Aresztowanie Margot. Kontrole na komisariatach z zatrzymanymi. "Niektórzy przesłuchiwani w nocy"
"Niektórzy mówili o pobiciach w policyjnych samochodach. Byli przesłuchiwani w nocy bez dostępu do jedzenia i picia" - pisze RPO Adam Bodnar o osobach zatrzymanych po protestach w sprawie Margot.
Przedstawiciele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur rozmawiali z 33 osobami zatrzymanymi w związku z falą protestów, do której doszło po aresztowaniu transseksualnej aktywistki Margot w Warszawie na Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu.
Udali się na komisariaty przy ul. Nowolipie oraz ul. Żeromskiego w Warszawie. Kontrolę przeprowadzili też przy ul. Żytniej, Janowskiego i Jagiellońskiej, a także w Piasecznie. Wszystko po to, aby sprawdzić, w jakich warunkach przebywają zatrzymane osoby.
Kontrole na komisariatach to pokłosie działań Rzecznika Praw Obywatelskich, który zainterweniował w sprawie masowych zatrzymań.
Nocne przesłuchania. "Bez dostępu do jedzenia i picia"
"Zatrzymani wskazywali na nieadekwatne działania podejmowane przez policję i chaos, jaki panował na komisariatach" - pisze RPO Adam Bodnar w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie. Jak twierdzi, gdyby nie zaangażowanie adwokatów, wiele osób "nie miałoby możliwości skorzystania z pomocy prawnej".
Kilkoro zatrzymanych miało mówić o brutalności policji w chwili zatrzymania. "Niektórzy mówili o pobiciu w policyjnych samochodach. Część osób posiadała widoczne obrażenia na ciele, które zostały udokumentowane przez przedstawicieli KMPT. Niektórzy zatrzymani wskazywali na nieadekwatne stosowanie środków przymusu bezpośredniego np. zakładanie kajdanek na ręce z tyłu w czasie transportu, rzucenie na ziemie w celu zakucia kajdanek" - informuje RPO.
"Niektórym policjantom było wstyd wykonywać czynności"
Jak podaje Bodnar, większości z zatrzymanych zarzucono popełnienie czynu z art. 254 Kodeksu karnego, czyli udział w zbiegowisku ze świadomością, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie. Osoby zatrzymane miały nie otrzymać informacji, dokąd zostaną przetransportowane.
"W wielu przypadkach przewożono te osoby z jednej komendy na drugą. A czas pomiędzy zatrzymaniem i osadzeniem w PdOZ wynosił nawet 12 godzin. Część rozmówców przesłuchiwanych było w nocy. Niektóre osoby trafiały do PdOZ rano, gdzie odsypiały na twardych pryczach, bez koca i materaca, bez jedzenia i wody" - pisze RPO.
I zaznacza, że z relacji zatrzymanych osób wynika, że podejście policji było różne. Pojawiały się opinie, że funkcjonariusze wykonują swoje zadania profesjonalnie. A nawet "zdania, że niektórym policjantom było wstyd podejmować czynności. Były jednak głosy wskazujące także na uszczypliwe, homofobiczne i transfobiczne komentarze" - informuje Bodnar.
I wymienia obraźliwe hasła, które miały padać podczas zatrzymań: "aktywista z wielkopolski - ile ci płacą, że przyjechałeś?"; przy pytaniu o mydło w PdOZ - "zachciało się standardów hotelowych", w przypadku transdziewczyny używano wyłącznie męskich zaimków.
"Większość osób zatrzymanych została poddana kontroli osobistej, która polegała na rozebraniu się do naga i wykonaniu przysiadu. W przypadku transdziewczyny kontrolę tę przeprowadził funkcjonariusz płci męskiej" - pisze Bodnar. Podczas zatrzymań miał pojawić się też problem z dostępem do adwokatów. Część osób miała nie otrzymać lekarstw, a jedna z osób transpłciowych miała nie mieć dostępu do testosteronu.
Obcokrajowiec, który był na spacerze
RPO informuje, że wśród zatrzymanych znalazły się osoby, które nie brały aktywnego udziału w zgromadzeniu na Krakowskim Przedmieściu przy ul. Wilczej, a jedynie przyglądały się protestom, bo wracały akurat do domu z zakupów.
O przypadkowo zatrzymanych osobach napisała na swoim Twitterze również adwokat Marcjanna Dębska.
"Wyjęliśmy dziś z dołka dwie osoby. Jedna to obcokrajowiec, był na spacerze, zaciekawił się i przystanął. Cena 24h na komendzie i zarzut. Weekend na Warszawie ? Zapraszamy- czujcie się jak w domu. Turystyka nie padnie przez COVID" - napisała Dębska.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zobacz też: Protest LGBT w Warszawie. "Nie było tak jawnej nagonki"