Areszt dla podejrzanych o podpalenie poprawczaka
Dwaj wychowankowie Zakładu Poprawczego w
Sadowicach (Dolnośląskie), podejrzani o jego podpalenie, zostali
aresztowani na miesiąc. W szpitalu przebywa osiem osób poszkodowanych
w pożarze. Dyrektor zakładu twierdzi, że w placówce nie doszło do
buntu.
09.04.2007 | aktual.: 09.04.2007 17:57
Pożar w zakładzie wybuchł w niedzielę nad ranem. Ogień gasiło osiem jednostek straży pożarnej.
Jak poinformował Krzysztof Zaporowski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, dwaj aresztowani mają 16 i 19 lat. Prokuratura postawiła im zarzut spowodowania zagrożenia życia i zdrowia wielu osób, za co grozi do 10 lat więzienia.
Zdaniem dyrektora placówki, Zbigniewa Stępnia, nie doszło tam do buntu. To była tylko zrozumiała dla mnie frustracja spowodowana tym, że nie mogą wyjechać na święta. Wcześniej przywozili z przepustek narkotyki. Kiedy się zorientowaliśmy co zrobili, wszystko zostało im odebrane i wiedzieli, że po takim wybryku nigdzie nie pojadą- powiedział Stępień.
Według dyrektora, po odmowie wydania przepustek, nieletni zdecydowali się na ucieczkę. O tym też się w porę dowiedzieliśmy, dlatego stworzyliśmy dla nich tzw. grupę warunkowego pobytu, która miała wzmożony nadzór wychowawczy i zakaz opuszczania budynku. Dotąd taka grupa się sprawdzała, wychowanków udawało się przekonać i wyciszyć, żeby mogli dalej funkcjonować w zakładzie- powiedział Stępień.
W szpitalu nadal przebywa 8 osób poszkodowanych w pożarze, wszystkie czują się już dobrze. Dwóch wychowanków było wczoraj w komorze tlenowej, na szczęście już z niej wyszli. Dziś wszyscy powoli wracają do zdrowia - powiedział też dyrektor. Pozostałych 6 poszkodowanych, którzy czują się lepiej, jest pod stałym nadzorem policji i wychowawców z zakładu.
Straty ośrodka nie zostały jeszcze oszacowane, choć ze wstępnych oględzin wynika że nie ma poważnych uszkodzeń budynku. Ogień nie dotarł do pomieszczeń socjalnych wychowanków. Poza śladami zadymienia na ścianach, nie ma poważniejszych strat.
W Zakładzie Poprawczym w Sadowicach przebywa na stało blisko 70 wychowanków, skazanych głównie za kradzieże, rozboje i pobicia. Są to młodzi ludzi dla których środek to ostateczność. Ani rodzina, szkoły, ani sądy nie dawały sobie z nimi rady. To są na prawdę sami "wybrańcy". To jest jedyny zakład na całej zachodniej ścianie kraju, więc trafiają tu wychowankowie z całej Polski - wyjaśnił dyrektor.
Jest to zakład specjalny i wszyscy przebywający w nim wychowankowie są upośledzeni umysłowo. Są kwalifikowani do kształcenia specjalnego. Nie są chorzy psychicznie, a główne przyczyny ich upośledzenia to zaniedbania wychowawcze, mają też niski poziom inteligencji. Dlatego u nich emocje i namowy często biorą górę nad racjami rozumu. Ale są i tacy naprawdę groźni, którzy znaleźli się tu za gwałty i zabójstwa - wyjaśnił dyrektor.
W pożarze oprócz wychowanków ucierpiał także około 50-letni wychowawca i jeden ze strażników. Jak powiedział Stępień, wychowawca został poparzony "głównie na plecach, rękach i twarzy, ale jest już w domu i czuje się lepiej", natomiast strażnik tylko na chwilę stracił przytomność, ale też jest już w domu i czuje się dobrze.
We wtorek do placówki wróci 27 wychowanków, którzy przebywali na przepustkach świątecznych. Według dyrektora, nie będzie problemu z ich zakwaterowaniem.