Amerykański żołnierz sądzony za zabójstwo włoskiego szpiega
Przed sądem w Rzymie rozpoczął się proces amerykańskiego żołnierza, oskarżonego o dokonanie w Iraku
w 2005 roku zabójstwa funkcjonariusza włoskiego wywiadu, który
wiózł samochodem na lotnisko uwolnioną z rąk porywaczy włoską
dziennikarkę Giulianę Sgrenę.
17.04.2007 | aktual.: 17.04.2007 13:30
Toczący się w trybie zaocznym proces został natychmiast po rozpoczęciu odroczony do 14 maja.
Stany Zjednoczone odmawiają wydania żołnierza Mario Lozano, a on sam twierdzi, że otwierając ogień do samochodu postępował zgodnie z procedurami.
Sąd wraz z adwokatami obradował w auli największego w Wiecznym Mieście więzienia Rebibia, siedząc przed siedmioma pustymi klatkami, w których w trakcie procesów miejsca zajmują oskarżeni najgroźniejsi przestępcy. Poza zabójstwem, służącemu w Gwardii Narodowej stanu Nowy Jork Amerykaninowi zarzucono usiłowanie zabójstwa dwojga innych osób, znajdujących się w ostrzelanym samochodzie - uwolnionej zakładniczki oraz kierowcy. Oboje zostali wtedy ranni.
4 marca 2005 roku troje Włochów jechało nie oznakowanym samochodem osobowym na lotnisko w Bagdadzie. Tego dnia agent Nicola Calipari doprowadził do uwolnienia z rąk irackich porywaczy wysłanniczki dziennika "Il manifesto" Giuliany Sgreny. Na lotnisku czekał na nich specjalny samolot, którym mieli od razu powrócić do Rzymu. Gdy auto zbliżało się już do lotniska, nagle otworzył do niego ogień z bliskiej odległości żołnierz z amerykańskiego patrolu, kontrolującego drogę. Calipari zginął na miejscu, osłaniając własnym ciałem uwolnioną zakładniczkę.
Śmierć Calipariego wywołała poważny kryzys w stosunkach między Włochami a Stanami Zjednoczonymi. Strona amerykańska argumentowała, że żołnierz zaczął strzelać do samochodu Włochów dlatego, że jechali oni bardzo szybko i nie zatrzymali się na punkcie kontrolnym. Z kolei Włosi twierdzą, że auto jechało wolno i nie widzieli na drodze żadnego punktu kontrolnego. Prace zespołu dochodzeniowego, powołanego przez władze w Rzymie i Waszyngtonie w celu wyjaśnienia okoliczności incydentu, zakończyły się przyjęciem dwóch sprzecznych raportów: każda ze stron pozostała przy swoim stanowisku.
Lozano nie stanął przed amerykańskim sądem wojskowym, powrócił do USA i jest całkowicie niedostępny dla włoskiego wymiaru sprawiedliwości.
W udzielonym wcześniej w tym miesiącu dziennikowi "New York Post" wywiadzie - pierwszym od czasu tragicznego incydentu - Mario Lozano powiedział, że stosował się ściśle do procedur, zgodnie z którymi należy otworzyć ogień w przypadku pojawienia się niebezpieczeństwa.
Jest linia alarmowa, linia zagrożenia, a w przypadku jej przekroczenia należy zabić - podkreślił amerykański żołnierz zapewniając, że nie miał innego wyboru i musiał zacząć strzelać do samochodu, który nie reagując na ostrzeżenia zaczął zbliżać się do punktu kontrolnego.
Jeśli się zawahasz, wrócisz do domu w trumnie, a ja nie chciałem wrócić w trumnie - dodał.
Dla Lozano będzie gorzej, jeśli nie przybędzie na proces - oświadczył adwokat, reprezentujący wdowę po Caliparim, obecnie deputowaną koalicyjnej partii Demokraci Lewicy. Obrońca żołnierza odmówił odpowiedzi na pytanie dziennikarzy, czy został wynajęty osobiście przez Lozano, czy też przez ambasadę Stanów Zjednoczonych. (js)
Sylwia Wysocka