: - Ten zakon jest tak samo bliski Papieżowi jak franciszkanie czy jezuici. Papież nie ma osobistych preferencji wobec zakonów.

W Polsce legioniści działają od roku 1995 w Krakowie. Ale to pod Gdańskiem ma być ich centrum.

Twórca projektu Andrzej Sotkowski: - Postawiono mi warunek: szkoła ma być przejrzysta. Klasy mają szklane ściany. Nie ma piwnic, kątów, w których można by się ukryć. Nie będzie narkotyków, molestowania, bójek. To ma być wylęgarnia elit. - A co ma zrobić uczeń introwertyk? - pytam.

- To nie będzie szkoła dla niego.

Andrzej Sotkowski ma taką teorię: architektura determinuje psychikę. - Skąd w Polsce tyle korupcji i zakłamania? Bo polityka toczy się w ciemnych gabinetach.

W szkole w Bielkowie chłopcy będą się uczyć z jednej strony, dziewczynki z drugiej, oddzielone pasem zieleni. Rodzice nie będą mieli wstępu poza najbardziej zewnętrzne budynki biur.

W Hiszpanii zakon przejmuje nawet szkoły istniejące. "The Guardian" z września 2003 roku pisze o protestach rodziców uczniów z Madrytu. Pewnego dnia dowiedzieli się, że legioniści Chrystusa kupili prywatną szkołę, do której chodziły ich dzieci. Zachowali jej koedukacyjny charakter. A nowy dyrektor na wstępie powiedział: "Mamy nadzieję, że nasi uczniowie i uczennice pobiorą się w przyszłości, bo to będzie oznaczać mniej separacji i rozwodów".

Ojciec Bernard tłumaczy reguły w szkołach zakonu: długie włosy - nie, kolczyk - nie, telefony komórkowe - nie. Uczeń cały czas czuje obecność księdza. Pewnie dlatego architekt z Gdańska musiał uwzględnić jeszcze jedno życzenie: na końcu każdego korytarza zasiądzie prefekt od dyscypliny. Ma mieć możliwoć ogarnięcia jednym spojrzeniem przez szklane ściany wszystkich uczniów.

Ojciec Bernard zaprzecza

Po trzech miesiącach nauki polskiego w Krakowie w 1995 roku ojciec Bernard pojechał do Gdańska, jak chciał generał. - Zakon interesuje ekspansja na republiki bałtyckie - mówi jeden z naszych informatorów związany z legionistami.

Ojciec Bernard: - To nieprawda. To chyba jasne, że interesuje nas Polska, kraj wyjątkowy dla Kocioła. Europa wymazała z konstytucji Boga, Polska nie. A Gdańsk jest historycznie bardzo religijny, stąd pochodzi Solidarnoć. Polska może stanąć w obronie Boga nawet przeciw całej Europie. I wygra, mamy na to obietnice Chrystusa.

Ile będzie kosztować szkoła w Bielkowie?

- 20 milionów dolarów.

- Skąd pieniądze?

- Bez obawy. Takie rzeczy zależą od woli Boga - uspokaja ojciec Bernard.

Zakon wspierają sponsorzy, tacy jak rekin rynku telekomunikacji i najbogatszy człowiek Ameryki Łacińskiej Carlos Slim Helu (23,8 miliarda dolarów, czwarty na licie "Forbesa"). Na zgromadzenia przyjeżdża Mel Gibson (legioniści wychwalali w komunikatach prasowych jego "Pasję" i zorganizowali pierwszy pokaz tego filmu w Rzymie). Zakon popiera 65 tysięcy członków jego świeckiej organizacji Regnum Christi.

- W każdym kraju ustalamy czesne trochę niższe od najwyższego w szkołach prywatnych - mówi ojciec Bernard. - Wykładowcy muszą być katolikami, studenci mogą być każdego wyznania.

Absolwenci szkoły zmienią na lepsze nasz kraj. Jak? Ojciec Bernard wyjania: - Prokurator generalny Meksyku skończył uczelnię legionistów. Współpracowników dobrał z Regnum Christi. Rano modlą się przed pracą. Prokuratura jest odmieniona. Nikt nie klnie, nie ma korupcji, mafii.

Czy legioniści zmierzą się z redemptorystami ojca Rydzyka w walce o dusze Polaków?

- Nasza strategia to nigdy nie rywalizować. Naszą siłą jest to, że nie mamy wątpliwości w działaniu. Cokolwiek powie Papież, jest dla nas dogmatem. Ale nie jestemy wcale konserwatywni. Kiedy uchodziliśmy za liberałów, bo nosimy marynarki i kąpiemy się w slipkach, a nie w sutannie. Zmienia się postrzeganie zakonu, sam zakon nie - tłumaczy ojciec Bernard.

Jan Paweł II pobłogosławił w Watykanie makietę szkoły pod Gdańskiem. Zostały do pokonania tylko problemy techniczne. Polikarp uparł się na uniwersytet, a w Bielkowie grunty zbyt wilgotne, żeby stawiać wielki budynek. Ale uczelnia i tak będzie. W Straszynie - gminie obok. Też na ziemi Polikarpa. Tamtejsi radni już się szykują do zmiany stu hektarów z rolnych na budowlane.

- Piękny teren, między dużymi drogami - cieszy się ojciec Bernard. A w Bielkowie legioniści ruszą z budową w tym roku. Najpóźniej w następnym.

Marcin Fabjański

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)