Angol robi "karierę" w TVP - co ma do tego Miss Polonia?
W zeszłym tygodniu otrzymałem zaproszenie do cudownego świata polskiej telewizji. Jeśli w czwartkowy wieczór oglądaliście Wiadomości i powstrzymaliście się od mrugania, być może udało wam się mnie zobaczyć. Mój debiut na ekranie telewizji publicznej trwał około trzech sekund, podczas których miałem powiedzieć coś na temat piłki nożnej, o której tak naprawdę wiem mniej niż o budownictwie wodnym. Pomysł, że wszyscy Anglicy kochają futbol i dla obejrzenia meczu są gotowi natychmiast porzucić swe żony, dzieci i kubki herbaty jest mitem podobnym do tego o londyńskiej mgle - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.
28.06.2010 | aktual.: 05.07.2010 12:30
Przeczytaj felieton w oryginale!
Zajrzyj do
Sprawozdanie dotyczyło zbliżającego się meczu Anglii z Niemcami w jednej szesnastej finału mistrzostw świata. Spodziewano się, że ja, jako Anglik, jestem już zapewne umazany czerwoną i białą farbą i wdrapuję się właśnie na któryś z dachów Krakowa, by aż do momentu zakończenia meczu wykrzykiwać stamtąd głośne i wojownicze „Do boju Anglio!” Tak naprawdę kupowałem wtedy makaron w supermarkecie.
Sławetna rywalizacja pomiędzy angielską i niemiecką drużyną narodową jest samospełniającym się wymysłem mediów. Temat pojawia się zawsze przy okazji turniejów mistrzostw świata, wraz z innymi nieuniknionymi historiami: o piłce, która ma nieodpowiedni kształt, zaminowanym boisku czy argentyńskim sędzim liniowym, który z pewnością potrzebuje operacji korygującej wzrok. Z samospełniającym się wymysłem mamy tu do czynienia dlatego, że gdy tylko media rozpoczynają całe zamieszanie, wszyscy Anglicy, łącznie z tymi 80%, którzy na co dzień zupełnie nie interesują się footballem, czują, że powinni obejrzeć ten mecz i koniecznie oburzać się przy przegranej, która, notabene, najczęściej ma miejsce. Zawsze spodziewamy się porażki z Niemcami, w przypadku wygranej nawet nie wiemy, jak należy zareagować.
Historia meczów między Anglią i Niemcami jest długa i usiana dramatycznymi momentami. Pierwszy zarejestrowany mecz miał miejsce w 1899 i zakończył się wynikiem 13-2 dla Anglii; kilka dni później mieliśmy następne zwycięstwo: 10-2. Pierwsza niemiecka drużyna, która w 1901 roku przyjechała do Anglii, przegrała z nami 12-0, a potem 10-0. Niestety wygląda na to, że właśnie podczas tych dwóch okazji Anglia zużyła cały przydział goli przeznaczony dla Niemców, zamiast rozsądnie rozłożyć go na następne sto lat. Kolejne legendarne spotkanie obu drużyn miało miejsce podczas I Wojny Światowej. W Wigilię 1915 roku brytyjskie i niemieckie wojska postanowiły porzucić na kilka godzin myśl o zabijaniu się nawzajem i zamiast tego rozegrały mecz na ziemi niczyjej. Po obu stronach znajdowało się 16 tys. zawodników i mecz skończył się remisem: 634 dla każdego; Niemcy przeszli dalej dzięki rzutom karnym.
Nie muszę dodawać, że żadna z tych historii nie przyszła mi do głowy, gdy zadzwonili do mnie w czwartek z TVP, a ja miałem głowę zajętą makaronem penne. Czy mógłbym skomentować do kamery nadchodzący mecz między Anglią i Niemcami? „Jaki nadchodzący mecz między Anglią i Niemcami?” – w mojej głowie pojawił się znak zapytania; „Jasne” – usłyszałem głośną odpowiedź wypowiadaną moją własną gębę. „Hej gębo! W co ty mnie do jasnej cholery pakujesz?” – w głowie pojawiła się tym razem ostrzegawcza lampka. „Nie martw się, wymyślisz coś” – zażartowała gęba, którą zawsze cechowała przesadna nonszalancja. Wychodząc z supermarketu, przeszedłem specjalnie obok sklepu sportowego po to, aby upewnić się, że futbol to na pewno to coś z okrągłą piłką, nie to coś z tym czymś pierzastym.
Występ w telewizji jest znacznie mniej czarowny niż się spodziewałem. Zakładałem, że przejadę się limuzyną i napiję dżinu z tonikiem w wysadzanej złotem garderobie Piotra Kraśki. Podejrzewałem też mocno, że znajdę się w bliskim otoczeniu tuzinów modelek w bikini oraz uczestniczek konkursu Miss Polonia, które, w moim wyobrażeniu, zamieszkują studia telewizyjne. Myliłem się. Nagranie odbyło się na placu Matejki i mocno padało. Maszerowałem tam przez kałuże, by w końcu przekazać swe słowa mądrości w mokrych spodniach. TVP rozsądnie wycięła trzy czwarte mych słów mądrości i pozostawiła tylko część, w której powiedziałem, że mecze między Anglią i Niemcami powinny być nagrywane w technice czarno – białej i komentowane przez kogoś udającego Winstona Churchilla. Moja żona, która pojawiła się przez moment w tle, dostała trzy maile od osób, które znają ją z jej kabaretowych występów. Ja dostałem jednego SMS-a od znajomego, który napisał: „Całkiem dobrze trzymałeś parasol.”
Zobacz występ naszego felietonisty w TVP (od 22 minuty i 40 sekundy).
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski