Ameryka kontra Unia Europejska: Lepszy deal niż nic [OPINIA]
Jak stwierdził 30 lat temu rosyjski generał Aleksander Lebied: "Tylko słabi politycy prowadzą wojny. Silni politycy do wojen nie dopuszczają" - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W niedzielę Donald Trump i Ursula von der Leyen być może ustrzegli nas przed brutalną i bolesną wojną handlową między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Owszem, ostateczne porozumienie (choć jeszcze niesformalizowane) jest na pierwszy rzut oka niekorzystne dla państw UE. Większość produktów sprowadzanych do USA z Europy ma być obłożonych 15-proc. cłem. Towary sprzedawane przez amerykańskie firmy na Starym Kontynencie mają być z karnych taryf zwolnione.
Von der Leyen miała się też zobowiązać - najwyraźniej w imieniu europejskiego biznesu, choć nie wiadomo, czy za jego wiedzą i zgodą - do zainwestowania 600 mld dolarów w amerykańską gospodarkę. Europa miałaby także przez najbliższych kilka lat kupować gigantyczne ilości surowców naturalnych (najpewniej LNG), aczkolwiek nikt nie wie, jak te obietnice mają się do osławionego, unijnego "Zielonego Ładu".
Paradoksalnie, ten "deal" nie jest jednostronnym, miażdżącym triumfem Ameryki i samego Trumpa. Dlaczego?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomysł Trumpa zaszkodzi NATO? "Traktuje sojuszników jak pionki"
Albowiem, ujmując rzecz najzwięźlej, mogło być dużo gorzej. Unia mogła zostać poczęstowana 50-proc. cłami jak Brazylia. Albo 30-proc. jak Meksyk czy Południowa Afryka. Komisja Europejska mogłaby się zrewanżować uderzeniem w amerykański przemysł spożywczy (plany były już gotowe). Wtedy nastąpiłaby ostra riposta Waszyngtonu. A później kontratak Brukseli. I tak co najmniej przez kilka miesięcy.
Kto by wyszedł zwycięsko z tego starcia? Nie łudźmy się, na pewno nie Europa. Niewykluczone, że kilku francuskich, niemieckich czy hiszpańskich polityków przekonywałoby swoich wyborców: "Zobaczcie, utarliśmy nosa Trumpowi!". Lecz efekty takiej wojny dla europejskich gospodarek byłyby opłakane. A najbardziej płakaliby przedsiębiorcy w takich krajach jak Polska, ekonomicznie głęboko uzależnionych od kondycji całej Unii Europejskiej.
Chyba nikt rozsądny nie wierzy, że podwyższenie ceł na amerykańską whiskey z Tennessee zrekompensowałoby straty poniesione przez europejski (głównie niemiecki) przemysł motoryzacyjny. A tym samym, na przykład, przez polskich poddostawców tegoż przemysłu.
Sama von der Leyen słusznie zwróciła uwagę na główne przesłanie tego porozumienia:
Dziś stwarzamy dla europejskiego biznesu pewne ramy przewidywalności. W tych skomplikowanych czasach ważne jest, aby nasze koncerny mogły spokojnie planować swoją działalność i swoje inwestycje.
Dla firm, szczególnie tych o dużym potencjale i dużych ambicjach, owe "ramy przewidywalności" są absolutnie kluczowe. Funkcjonowanie w środowisku, w którym politycy co rusz zmieniają swoje decyzje - nakładając najpierw wysokie cła, potem się z nich wycofując, potem do nich wracając, następnie wprowadzając zwolnienia i wyjątki, wreszcie likwidując zwolnienia i wyjątki - jest pod kątem biznesowej kalkulacji po prostu zabójcze. Jak zarządy koncernów mają planować swoje wydatki i przychody, jeśli nie wiedzą, jakie taryfy narzuci Biały Dom za miesiąc, za trzy miesiące, za rok?
Niewykluczone więc, że za jakiś czas wszyscy będą dziękować Opatrzności, że Unia i Ameryka jednak się dogadały, nawet jeśli wielu komentatorów ubolewa dzisiaj nad faktem, iż Europa została upokorzona.
Ani Ursula von der Leyen, mówiąc najoględniej, nie jest najlepszą szefową Komisji Europejskiej. Ani Donald Trump nie jest wybitnym ekspertem od globalnego handlu. Być może jednak oboje uratowali nas przed poważniejszym kryzysem, aplikując Europie swego rodzaju szczepionkę. A każda szczepionka, jak wiadomo, to także choroba.
Tylko w małej dawce.
Dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski
Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".