Amerykańskie reakcje ws. Bliskiego Wschodu
Administracja USA jest zirytowana, że
Izrael nie odpowiada na wezwanie prezydenta Busha i nie wycofuje
wojsk z miast palestyńskich na ziemiach okupowanych.
Jednak zdaniem amerykańskich ekspertów, nie przekreśla to jeszcze
szans na pokojowe rozwiązanie konfliktu bliskowschodniego.
08.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Ekspert z proizraelskiego Washington Institute for Near East Policy, Avi Jorish, przypomina, że Izrael ma poważne powody, aby nie wysłuchać na razie apelu prezydenta.
Izrael nie wycofuje na razie wojsk, gdyż uważa, że może dać sobie radę z terrorystami. Jest w stanie ich aresztować, zarekwirować ich broń i fabryki bomb. Izrael chce uświadomić Palestyńczykom, że nie ma innej drogi do porozumienia i powstania państwa palestyńskiego, niż negocjacje pokojowe - powiedział Jorish.
Zapytany o szanse misji mediacyjnej sekretarza stanu Colina Powella na Bliski Wschód, Jorish odpowiedział: sekretarz stanu położył na szalę swój prestiż, więc myślę, że perspektywy sukcesu jego misji są spore. Nie sugeruję, że wróci z porozumieniem pokojowym, ale mam nadzieję, że natężenie przemocy spadnie.
Ekspert zwrócił uwagę, że Powell przybywa do Izraela dopiero w piątek, co w zasadzie daje rządowi izraelskiemu kilka dni na dokończenie operacji wojskowych. Do czasu jego przyjazdu Izraelowi dano faktycznie zielone światło do tych działań.
Mimo obecnego impasu, optymistycznie zapatruje się na perspektywy powodzenia podróży szefa amerykańskiej dyplomacji także profesor nauk politycznych na University of Pensylvania, specjalista od problematyki Bliskiego Wschodu Ian Lustick.
Powell ma szansę, gdyż obie strony zmierzają ku przepaści i zrozumieją w końcu, że trzeba zawrócić. Wbrew pozorom, w Izraelu nie panują nastroje uniemożliwiające porozumienie. Społeczeństwo popiera akcje wojskowe Szarona, bo chodzi o bezpieczeństwo, ale jednocześnie większość opinii publicznej - jak wskazują sondaże - po raz pierwszy opowiada się teraz za całkowitym wycofaniem z ziem okupowanych - powiedział prof. Lustick.
Podkreślił jednak, że administracja USA musi jednocześnie uświadomić Izraelowi, że nie będzie tak, że cokolwiek by robił, to stosunki amerykańsko-izraelskie się nie zmienią, i że rząd izraelski musi zastosować równie stanowcze środki przeciw żydowskim ekstremistom - nie godzącym się na zwrot Zachodniego Brzegu - jak i przeciw fanatykom palestyńskim.
Eksperci sugerują, że Waszyngton powinien być gotowy na zastosowanie presji wobec Izraela, jak to czyniły poprzednie administracje, np. prezydenta Reagana w 1982 r. (nacisk na odstąpienie od oblężenia Bejrutu w 1982 r. przez wojska izraelskie), albo prezydent Bush senior, który zablokował gwarancje kredytowe dla Izraela za budowę osiedli żydowskich na ziemiach okupowanych.
Ekspert z University of San Francisco, Steven Zunes, wątpi jednak, by administracja obecnego prezydenta zdecydowała się na takie kroki.
Ekipa Busha wydaje się nie uznawać, że bezpieczeństwo Izraela i prawa Palestyńczyków są od siebie zależne. Polityką tej administracji kierują twardogłowi sojusznicy Izraela - powiedział Zunes. (and)