Aresztowani samorządowcy nadal radnymi za sprawą głosów opozycji
Aresztowani samorządowcy ze Starachowic - starosta Mieczysław S. i były wiceprzewodniczący rady powiatu Marek B. (obaj z SLD) - nadal są radnymi. Rada powiatu nie przyjęła ich rezygnacji z mandatów, bowiem mająca większość w radzie opozycja ma wątpliwości, co do oświadczeń o rezygnacji.
05.07.2003 | aktual.: 05.07.2003 17:21
Za przyjęciem rezygnacji głosowało dziewięciu radnych, przeciwko było dziesięciu radnych opozycji.
Oświadczenia o rezygnacji z mandatów dotarły do rady dwukrotnie: jedne przywiózł b. przewodniczący rady, drugie pocztą z aresztu. "Wątpliwości radnych opozycji budzi to, że są napisane na komputerze, na oświadczeniach są różne daty, że jedno przyszło bezpośrednio z aresztu, a drugie za pośrednictwem sądu" - poinformował przewodniczący rady powiatu, Cezary Berak (Stowarzyszenie Samorząd 2002).
Berak zwrócił się o wyjaśnienie tych wątpliwości do przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej oraz do Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
Większość w radzie powiatu starachowickiego ma obecnie opozycja: PiS, Samorząd 2002, Partnerstwo i Rozwój oraz Samoobrona, które mają dziesięć głosów. O jeden mniej ma koalicja SLD-UP-PSL, gdyż dwaj jej radni przebywają w areszcie. Po przyjęciu rezygnacji aresztowanych z mandatów, na ich miejsca w radzie wejdą kolejni kandydaci z listy SLD i wtedy koalicja będzie miała 11 radnych.
Pod koniec marca tego roku odwołano Marka B. z funkcji wiceprzewodniczącego rady. W maju głosowano nad odwołaniem Mieczysława S. ze stanowiska starosty, ale do poparcia wniosku zabrakło dwóch głosów. Kolejny taki wniosek - zgodnie z prawem - może być poddany pod głosowanie za pół roku.
Starosta i ówczesny wiceprzewodniczący rady zostali z kilkunastoma innymi osobami zatrzymani w marcu przez Centralne Biuro Śledcze, a następnie aresztowani. Prokuratura Okręgowa w Kielcach oskarżyła starostę Mieczysława S. o usiłowanie wyłudzenia odszkodowania za rzekomo skradziony samochód, a Marka B. o wyłudzenie odszkodowania oraz łapówkarstwo.
Jak podała w piątek "Rzeczpospolita", z policyjnego podsłuchu wynika, że poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją CBŚ. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki.