Andrus Ansip, wiceprzewodniczący KE: Już czas na zmiany w prawie autorskim
Reforma europejskich przepisów dotyczących praw autorskich okazała się jedną z najbardziej kontrowersyjnych części całego projektu jednolitego rynku cyfrowego. Nie jesteśmy zaskoczeni. To temat budzący zainteresowanie dużych branż, a w ciągu ostatnich dziesięcioleci w przepisach niewiele się zmieniło.
We wrześniu 2016 r. Komisja Europejska przedstawiła wniosek dotyczący reformy prawa autorskiego. Naszym głównym celem było wówczas, tak samo jak dzisiaj, dostosowanie unijnych przepisów do epoki cyfrowej. Dzięki temu możliwy byłby wzrost produkcji filmów, seriali i innych treści o tematyce kulturalnej, które byłyby dostępne w państwach UE. Chcemy, aby artyści i twórcy lepiej zarabiali, mieli większe możliwości na rynku. Chcemy wspierać kreatywność i cyfrowe innowacje, dać użytkownikom internetu szerszy dostęp do kultury, chronić wolność słowa.
Reforma prawa autorskiego była kontrowersyjna? Łagodnie powiedziane
Choć we wszystkich tych obszarach mamy duże zaległości, to realizacja tych celów jest - z politycznego punktu widzenia – niełatwa. Proces decyzyjny w UE nie zawsze jest dla wszystkich oczywisty. Choć to Komisja opracowuje i proponuje przepisy, to do ostatecznego porozumienia potrzebna jest zgoda Parlamentu i Rady (reprezentującej rządy wszystkich państw członkowskich UE). To właśnie między tymi instytucjami wykuwa się teraz ostateczny kształt reformy prawa autorskiego. W maju rządy państw UE uzgodniły swoje stanowisko i są gotowe do negocjacji z Parlamentem. Ten jednak odłożył głosowanie swojego stanowiska do września. Dopiero wtedy będą mogły rozpocząć się trójstronne negocjacje.
Wspomniałem, że reforma prawa autorskiego była kontrowersyjna. Łagodnie powiedziane. Projekt stał się przedmiotem lobbingu na wielką skalę. Każdy twierdzi, że konkurenci zabiją kreatywność, innowacje albo internet – lub wszystko to jednocześnie. To się musi skończyć. To nas nigdzie nie doprowadzi.
Owszem, potrzebujemy ożywionej debaty, ale nie takiej, która sprowadza się do pustych haseł i wyolbrzymiania problemów. Musimy być ponad to, żeby znaleźć kompromis, który da Europejczykom regulacje dotyczące praw autorskich stosowne do epoki cyfrowej. Obywatele UE na to zasługują. I możemy to osiągnąć.
Z dzisiejszej perspektywy najbardziej widoczne i kontrowersyjne są dwie kwestie. Pierwszą z nich jest przyznanie nowego prawa wydawcom prasowym, aby ułatwić im prowadzenie negocjacji z platformami internetowymi na temat wykorzystania ich publikacji. Przypomina ono prawo przysługujące obecnie producentom nagrań, producentom filmowym i nadawcom. To jeden z możliwych sposobów wsparcia jakościowych mediów. Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Zaznaczam, że nowe regulacje nie powinny ograniczać swobody zamieszczania hiperłączy do artykułów w internecie czy tworzenia memów. To podstawowy element swobodnej internetowej debaty.
Drugim punktem spornym jest ochrona artystów. Nadal uważam, że byliśmy na właściwej drodze, przedkładając nasz pierwotny wniosek. Uznaliśmy, że duże platformy internetowe, które umożliwiają ludziom załadowanie dużej ilości nagrań wideo, zdjęć i innych treści, powinny - wraz z posiadaczami praw - identyfikować materiały chronione prawem, tak by artyści mogli otrzymać odpowiednie wynagrodzenie za ich wykorzystanie.
Nie powinniśmy akceptować niczego, co zagraża wolności
Pod pewnymi względami jest to metoda zbliżona do liczenia wypożyczonych książek przez biblioteki lub odtworzonych utworów muzycznych przez stacje radiowe. Nie proponowaliśmy zmiany podstawowych zasad rządzących odpowiedzialnością platform w przestrzeni internetowej. Parlament Europejski i rządy państw UE zajęły inne stanowisko - chciały te zasady modyfikować.
To ich prawo. Jednak dziś ta debata wybrzmiewa tak, jakbyśmy musieli wybierać między ochroną artystów a ochroną internetu. Nie zgadzam się z tym podejściem. Powinniśmy wspólnie zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby chronić jedno i drugie – zapewnić artystom sprawiedliwe wynagrodzenie za ich pracę, a jednocześnie chronić wolność wypowiedzi i kreatywność w sieci. Nie powinniśmy więc akceptować niczego, co tej wolności zagraża. Nie powinniśmy też godzić się na pozostawanie artystów i jakościowych mediów bez ochrony. To były punkty wyjścia dla wniosku Komisji i one się nie zmieniły.
Ale reforma prawa autorskiego to wiele innych obszarów. Ułatwia muzeom sporządzania cyfrowych kopii utworów, których ochrona prawnoautorska wygasła. Nauczycielom daje możliwość korzystania z materiałów chronionych na potrzeby prowadzonych przez nich zajęć. Naukowcy mogliby otrzymać dostęp do tekstów i danych służących do analizy dużych zbiorów dokumentów. Dostęp do utworów audiowizualnych byłby ułatwiony w wielu krajach UE. Brak postępów w reformie prawa autorskiego oznacza, że nie wykorzystamy tych możliwości. Nie sądzę, żeby to leżało w czyimkolwiek interesie.
Liczę, że we wrześniowym głosowaniu Parlament zbliżył się do naszego pierwotnego wniosku. Szczerze wierzę, że to dobry projekt, uwzględniający wszystkie przeciwstawne interesy, co nie było to łatwe. Uważam, obserwując reakcje zarówno w Parlamencie Europejskim jak i poza nim, że do tej pory europosłowie nie osiągnęli zadowalającej równowagi i kompromisu. Tymczasem to ostateczne sprawozdanie PE stanie się podstawą stanowiska politycznego w sprawie reformy prawa autorskiego.
Mamy więc wiele do zrobienia i ustalenia, jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji trójstronnych, które, mam nadzieję, ruszą jesienią tego roku. Europa potrzebuje takich przepisów w dziedzinie praw autorskich, które będą działały w epoce cyfrowej.
Andrus Ansip - wiceprzewodniczący KE do spraw jednolitego rynku cyfrowego