Amerykański kapral zginął od kul Polaka?
Według "Washington Post", amerykański kapral mógł zginąć w Iraku od kul polskich żołnierzy. Amerykańska gazeta twierdzi, że w sprawie kaprala Pentagon nie przeprowadził należytego śledztwa. Sugeruje, że sprawę próbowano zatuszować, by uniknąć kryzysu dyplomatycznego w koalicji irackiej.
18.01.2006 | aktual.: 18.01.2006 12:36
Kapral Jesse Buryj zginął na drogowym punkcie kontrolnym w Karbali, zorganizowanym przez oddziały polskie i amerykańskie. 5 maja 2004 roku żołnierze z obu krajów otworzyli tam ogień do irackiej półciężarówki, podejrzewając, że przewozi ona materiały wybuchowe.
Ostrzelany samochód uderzył w amerykański pojazd bojowy, w którym znajdował się Buryj. W liście do rodziny kaprala, dowódca jednostki napisał, że poniósł on śmierć w wyniku zderzenia. Z wydanego później aktu zgonu wynikało jednak, że Buryj został postrzelony w plecy.
W Iraku trwała wtedy rebelia wszczęta przez radykalnego duchownego szyickiego Muktadę as-Sadra i wojska koalicyjne otrzymały informacje, że rebelianci przerabiają ciężarówki na śmiercionośne bomby samochodowe.
Sprawę tę wyjaśniały dwie komisje - jedna powołana przez generała Mieczysława Bieńka, ówczesnego dowódcę wielonarodowej dywizji Centrum-Południe, w której składzie znajdują się polskie wojska, i druga powołana przez ówczesnego dowódcę sił amerykańskich i koalicyjnych w Iraku, generała Ricardo Sancheza.
Wyniki dochodzeń prowadzonych przez obie strony były sprzeczne. Polacy twierdzili, że kapral zginął od kuli amerykańskiej, Amerykanie - że od polskiej. "Washington Post" pisze zaś, że aby nie psuć stosunków wewnątrz koalicji, amerykańscy dowódcy nie próbowali wyjaśnić sprawy do końca. Jedno z dochodzeń przerwano, inne opóźniano.
Wyników prac komisji amerykańskiej nie przekazano stronie polskiej, choć Amerykanie poprosili polskich żołnierzy, którzy byli wtedy na punkcie kontrolnym w Karbali, o zrelacjonowanie im przebiegu zdarzeń. Komisja gen. Sancheza nigdy nie wystąpiła z jakimikolwiek formalnymi wnioskami do strony polskiej - podkreślił Paszkowski.
Jak wyjaśnił rzecznik, początkowo na polskiego żołnierza miał wskazywać kaliber pocisku znalezionego przy amerykańskim żołnierzu (7,62 mm). Później jednak ustalono, że była to amunicja 5,56 mm, czyli standardowa, używana zarówno przez amerykańskich jak i polskich żołnierzy. Kwestia kalibru nie rozstrzyga więc, kto oddał ten strzał - powiedział Paszkowski.
Rzecznik ministra obrony narodowej dodał, że prawdopodobieństwo, iż był to Polak wydaje się małe również dlatego, że polscy żołnierze stali na zewnątrz umocnień - musieliby więc strzelać do wewnątrz punktu kontrolnego.
Gazeta publikuje jednak fragmenty amerykańskiego raportu, w którym znalazło się stwierdzenie, że polscy żołnierze nader chętnie otwierali ogień jeśli wydawało im się, że są zagrożeni. Jeden z amerykańskich żołnierzy zeznał, że przed tragicznym incydentem Polacy ostrzelali kilka irackich samochodów, czasami bez uzasadnienia. W oficjalnych dokumentach amerykańskiej armii kapral Jesse Buryj został jednak sklasyfikowany jako „zastrzelony przypadkowo przez oddziały Stanów Zjednoczonych".
Na razie nie wiadomo, czy MON zwróci się do strony amerykańskiej o wyjaśnienia w sprawie raportu komisji powołanej przez gen. Sancheza.