Armator statku "El Faro" zabiera głos ws. Polaków na pokładzie
Właściciele statku "El Faro", który zatonął w Trójkącie Bermudzkim, poinformował, że prace remontowe wykonywane na pokładzie kontenerowca przez Polaków nie mogły spowodować utraty napędu. Część rodzin marynarzy zaginionych w katastrofie obwinia armatora o to, że pozwolił jednostce wpłynąć w centrum huraganu.
W komunikacie przesłanym Polskiemu Radiu firma TOTE Maritime poinformowała, że "El Faro" miał zostać wkrótce przeniesiony na zachodnie wybrzeże USA i pływać na Alaskę. Konieczne więc było dokonanie na statku modyfikacji.
Ekipa pięciu Polaków zatrudniona poprzez zewnętrzną firmę wykonywała prace przygotowawcze do remontu. Podczas rejsu z Florydy do Portoryko mieli oni między innymi położyć nowe kable elektryczne. Przedstawiciele TOTE Maritime zapewniają jednak, że prace te nie miały nic wspólnego z napędem "El Faro", którego awaria mogła przyczynić się do zatonięcia statku.
Rodziny ofiar katastrofy mają pretensje do armatora, że zezwolił kapitanowi wpłynąć w potężny huragan. - Myślę, że u źródeł tragedii była chciwość. Ktoś chciał więcej zarobić - powiedziała telewizji CBS matka Mariette Wright, która była członkiem załogi kontenerowca.
Dochodzenie w sprawie przyczyn katastrofy "El Faro" prowadzi amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu.