Anna Walentynowicz dostanie odszkodowanie
Toruński sąd okręgowy przyznał Annie Walentynowicz 70 tys. złotych odszkodowania za niesłuszny wyrok więzienia wydany w 1983 r. przez sąd w Grudziądzu. Walentynowicz nie pojawiła się na ogłoszeniu wyroku z powodu złego stanu zdrowia; wcześniej zapowiedziała, że nie
odwoła się od decyzji sądu, gdyż jest bardzo zmęczona procesem.
22.02.2005 | aktual.: 22.02.2005 14:04
Legendarna opozycjonistka domagała się od Skarbu Państwa 120 tysięcy złotych odszkodowania za represje ze strony komunistycznych tajnych służb oraz za skazanie jej na karę roku i trzech miesięcy więzienia za działalność opozycyjną.
Sąd uznał, że Walentynowicz należy się odszkodowanie za wyrok i niesłuszne uwięzienie w 1983 roku. Odrzucił jednak jej pozostałe roszczenia dotyczące bezprawnych zatrzymań na 48 godzin dokonywanych przez SB. Brak jest obiektywnego przelicznika krzywdy na sumę wyrażoną w pieniądzach - powiedziała, uzasadniając wyrok, prowadząca proces sędzia Barbara Bogaczewicz- Jul.
Walentynowicz przebywała w obozach internowania i więzieniach od grudnia 1981 do września 1983. W lipcu 1982 wypuszczono ją z obozu w Gołdapi. Po powrocie zastała mieszkanie doszczętnie ograbione. Nie mogła nigdzie dostać pracy bo była na "czarnej liście" SB - uzasadniała wyrok Bogaczewicz-Jul.
Opozycjonistka została aresztowana ponownie rok po wyjściu z obozu i oskarżona o złamanie przepisów o stanie wojennym, poprzez organizowanie i uczestnictwo w strajku w Stoczni Gdańskiej 14 i 15 grudnia 1982 r. Po 7 miesiącach, które spędziła w areszcie, sąd w Grudziądzu wydał wyrok skazujący ją na rok i trzy miesiące więzienia w zawieszeniu.
Zdaniem toruńskiego sądu, cierpienia i poniżenie, jakich doznała Walentynowicz w czasie internowania i uwięzienia, wymagają zadośćuczynienia ze strony państwa.
Pobyt w obozie zrujnował jej zdrowie i naraził na ciężkie przeżycia psychiczne - powiedziała sędzia Bogaczewicz-Jul. Opozycjonistka nabawiła się w więzieniu choroby woreczka żółciowego, stosowano wobec niej także przemoc. Gdy usłyszała odgłosy bicia więźniów, zaczęła krzyczeć, wtedy do jej celi wrzucono gaz łzawiący i zamknięto drzwi - mówiła sędzia.
Walentynowicz próbowano złamać psychicznie i fizycznie także po aresztowaniu w 1983 roku. Trafiła do celi na męskim oddziale. Osadzono ją z kobietą skazaną za zabójstwo, ale jej stan powodował, że Walentynowicz nie wiedziała, czy osoba z którą mieszka, w ogóle jeszcze żyje - powiedziała Bogaczewicz-Jul.
Sąd podkreślił też, że odszkodowanie należy się opozycjonistce również z innych przyczyn. Jej wyrok został skasowany w 2003 r., a każdemu obywatelowi RP należy się odszkodowanie za niesłuszny wyrok. Kasacja jest zaś uznaniem, iż wyrok słusznym nie był - mówiła Bogaczewicz-Jul.
Wyrok sądu w Toruniu jest nieprawomocny. Jestem pewna, że Anna nie będzie się już odwoływać od tego wyroku, bo jest bardzo zmęczona tym procesem. To radosna wiadomość i biegnę, żeby do niej zadzwonić - powiedziała obecna na sali sądowej przyjaciółka Anny Walentynowicz, Wanda Borowy.
Walentynowicz pracowała w Stoczni Gdańskiej od 1950 roku. Zawsze aktywnie krytykowała posunięcia władz godzące w swobody obywatelskiej robotników. Po raz pierwszy została zatrzymana na 48 godzin w 1978 roku, po włączeniu się w działalność Wolnych Związków Zawodowych.
W sierpniu 1980 r. bezpodstawnie zwolniono ją z pracy w stoczni, co wywołało strajk, który doprowadził do powstania "Solidarności". Walentynowicz była szczególnie pilnowana przez służby specjalne. Już na dzień przed ogłoszeniem stanu wojennego wydano decyzję o jej internowaniu. Zatrzymano ją 18 grudnia 1980 i przewieziono do aresztu w Fordonie, zaś potem do obozu w Gołdapi.
Wtorkowy wyrok toruńskiego sądu to koniec trwającej ponad trzy lata walki Anny Walentynowicz o odszkodowanie za represje, jakich doznała w latach 1978-1983. Wyrok jest zaskoczeniem gdyż, tydzień temu te same roszczenia z powództwa cywilnego odrzucił gdański Sąd Apelacyjny.