Andrzej Celiński: Sojusz ucieka od lewicowości
Mam takie wrażenie, że Sojusz z całą frazeologią i programem socjaldemokratycznym w rzeczywistości ucieka od lewicowości. I to jest problem, że lewicowość w takim społeczeństwie, jak polskie, na dorobku, oznacza ogromne pokłady cierpliwości, oznacza konieczność uszczuplenie prerogatyw państwa w wydatkach – powiedział Andrzej Celiński z SLD w radiowych „Sygnałach Dnia”.
09.03.2004 09:21
„Sygnały Dnia”: W naszym studiu gość: poseł Andrzej Celiński, Sojusz Lewicy Demokratycznej, do soboty wiceprzewodniczący tej partii.
Andrzej Celiński: Dzień dobry państwu.
„Sygnały Dnia”: Witamy w Sygnałach. Ale wciąż widzi pan swoją przyszłość w Sojuszu?
Andrzej Celiński: Polska ciągle, wciąż i przez najbliższe 10–15 lat będzie potrzebowała silnej, wiedzącej, po co jest, lewicy, dlatego że Polska jest krajem dramatycznie podzielonym społecznie, o ogromnych nierównościach, które tylko polityką głębokiej redystrybucji dochodu narodowego można doprowadzić do takiego stanu, w jakim mniej więcej są społeczeństwa europejskiej, czyli takiego stanu, w którym różnice społeczne nie skazują tych, którzy są niżej, na dziedziczenie pozycji, które dają jakąkolwiek szansę. Wszędzie każde społeczeństwo jest zróżnicowane, ale polskie społeczeństwo jest beznadziejnie zróżnicowane. Tego, niestety, nie chce dostrzec Platforma Obywatelska, tego, niestety, nie chcą dostrzec partie konserwatywne i dlatego tworzą przestrzeń dla rozwoju lewicowych populizmów, takich jak na przykład Samoobrony. Samoobrona nie jest czymś specjalnym. Gdyby nie ta Samoobrona i gdyby nie Andrzej Lepper, to coś innego by się w tym miejscu pojawiło, ale coś, co odwołuje się do negatywnych cech wielkich
rzesz ludzkich, które w swojej beznadziejności położenia...
„Sygnały Dnia”: Czyli Samoobrona to jest taka partia lewicowa na nie, a pan uważa, że powinna istnieć partia lewicowa na tak.
Andrzej Celiński: Tak, Samoobrona to taka partia lewicowa na nie. Natomiast mój problem z Sojuszem polegał na tym i polega na tym, że ja mam takie wrażenie, że Sojusz z całą frazeologią i programem socjaldemokratycznym w rzeczywistości ucieka od lewicowości. Znaczy tutaj, niestety, trzeba powiedzieć, że ci lewicowi populiści, jak Andrzej Lepper, kiedy mówią: jesteście tacy sami, jak tamci, wskazując na liberałów, niestety, ma dużo racji. I to jest problem, że lewicowość w takim społeczeństwie, jak polskie, na dorobku, oznacza ogromne pokłady cierpliwości, oznacza konieczność uszczuplenie prerogatyw państwa w wydatkach. Bo to jest tak, że, niestety, tradycjonalizm historycznie, lewica to też oznaczało etatyzm, czyli dominacja państwa nad społeczeństwem, podczas kiedy etatyzm jest strasznie drogi. Więc jeżeli my musimy zwiększać wydatki na rozmaite cele społeczne, a także na infrastrukturę — bo to też jest w gruncie rzeczy wyrównywanie szans inwestycyjnych w infrastrukturę, jak są odpowiednio poprowadzone
— no to musimy pamiętać o tym, iż ciągle mamy za mało pieniędzy, czyli musimy państwo „odchudzać”. Czyli musimy szukać rozmaitych funkcji, które mogą być spełniane taniej niż przez państwo, przez organizacje pozarządowe, gdzie finanse trzeba decentralizować ciągle. A tutaj, niestety, to jest trochę historycznych zaszłości. Niestety, Polska socjaldemokracja ma tendencję (a najbardziej takim jaskrawym tego przykładem był Mariusz Łapiński) do jakby ciągłego przyciągania pieniędzy do centrum, do państwa, zamiast decentralizować.
„Sygnały Dnia”: I rozdawania, tak? To my decydujemy o tym, kto ile dostanie, i my decydujemy o tym, właśnie.
Andrzej Celiński: I to jest po prostu już nie tylko korupcjogenne, ale to jest potwornie drogie.
„Sygnały Dnia”: A czy przypadkiem Sojusz w 2001 roku to nie było coś na kształt pociągu, do którego wiedli wszyscy chętni do „załapania się” na coś tam, mówiąc niezbyt elegancko? Nikt tego nie kontrolował, nikt nie sprawdził biletów.
Andrzej Celiński: Znaczy to są te wielkie kwalifikatory, że wszyscy i tak dalej. Nigdy nie jest tak, żeby wszyscy...
„Sygnały Dnia”: Krótko mówiąc, że można było przewidywać taki rozwój sytuacji po dwóch czy po trzech latach rządzenia w Sojuszu.
Andrzej Celiński: Można było, można było i niektórzy przewidywali...
„Sygnały Dnia”: Pan?
Andrzej Celiński: Nie, ja myślę raczej o koleżankach, takich jak Danusia Waniek, jak właśnie Izabela Sierakowska. Tutaj muszę powiedzieć, że więcej w kobietach było w Sojuszu mądrości i przenikliwości aniżeli w mężczyznach.
„Sygnały Dnia”: Ale zdenerwował się pan, powiedział: Nie chcieli mojej koncepcji, to niech się bujają sami.
Andrzej Celiński: Panie redaktorze, z trochę zażenowanym uśmiechem chciałem powiedzieć i cytując posłankę Sobecką — czy musimy zajmować ludziom czas mojej skromnej osobie, w obecnej mojej skromnej osobie, bo tak to brzmiało w oryginale.
„Sygnały Dnia”: Jakie wnioski pan wyciągnął z tego przebiegu konwencji, który miał miejsce w sobotę?
Andrzej Celiński: Niestety, nie ma czasu, bo podstawowym wnioskiem było to, że trzeba próbować dalej, ale już nie ma czasu na próbowanie. Jak zwykle, mam w sobie dużo nadziei, dużo optymizmu, mimo takiej ponurej miny, którą obnoszę przed ludźmi. I mam takie wrażenie, że mimo że to było bardzo emocjonalne i w gruncie rzeczy bardzo brzydkie, także moje zachowanie, takie, że tak powiem, „natychmiast na barykady”, to o wpół do ósmej wieczorem w sobotę zaczęła się nowa konwencja, czyli od tego momentu takiego spięcia. Znowu posłanka Jakubowska okazała się nad wyraz przyjazna zmianom, dlatego że je wyzwoliła w jakiś sposób, sprowokowała w jakiś sposób, pewnie niechcący i pewnie nie w sposób zaplanowany. I mnie się wydaje, że już nie ma powrotu, właściwie prawie jestem pewny. Nawiasem, jak się mówi na przykład o Krzysztofie Janiku, że to żadna nowa twarz... Owszem, to nie jest żadna nowa twarz, ale odbieranie mu mandatu do dokonania głębokich zmian... Ja przypomnę tylko, że w takich sytuacjach skostniałych,
przypomnijmy sobie Hiszpanię na przykład, kto dokonywał tak naprawdę zmian? W Hiszpanii zmiany dokonywali, kiedy się defrankizowała, premier Fraga Iribarne i książę potem król Juan Carlos, wychowanek Franko. Tak że tutaj spokojnie z tym mandatem do przeprowadzenia zmian, aczkolwiek opór materii będzie ogromny. Ta konwencja, gdyby ona potrwała kilka godzin dłużej, to stałaby się jeszcze bardziej pewnie interesująca, bo ona była bardzo w gruncie rzeczy taka rozchwiana, troszkę od ściany do ściany, aczkolwiek bliżej jednak ściany lewicowej, czyli takiej do-demokratycznej i otwartej na ludzi. Jak się przeglądało wyniki tego głosowania akceptującego członków zarządu, to one były jednoznaczne — na dole samym byli wszyscy ci ludzie, którzy właśnie inaczej powinni zwijać żagle jeżeli dobrze życzą Sojuszowi, aniżeli je rozwijać.
Przeczytaj całą rozmowę