Amerykanie ruszyli do sklepów po broń - "na zapas"
Po masakrze w Arizonie, kiedy 22-letni Jared Loughner zastrzelił sześć osób i ranił kilkanaście innych, w tym kongresmenkę Gabrielle Giffords, w tym stanie USA gwałtownie wzrosła sprzedaż pistoletów Glock 19, takich jak ten, z którego strzelał zamachowiec.
O sprawie pisze austriacki dziennik "Der Standard", który skontaktował się z Gregiem Wolffem, właścicielem dwóch sklepów z bronią w Arizonie, specjalizujących się właśnie w austriackim modelu Glock. Gazeta wyraża opinię, że Amerykanie postanowili zaopatrzyć się w pistolety "na zapas", w obawie, że po zamachu w Tucson władze mogą wprowadzić ograniczenia dotyczące zakupu broni.
Greg Wolff przyznaje, że po tragicznych wydarzeniach w Tucson przewidział wzrost zapotrzebowania na pistolety Glock i poczynił stosowne przygotowania. Miał rację - dwa dni po zamachu sprzedał dwa razy więcej Glocków niż zwykle. Inni handlarze bronią w Arizonie też informują o skokowym wzroście sprzedaży tych pistoletów. U Wolffa Glock kosztuje 499 dolarów.
FBI poinformowała, że 10 stycznia, dwa dni po zamachu, sprzedaż broni krótkiej w Arizonie wzrosła o 60% podczas gdy w skali całego kraju - w porównaniu z 10 stycznia 2010 roku - zaledwie o 5%.
Prawa regulujące posiadanie broni są szczególnie liberalne w zachodnich stanach USA, jak Arizona, o silnej kowbojskiej tradycji załatwiania porachunków indywidualnie za pomocą własnych "guns". "Der Standard" zwraca uwagę, że każdego roku broń palna zabija w USA ok. 30 tys. osób, z czego prawie 60% stanowią samobójstwa, resztę zaś - zabójstwa.