PolskaAndrzej Rychard: pierwszy rok II kadencji - trudny dla rządu

Andrzej Rychard: pierwszy rok II kadencji - trudny dla rządu

Pierwszy rok drugiej kadencji był trudny dla Donalda Tuska; PO została skonfrontowana z nowym językiem opozycji i zaczęła oddawać pola, na których dotąd czuła się mocna - ocenia socjolog UW, prof. Andrzej Rychard. Natomiast ekspert ds. marketingu politycznego dr Norbert Maliszewski daje rządowi Tuska 4+ za "konkretne działania", a za komunikację, przywództwo i decyzje polityczne 3-. W jego opinii, wprowadzając reformy Donald Tusk niepotrzebnie straszył Polaków.

Andrzej Rychard: pierwszy rok II kadencji - trudny dla rządu
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

16.11.2012 | aktual.: 16.11.2012 09:18

Według Rycharda pierwszy rok II kadencji jakiegokolwiek rządu niesie i pozytywy, i negatywy. - Jest łatwy w tym sensie, że zawsze początek jakiejś kadencji daje szanse na pokazanie nowego otwarcia, nowych pomysłów. Ale jest też trudny z tego powodu, że jest to początek nie pierwszej, tylko drugiej kadencji, w związku z czym pojawiają się skłonności do zadawania pytań: co z tego, co było obiecywane na początku pierwszej kadencji, zostało zrobione - powiedział naukowiec. Jak ocenił, Tusk próbował z tego problemu wybrnąć wygłaszając w zeszłym roku "coś w rodzaju expose", które - jak podkreślił Rychard - zwykle przecież wygłasza się rozpoczynając misję.

- Tusk od razu na początku II kadencji musiał się zmierzyć z wieloma problemami, a powiedziałbym, że końcówka tego pierwszego roku była chyba nawet trudniejsza niż jego początek - dodał Rychard.

Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego Norbert Maliszewski wśród błędów pierwszego roku II kadencji rządu wymienił: nie do końca trafiony skład rządu autorskiego, słabą politykę informacyjną i zły sposób wprowadzania reform. Pozytywne, jak ocenił, jest to, że rząd jednak wiele zrobił, a sposobem na odzyskanie przez premiera utraconego zaufania może być sukces negocjacyjny w sprawie budżetu UE.

Według Maliszewskiego od początku drugiej kadencji premier popełniał błędy, a za "kryzysowy rok" rządów zapłacił drastycznym spadkiem notowań.

- Już na początku pojawiły się pewne wyzwania, które stawiały rząd i w ogóle PO w nowej sytuacji. ACTA to był sygnał mówiący o tym, że być może ta część elektoratu, która tradycyjnie była uważana za główną część elektoratu wspierającą PO, tzn. młodzi wykształceni ludzie, raptem poczuła się pozostawiona przez PO sam na sam ze sprawami dla nich ważnymi takimi jak sfera wolności w Internecie - mówił Rychard.

- W pewnym sensie protest przeciwko ACTA bardzo mocno - jeśli tak można powiedzieć - postarzył PO. Okazało się, że jej główni zwolennicy nie czują się przez PO wspierani - dodał.

Generalnie PO - zdaniem Rycharda - znalazła się w tym roku w nowej i trudnej dla siebie sytuacji konfrontacji. - Została skonfrontowana z sytuacją, że musi oddawać pola, na których się dotąd czuła dobrze: młodzi - protestują przeciwko ACTA, PiS - zaczyna w pewnym momencie mówić językiem merytorycznych debat i wysuwa kandydata na technicznego premiera mającego jednoczyć opozycję, a wiceszef rządu i prezes głównej partii koalicyjnej (Waldemar Pawlak) przedstawia się jako główny obrońca przedsiębiorców - mówił. - To wszystko były do tej pory pola, na których PO dobrze się czuła i zaczęła je oddawać - dodał.

Podkreślił też, że chociaż ostatnie wydarzenia związane z tematem trotylu na wraku Tu-154M ponownie sprowadziły PiS do "tradycyjnej retoryki, z którą sobie PO daje radę", to jednak wcześniej w działaniach opozycji pojawiały się nowe elementy, które bardzo utrudniały sytuację PO i premiera, bo opozycja organizująca merytoryczne debaty okazała się znacznie trudniejsza dla PO, niż zajmująca się wyłącznie katastrofą smoleńską.

Rychard zaznaczył, że choć rząd podjął próbę zrobienia istotnych reform - przede wszystkim chodzi o reformę wieku emerytalnego - to nie podjął próby dobrego jej "sprzedania". - (Reforma ta) nie została dobrze sprzedana pod względem PR i spotkała się z dużą krytyką, chociaż była konieczna - ocenił.

Ekspert podkreślił, że choć ten rok był "naznaczony pewnymi trudnymi wyzwaniami typu ACTA, Amber Gold czy potem problemami z zamianą ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, co się dokładało do nie najlepszego obrazu (rządu)", to gabinet Tuska radził sobie z tym wszystkim lepiej, niż pokazywała krytyka, jaką próbowała na tym tle budować opozycja".

- Opozycja zbudowała - przy pewnej pasywności PO szczególnie w drugiej części tego pierwszego roku - narrację o jakiejś kompletnej katastrofie, w którą Polska nieomalże już jest wplątana całkowicie tudzież stoi w przededniu tej katastrofy - ocenił Rychard.

Z tej sytuacji wynikły - jego zdaniem - bardzo silne oczekiwania wobec tzw. drugiego expose premiera Tuska. W ocenie Rycharda było ono "na tyle dobre, żeby się zmierzyć z rzeczywistością", ale trudno było mu "zmierzyć z opowieścią o tej rzeczywistości, bo ta opowieść budowana przez opozycję była o wiele bardziej katastroficzna niż rzeczywistość".

- Można powiedzieć, że w ciągu tego pierwszego roku - mimo umiarkowanych prób reformowania przez PO - ten główny cel deklarowany przez jakiś czas przez Donalda Tuska, żeby ta ciepła woda w kranie była, był jakoś zaspokajany. Okazało się - kto wie, na ile w wyniku działań rządu, a na ile w wyniku przedsiębiorczości Polaków - że ta ciepła woda w kranach jest. Tym niemniej okazywało się też, że bardzo silna jest chęć opozycji przejęcia władzy i stąd wytwarzanie takiego wrażenia, że oto jesteśmy w przededniu jakiejś zmiany (...); premier z kolei zadecydował się na wotum zaufania. To wszystko stwarzało wrażenie, że jesteśmy w przededniu przełomu, a tym czasem takiego przełomu w zasadzie nie było - mówił Rychard.

Zdaniem Norberta Maliszewskiego pierwszy błąd Donalda Tuska dotyczył składu autorskiego rządu. Premier - mówił Maliszewski - zapowiedział: to jest moja ekipa i na różnych stanowiskach obsadził osoby nie będące autorytetami dla środowisk, które miały zreformować, np.: Jarosław Gowin - zajął się sądownictwem, Joanna Mucha - sportem.

- Ponadto Tusk zmienił swoje poprzednie podejście. Wcześniej starał się być takim dobrym carem, który ma złych bojarów i w razie jakichś błędów ich dymisjonuje. W tym roku inaczej - bronił ministrów, brał udział w ich przegranych wojnach, np. w wojnie pieczątkowej czy ACTA, często tym samym stając się okrętem flagowym ich złych decyzji, chociaż sam jako premier ich nie podejmował. Choć oczywiście jako premier firmował je, to jednak miał czas się od tych decyzji zdystansować, ale tego nie robił - powiedział Maliszewski.

Według niego "można powiedzieć, że w tym roku Tusk jako silnik pracował dobrze, sam nie popełnił zbyt dużo błędów, ale jego ministrowie - te słynne zderzaki, mocno poobijały się". - Premier zamiast je powymieniać, zachował je tracąc w oczach wyborców - zaznaczył.

Zdaniem Maliszewskiego premier może jeszcze skorzystać z opcji rekonstrukcji rządu, ale zostawił sobie to narzędzie na trudniejszą sytuację.

- Myślę, że Donald Tusk jest doświadczonym graczem i nie rzuca od razu wszystkich kart z ręki. Drugie expose było dla niego chwilą oddechu; teraz PO wykorzystała błąd Jarosława Kaczyńskiego, który mówił o mordach w kontekście katastrofy smoleńskiej, więc obecnie rekonstrukcja nie będzie potrzebna. Ale jeśli będzie wzrastać bezrobocie i liczba osób wykluczonych i sfrustrowanych, głosujących po tzw. złości, to należy się spodziewać się zmian w rządzie - uważa Maliszewski.

W ocenie eksperta był to też zdecydowanie zły rok, jeśli chodzi o politykę komunikacyjną rządu, szczególnie podczas wprowadzania reform.

- O pierwszym roku pierwszej kadencji rządu Donalda Tuska można powiedzieć, że prawie nic nie dokonał, natomiast był bardzo dobrze oceniany oraz nagradzany za taką "naszą małą stabilizację". Natomiast w tym drugim pierwszym roku rząd właśnie zrobił dużo, przeprowadził choćby ustawę 67 (zmiany dot. wieku emerytalnego) (...), więc ma dokonania, ale one nie zostały dobrze wprowadzone - prowadzono złą politykę informacyjną - ocenił Maliszewski.

W jego opinii, wprowadzając reformy Donald Tusk niepotrzebnie straszył Polaków. - Np. "ustawa 67" - najpierw premier straszył, a potem dokonywał kompromisów. Straszył też kryzysem gospodarczym i rzeczywiście Polskę opanował pesymizm, który szybko przejawił się jesiennymi spadkami notowań PO i zaufania do Donalda Tuska - mówił Maliszewski. To pokazuje - jego zdaniem - "że w tym roku zawiódł PR rządu".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (230)