PolskaAresztowany za późno

Aresztowany za późno

- Postępowanie katowickiej prokuratury jest wyrafinowane. Nie aresztowała Grzegorza S. zaraz po schwytaniu, ani nawet wtedy, kiedy odzyskał przytomność na naszym oddziale. Prokuratura doprowadziła do zaniechania czynności służbowych. Być może z premedytacją - uważa Dariusz Maciejewski, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej.

12.03.2004 | aktual.: 12.03.2004 07:59

W sierpniu ubiegłego roku na peryferiach miasta policjanci postrzelili Grzegorza S., zabójcę funkcjonariusza z Będzina. W drodze z miejsca strzelaniny do szpitala w Bystrej Śląskiej, który pełnił tego dnia dyżur chirurgiczny, bandyta był przytomny. Skamlał o ratowanie mu życia. Doktor Małgorzata Korzeniowska rozmawiała z nim. Zgodził się na zabieg, podpisał stosowny papier.

- Zadaje to kłam stwierdzeniom prokuratury, że był nieprzytomny i w tak ciężkim stanie, że nie można go było aresztować- dodaje Maciejewski. - Można było!

Bielski szpital ruszył na wojnę z prokuraturą. Wkrótce strony spotkają się w Sądzie Okręgowym w Katowicach. Termin pierwszej rozprawy nie jest jeszcze znany. Walka toczy się o 80 tysięcy złotych, które szpital wydał na leczenie nieubezpieczonego mordercy. Chociaż od jego pobytu w szpitalu minęło wiele miesięcy, pieniędzy jak nie było, tak nie ma.

Prokuratura nie zamierza jednak płacić za leczenie. W piśmie Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, które dotarło do redakcji DZ, czytamy, że Prokurator Okręgowy w Katowicach nie zlecał hospitalizacji Grzegorza S., który nie był ani zatrzymany, ani tymczasowo aresztowany. Po prostu zwyczajny chory. Prokurator zwrócił się jedynie do komendanta policji, żeby jego podopieczni monitorowali pobyt podejrzanego w szpitalu.

- Pojmanie przez policję Grzegorza S. tylko po to, żeby go na papierze zatrzymać i oddać w ręce lekarzy mijało się z celem. W pierwszej kolejności należało ratować jego życie i zabezpieczyć w pobliżu obecność policji, żeby można go było później aresztować - uważa Tomasz Tadla, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

Ranny gangster trafił do szpitala w Bystrej. Po pierwszym zabiegu został przewieziony do Szpitala Wojewódzkiego pod Szyndzielnią.

- Jedynie z gazet wiedzieliśmy, kim jest S. i co zrobił. Pojawił się problem moralny. Personelowi tłumaczyłem, że w centrum naszego działania jest ciężko chory człowiek. To była trudna walka o życie. Historia Grzegorza S. to także historia wielkiego sukcesu medycyny. Uratowaliśmy pacjenta, u którego wystąpiły przestrzeliny przez płuco, wątrobę i serce- wspomina Maciejewski.

Ordynator w rozmowie z DZ starannie dobiera słowa. Nie mówi podejrzany, oskarżony, bandyta, morderca. Wspominając przełom sierpnia i września 2003 roku na swoim oddziale mówi zwyczajnie: - Pacjent S. - Etyczne kanony wykonywania naszego zawodu nie pozwalają dzielić ludzi na przestępców i nieprzestępców, ale na zdrowych i chorych - argumentuje znany bielski lekarz.

Po kilkunastu dniach od trudnych zabiegów w Bystrej i Bielsku - dziś lekarze nie pamiętają, w której to było dokładnie dobie - Grzegorz S. powrócił z dalekiej podróży. Rosły mężczyzna odzyskał świadomość. Lekarze i personel rozmawiali z nim, dlatego dziś nie kryją zdziwienia, że prokuratura tak długo zwlekała z podjęciem czynności prawnych. Na szpitalnym łóżku, połączonym setkami kabelków ze specjalistycznymi urządzeniami, leżał człowiek, który potwornie bał się o swoje życie.

Ryszard Batycki, szef placówki, wierzył mocno, że w całości odzyska pieniądze za leczenie. Chociaż już wtedy wiedział, że S. nie był ubezpieczony.

- Uważam, że od momentu wysłania listu gończego obowiązywała procedura aresztowania podejrzanego w każdym momencie. Jeśli nie zaraz po pościgu i strzelaninie, to na pewno można to było zrobić w chwili, gdy odzyskał świadomość- podkreśla Batycki.

Ostatnio bielską placówkę odwiedził kardiochirurg z Cincinnati w USA. Zapytał o wysokość stawki przypadającej na leczenie pacjenta na intensywnej terapii. - 3.000 dolarów - rzucił ordynator.

- Za dzień? - zapytał kontrolnie gość ze Stanów.

- Nie! Za całą terapię- usłyszał w odpowiedzi. Pobyt przestępcy na bielskim oddziale zamknął się kwotą 80 tys. złotych. Na to złożyły się opłaty za leki, praca personelu średniego, zabiegi operacyjne, nadzór nad ranami operacyjnymi. Zostało wykonanych także wiele zabiegów dodatkowych. Nie wszystkie koszty zostały wliczone w cenę.

- Dlatego rachunek wystawiony przez szpital jest liberalny. To sukces myśli humanitarnej i wielka klęska ekonomii medycznej- kwituje Maciejewski.

Za osiemdziesiąt tysięcy złotych szpital mógłby hospitalizować kilkudziesięciu pacjentów na "lżejszych" oddziałach albo kilku na intensywnej terapii. Na samym Grzegorzu S. problemy szpitala pod Szyndzielnią się jednak nie kończą. Bez ubezpieczenia stąpają po ziemi nie tylko bandyci, ale także ich ofiary. Głośno było ostatnio o młodym mieszkańcu Bulowic, który zamordował trójkę swoich krewnych, a jednego ciężko ranił.

Mężczyznę wyciągnęli ze szponów śmierci lekarze ze Szpitala Wojewódzkiego. Nie miał polisy. Placówka wydała na to kolejne 20 tysięcy złotych, których pewnie nie odzyska. Zapłacą za to wszystko podatnicy.

Grzegorz S. został zatrzymany 14 sierpnia 2003 roku. Cztery dni wcześniej w Będzinie zastrzelił starszego posterunkowego Grzegorza Załogę. Przed sądem będzie także odpowiadał za nielegalne posiadanie broni i amunicji, bezprawne wtargnięcie na posesję w Będzinie, gdzie miał miejsce napad, a także udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Czeka na proces w areszcie śledczym w Bytomiu, do którego trafił prosto z bielskiej intensywnej terapii. Grozi mu dożywocie. Prokuratura nie przesłała jeszcze aktu oskarżenia do sądu.

Tomasz Wolff

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)