Amerykański sąd nie odpuszcza Polańskiemu
Roman Polański będzie musiał stawić się przed sądem w Los Angeles w związku z oskarżeniami o gwałt. Sąd apelacyjny w Los Angeles odrzucił wniosek prawników reżysera o wycofanie ze sprawy wszystkich sędziów, rozpatrujących prośbę o odrzucenie zarzutów wobec niego - poinformował "Los Angeles Times".
W 1977 roku Roman Polański został oskarżony o gwałt na nieletniej oraz podanie jej narkotyków. Przed trzema tygodniami kobieta wystąpiła o umorzenie sprawy. Amerykański wymiar sprawiedliwości domaga się, by reżyser pojawił się na przesłuchanie osobiście. Polański obawia się jednak, że gdy pojawi się w Stanach, zostanie aresztowany. Reżyser przebywa we Francji, która nie ma umowy ekstradycyjnej ze Stanami Zjednoczonymi. Dopóki sprawa nie będzie umorzona, Polańskiemu grozi w Stanach kara kilkudziesięciu lat więzienia.
W pisemnej deklaracji, która 13 stycznia wpłynęła do sądu hrabstwa Los Angeles, 45-letnia dziś Samantha Geimer napisała: "Skoro Polański nie może stanąć przed sądem, by wystąpić z tym wnioskiem, ja, jako ofiara, mogę, i ja, jako ofiara, czynię to". Kobieta argumentuje, że ponownie czuje się dręczona przez zainteresowanie prokuratury intymnymi i drastycznymi szczegółami.
Geimer oceniła też, że naleganie prokuratury i sądu, by Polański osobiście stawił się, by prosić o zakończenie sprawy, jest "dowcipem, okrutnym żartem" z niej samej. Zaapelowała też o uszanowanie "jej uczuć jako ofiary i jej życzeń jako ofiary".
Geimer nie pierwszy raz występuje o zamknięcie sprawy przeciw Polańskiemu. Czyniła to już - bezskutecznie - w 1995 i 1997 roku.
Na początku grudnia ubiegłego roku o to samo wystąpił sam reżyser. Gdy sąd odpowiedział, że warunkiem umorzenia oskarżenia jest uprzedni przyjazd reżysera do USA, adwokaci wnieśli wniosek o przeniesienie sprawy poza Los Angeles, gdzie wymiar sprawiedliwości jest - argumentowali - uprzedzony do ich klienta. Wniosek został odrzucony. Teraz taką samą decyzję podjął sąd apelacyjny.