Amerykańscy żołnierze są już w Turcji
W bazie Diyarbakir (płd.-wsch. Turcja) wylądowały w poniedziałek dwa amerykańskie samoloty transportowe z 200 żołnierzami i materiałami, w związku z modernizacją baz tureckich, które mogłyby być wykorzystane w wojnie z Irakiem.
17.02.2003 | aktual.: 17.02.2003 16:29
Pięć samolotów tego typu wylądowało w niedzielę wieczorem w tej samej bazie, przywożąc ok. 500 wojskowych amerykańskich, prawdopodobnie z jednostek logistycznych, którzy mają uczestniczyć w pracach nad unowocześnieniem baz tureckich.
Jednak Turcja ciągle nie odpowiedziała na amerykańską prośbę o zgodę na tranzyt przez terytorium tureckie ich jednostek bojowych w przypadku operacji przeciwko Irakowi.
Parlament turecki, który 6 lutego wyraził zgodę na modernizację portów i lotnisk tureckich przez specjalistów amerykańskich, odroczył głosowanie w sprawie zgody na tranzyt wojsk amerykańskich, pierwotnie wyznaczone na wtorek.
W poniedziałek rano premier Abdullah Gul dał do zrozumienia, że parlament turecki nie zgodzi się na rozmieszczenie żołnierzy USA w Turcji, dopóki nie zostaną spełnione żądania zapewnienia rekompensaty gospodarczej w wypadku wojny z Irakiem.
Kilka godzin później w depeszy z Brukseli Reuter doniósł, że według rzecznika rządu greckiego, Gul powiedział szefowi rządu greckiego Kostasowi Simitisowi, iż głosowanie w parlamencie tureckim odbędzie się "w najbliższych kilku dniach".
Turecki premier spotkał się w niedzielę z kilkoma ministrami i dowódcami wojskowymi, by ostatecznie dopracować projekt ustawy w sprawie tranzytu wojsk amerykańskich przez terytorium tureckie, który zostanie przedstawiony parlamentowi w Ankarze.
Turecki minister spraw zagranicznych, który tego samego dnia powrócił do Ankary z Waszyngtonu, gdzie rozmawiał na temat amerykańskiej pomocy gospodarczej, ostrzegł, że uzyskanie zgody parlamentu będzie "bardzo trudne".
Według najnowszego sondażu, mimo amerykańskiej oferty pomocy Turcji w zamian za jej współpracę, 80% Turków jest przeciwnych amerykańskiej interwencji wojskowej przeciwko Irakowi.
Turcja podniosła zresztą wymagania, twierdząc, że sama może wysłać do Iraku 80 tys. żołnierzy, by "stworzyć pozycje strategiczne". Żołnierze ci nie podlegaliby dowództwu amerykańskiemu - pisze w ostatnim numerze "Newsweek", powołując się na źródła tureckie.
W przypadku operacji wojskowej przeciwko Bagdadowi Amerykanie i Turcy zajęliby północ Iraku, gdzie działają obok siebie dwa ugrupowania kurdyjskie: Patriotyczna Unia Kurdystanu (UPK) i Demokratyczna Partia Kurdystanu (PDK) oraz Front turkmeński, sojusznik Turcji.
Spotkanie przedstawicieli tych trzech głównych ugrupowań - kurdyjskich i turkmeńskiego - z reprezentantami Turcji i USA ma się odbyć w poniedziałek w Silopi (płd.-wsch. Turcja, w pobliżu granicy w Irakiem).
Kurdowie iraccy, cieszący się znaczną autonomią, odkąd ta część Iraku wymknęła się spod władzy Bagdadu w 1991 r., chcieliby ogłosić niezależność, co w oczach Ankary stanowi casus belli (powód do wojny).
Generałowie tureccy obawiają się, by taka secesja nie ożywiła powstania kurdyjskiego po ich stronie granicy, gdy dopiero co wychodzą z 15 lat walk z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). (aka)