PolitykaAmerykańska broń atomowa w Rumunii? Sensacyjne doniesienia portalu

Amerykańska broń atomowa w Rumunii? Sensacyjne doniesienia portalu

• USA ewakuują swoją broń z bazy Incirlik w Turcji do Rumunii - podał brukselski portal
• Informacje te dementuje MSZ Rumunii
• Taka decyzja nie ma politycznego sensu, a baza w Rumunii nie jest przystosowana do przechowywania broni nuklearnej - mówi WP rumuński ekspert
• Stany Zjednoczone mają jednak powody, by obawiać się o bezpieczeństwo swojego arsenału w Turcji

Amerykańska broń atomowa w Rumunii? Sensacyjne doniesienia portalu
Źródło zdjęć: © AFP | Tarik Tinazay
Oskar Górzyński

Stany Zjednoczone przenoszą swoją broń atomową z Turcji do Rumunii - taką sensacyjną informację podał brukselski portal Euractiv.com. Jak piszą dziennikarze portalu, informację potwierdzają dwa niezależne od siebie źródła - przypuszczalnie źródła w NATO. Broń miałaby zostać przeniesiona z bazy Incirlik we wschodniej Turcji do Deveselu, gdzie znajduje się niedawno ukończona baza tarczy antyrakietowej. Według jednego z informatorów, turecko-amerykańskie relacje na tyle pogorszyły się po nieudanym zamachu stanu - tureccy politycy i media wprost oskarżyli USA o udział w puczu - że Amerykanie nie ufają już Turcji na tyle, by na jej terytorium przechowywać broń atomową.

Większość ekspertów sceptycznie podchodzi jednak do informacji portalu. Kategorycznie zdementował je też rumuński MSZ. Jak mówi WP Paul Ivan, rumuński analityk brukselskiego think-tanku European Policy Centre, taki ruch byłby niezwykle ryzykowny zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i dla Rumunii.

- Rumuńskie władze nigdy nie poruszały tematu broni nuklearnej, a jej przeniesienie nie znalazłoby poparcia wśród Rumunów. Prezydent Klaus Iohannis nie jest znany z takich ryzykownych manewrów. Tym bardziej obecny rząd, który jest rządem przejściowym - mówi Ivan. - Co więcej baza w Deveselu nie ma nawet pasa do lądowań samolotów, bo na jego miejscu powstała baza amerykańskich antyrakiet - dodaje. Ekspert przyznaje, że z punktu widzenia strategicznego ulokowanie broni w Rumunii mogłoby co do zasady być dobrym pomysłem, bo Rumunia była dotąd zaufanym i lojalnym sojusznikiem Ameryki. Jednak, jak zauważa, realia polityczne nie sprzyjają takim działaniom.

- Jeśli z takim trudem podjęto decyzję o wysłaniu czterech batalionów NATO do Polski i państw bałtyckich, to trudno się spodziewać, by decyzja o przeniesieniu broni atomowej do Rumunii mogła zostać podjęta pochopnie i bez żadnej debaty - argumentuje. - Byłby to też ogromny cios dla relacji USA-Turcja, w momencie, kiedy Waszyngton stara się je ustabilizować - dodaje Ivan.

Sceptyczny jest też Mark Hibbs, ekspert ds. polityki nuklearnej w instytucie Carnegie Europe. Jak mówi WP, stanowiłoby to znaczące odejście od dotychczasowej polityki Obamy w kwestii broni atomowej i wywołało gorący sprzeciw także w innych krajach NATO, szczególnie w Niemczech.

- Jakakolwiek zmiana tej polityki musiałaby zaczekać na zmianę przywództwa zarówno w USA, jak i ważnych europejskich państwach NATO - wyjaśnia.

Inni komentatorzy, jak dziennikarz i ekspert Witold Repetowicz podejrzewają, że Rumunia może być jednak tylko przystankiem na drodze do ostatecznego celu ewakuowanej z Turcji broni, prawdopodobnie krajów Europy Zachodniej uczestniczących w programie NATO Nuclear Sharing. Repetowicz wskazuje na to, że USA mogą mieć podstawy do obaw o bezpieczeństwo swojej broni atomowej w Turcji.

"Trzymanie broni nuklearnej w Turcji jest w obecnej sytuacji bardzo ryzykowne dla USA. Zagrożenie ich przejęciem jest wielkie" - napisał na Twitterze Repetowicz. Dodał, że do przejęcia amerykańskiego arsenału otwarcie nawoływały prorządowe media w Turcji.

Obawy o bezpieczeństwo amerykańskiej broni jądrowej w Incirlik potwierdził opublikowany dwa dni temu raport wpływowego think-tanku Stimson Center w Waszyngtonie.

"Z punktu widzenia bezpieczeństwa, utrzymywanie około 50 głowic nuklearnych niecałe 70 mil od granicy z Syrią to igranie z ogniem. Ta broń ma zerową użyteczność na europejskich polach bitwy i jest bardziej wadą niż atutem dla naszych sojuszników w NATO" - piszą autorzy raportu. Zauważają też, że baza nieopodal Adany była miejscem napięć sytuacji po puczu, kiedy tureckie wojsko okrążyło i odcięło jej prąd - oficjalnie po to, by doprowadzić do poddania się tureckiego dowódcy bazy (w sąsiedztwie bazy lotnictwa USA jest też baza turecka), który miał brać udział w nieudanym zamachu.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (210)