Amerykańscy żołnierze do Liberii
O wysłaniu niewielkiej grupy amerykańskich żołnierzy do pogrążonej w chaosie i wojnie domowej Liberii zadecydował prezydent Stanów Zjednoczonych George W.Bush.
Jak podano w Waszyngtonie, do Monrowii być może już w środę przybędzie mała grupa żołnierzy, mających udzielić logistycznego wsparcia wojskom zachodnioafrykańskich sił pokojowych, od poniedziałku przebywającym już w Liberii.
Informację o decyzji Busha podała agencja Associated Press, powołując się na anonimowego urzędnika administracji.
Według tego źródła, kontyngent amerykański w Monrowii ma liczyć początkowo około dziesięciu żołnierzy - następnie ich liczba zostanie zwiększona do dwudziestu ludzi.
Do Liberii przybyli w poniedziałek żołnierze nigeryjscy - długo oczekiwani pierwsi przedstawiciele międzynarodowych sił pokojowych, które mają zaprowadzić porządek w tym kraju Afryki Zachodniej, pustoszonym od 14 lat przez wojnę domową.
W misji w Liberii w sumie weźmie udział 3250 żołnierzy z krajów Afryki Zachodniej. Zgodnie z przyjętą w nocy z piątku na sobotę rezolucją Rady Bezpieczeństwa, po paru miesiącach mają być zastąpieni przez siły pokojowe ONZ. Rezolucja nie wyznacza żadnej szczególnej roli w Liberii Stanom Zjednoczonym, mimo iż ONZ, kraje afrykańskie i inne nalegały na Waszyngton, by stanął na czele sił mających położyć kres walkom oddziałów lojalnych wobec Taylora z rebeliantami, którzy chcą go obalić.
Waszyngton do tej pory wykluczał bezpośredni amerykański udział w operacji w Liberii, pomimo że wysłany przez Pentagon korpus ekspedycyjny - 2.000 marines i 2.500 marynarzy - na trzech okrętach desantowych znajduje się już niedaleko wybrzeży tego kraju.