PolskaAlicja Tysiąc i jej córka: jaki los zgotowali im tzw. obrońcy życia

Alicja Tysiąc i jej córka: jaki los zgotowali im tzw. obrońcy życia

Pogrzeb Alicji Tysiąc był cichy. Przyszli tylko zaproszeni. Rodzina obawiała się, że "obrońcy życia" nie dadzą jej spokoju nawet po śmierci - pisze Joanna Podgórska w tygodniku "Polityka".

Alicja Tysiąc
Alicja Tysiąc
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Leszek Szymański

Była pierwszą ofiarą restrykcyjnego prawa aborcyjnego, która opowiedziała swoją historię nieanonimowo. Dała jej twarz i nazwisko. Czy była wtedy świadoma konsekwencji? – To była jej osobista decyzja. Myśmy jej do tego nie namawiały – wspomina Krystyna Kacpura, szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która wówczas wspierała Alicję Tysiąc. – Była odważną kobietą, zmotywowaną, by szukać sprawiedliwości i walczyć o nią do końca. Ale ona to ona, a dzieci to dzieci. Chyba nie przewidywała, że fala nienawiści je też dosięgnie.

W jednym z ostatnich wywiadów, jakiego udzieliła "Wysokim Obcasom", mówiła, że odebrano jej godność, została wrakiem człowieka, cierpiała na nerwicę lękową, musiała się leczyć psychiatrycznie. Ale deklarowała, że nie żałuje podjętych decyzji.

Gdy 21 lat temu zaszła w nieplanowaną ciążę, miała już dwójkę dzieci. Mieszkali na 29 metrach, w zagrzybionym mieszkaniu bez centralnego ogrzewania. Alicja cierpiała na postępujące zwyrodnienie siatkówki; minus 20 dioptrii w każdym oku. Kilku okulistów wydało zgodną opinię, że kolejna ciąża grozi jej utratą wzroku. Jednak żaden nie znalazł w sobie odwagi, by poświadczyć to na piśmie. Zaświadczenie wystawiła w końcu internistka, która stwierdziła, że po dwóch poprzednich cesarkach Alicji grozi pęknięcie macicy. Ale w szpitalu, do którego trafiła, lekarz demonstracyjnie zniszczył zaświadczenie i kazał rodzić. Julka przyszła na świat w 2001 r. Wada Alicji posunęła się o kolejnych sześć dioptrii. Zalecenia lekarskie: nie schylać się i nie dźwigać, nauczyć się rozkładu mieszkania na pamięć. Pomoc państwa: I grupa inwalidzka, nieco ponad 400 zł plus jakiś zasiłek. W sumie około 600 zł na miesiąc.

Tłumna nagonka

Alicja miała świadomość, że odmówiono jej prawa do legalnej aborcji. Zgłosiła sprawę do prokuratury, ale skończyło się szybkim umorzeniem. Sąd rejonowy odrzucił zażalenie. Także Naczelna Izba Lekarska nie dopatrzyła się uchybień w postępowaniu lekarza, który odmówił wykonania zabiegu. Wszędzie traktowano Alicję jak intruza. Postanowiła więc szukać sprawiedliwości w Strasburgu. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że Polska naruszyła Europejską Konwencję Praw Człowieka, nie zapewniając ścieżki odwoławczej od decyzji podjętej przez lekarza (nie ma jej do dziś). Alicji przyznano 25 tys. euro odszkodowania i zwrot kosztów sądowych. Wtedy rozpętało się piekło. Policzyła, że w nagonkę na nią zaangażowały się 72 organizacje katolickie.

Dopóki Julka była dzieckiem poczętym, budziła współczucie i wzruszenie. Po urodzeniu jakoś nikt się nią specjalnie nie zainteresował. Strona katolicka zadbała jednak, by w swoim czasie dowiedziała się, że jest córką "niedoszłej morderczyni". Na łamach katolickich gazet zdiagnozowano u niej zaocznie syndrom ocaleńca. Na forach katolickich pisano: "nie chciałabym być jej córką", "nie dość, że chciała ją zabić, to jeszcze kaleczy jej psychikę dla kasy", "nie chcę partycypować w kosztach seksu Alicji Tysiąc". Życie intymne Alicji zostało w mediach dokładnie przeanalizowane. Dlaczego nie stosowała rozsądnej antykoncepcji? Nie mogła, bo pigułki czy spirala są przy jej chorobie wykluczone. Od okulisty dostała skierowanie na podwiązanie jajowodów, ale okazało się, że to w Polsce nielegalne. I że zawiodła prezerwatywa.

Proboszcz nie chciał Julki ochrzcić. Nie pomogła interwencja w kurii. Starsze dzieci też miały kłopoty. Gdy miały przystąpić do pierwszej komunii, proboszcz wezwał Alicję i oświadczył, że da komunię, jeśli ona pójdzie do telewizji, powie, że jest niedoszłą dzieciobójczynią i bardzo się tego wstydzi. Julka wspomina, że gdy była w podstawówce, katechetka, omawiając temat aborcji, a mówiąc o "zabijaniu dzieci", wymieniła imię i nazwisko jej mamy.

Za tę "niedoszłą morderczynię" Alicja Tysiąc wytoczyła proces tygodnikowi "Gość Niedzielny" i wygrała. "Za parę lat córka pani Tysiąc dowie się, co się stało i wtedy matka może usłyszeć od niej te same słowa, które ją dziś obrażają. Żadne argumenty nie przekonają córki, że tu nie chodziło o jej życie" – skomentował o. Wacław Oszajca. Ale Alicja nigdy od Julki takich słów nie usłyszała.

Wsparcie na leczenie

Gdy Julka zaczęła pytać, Alicja opowiedziała jej swoją historię; historię kobiety, która z przerażeniem myśli o tym, co się stanie z dwójką jej dzieci, jeśli straci wzrok. I że w początkach ciąży kobieta nie wie, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, jak będzie wyglądać. Gdy trafiała na obrzydliwe wpisy w internecie, Alicja pytała: komu bardziej ufasz – tym, którzy to wypisują, czy mamie? Dziś Julka mówi, że nie interesuje jej zdanie ludzi, którzy nie potrafią się wypowiedzieć tak, by każdym słowem nie obrażać drugiego człowieka. Nie przypomina sobie pierwszej rozmowy z mamą na ten temat, ale pamięta, że nigdy niczego nie ukrywała i odpowiadała na każde pytanie. "Nigdy nie byłam na nią z tego powodu zła. Nigdy też nie czułam się odrzucona, mniej kochana czy gorsza od rodzeństwa. Z tego, co pamiętam, byłam dość rozpieszczonym dzieckiem. Zawsze miałam wsparcie" – powiedziała w pierwszym udzielonym mediom wywiadzie (marzec 2021 r. portal ofeminin.pl).

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY SIĘ PRZENIEŚĆ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"

Okładka najnowszego wydania tygodnika "Polityka"
Okładka najnowszego wydania tygodnika "Polityka"© Polityka

W pewnym momencie Alicja przestała liczyć listy o "judaszowych srebrnikach". Darła je i wyrzucała do kosza. Przestała też się tłumaczyć, że nie jest milionerką. Strasburskie odszkodowanie niewiele w jej życiu zmieniło. Część pieniędzy od razu zajęli komornicy, bo wychowując trójkę dzieci z nędznej renty, narobiła zaległości, spłaciła resztę długów. Z tego, co zostało, kupiła meble, bo miasto przyznało jej większe mieszkanie. Nie chciała zabierać starych, bo były kompletnie zagrzybione. Przez chwilę jeszcze wystarczało na lepsze jedzenie dla dzieci. I było po pieniądzach. Znowu zaczęła się szarpanina, żeby starczyło na czynsz, na książki dla dzieci, na obiady w szkole. Została z tym sama, małżeństwo się rozpadło.

Gdy Julka miała siedem lat, prymas Józef Glemp wygłosił na Jasnej Górze homilię do 30 tys. wiernych. Wspomniał o dziecku Alicji Tysiąc, że żyje i jest zdrowe, a jedyną konsekwencją zdrowotną jego urodzenia dla matki była konieczność kupienia okularów za tysiąc złotych. Chyba nie zrozumiał wypowiedzi Alicji dla "Gazety Wyborczej" o tym, że nosi okulary minus 20 dioptrii, powinna nosić minus 26, ale kosztują tysiąc złotych, a ona ma 418 zł renty.

Na własnej skórze przekonała się, jak wygląda pomoc osobom niepełnosprawnym w Polsce. "Miesięczna kuracja, czyli lekarstwa, zastrzyki i ozonoterapia, to koszt około 10 tys. zł. Na NFZ nie mogę liczyć. Terminy są strasznie odległe, moje lekarstwa i zastrzyki nie są refundowane. Jedyne, co państwo częściowo refunduje, to szkła do okularów. Tyle że wyrobienie okularów przy mojej wadzie – 27 dioptrii – to koszt około 3,5–4 tys. zł. NFZ refunduje w sumie za jedno i drugie szkło 140 zł, do tego dochodzi refundacja z PFRON, czyli 100 zł. I tyle. Na taką pomoc mogą w Polsce liczyć osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności. Leczę się dzięki ludziom dobrej woli, którzy mnie wspierają" – mówiła w ostatnim wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".

– Alicja przeszła kilka operacji oczu, dzięki którym jeszcze cokolwiek widziała. Chodziło o to, by zatrzymać zmiany. Państwo też jej w tym nie pomogło. Na wszystko musiała zbierać sama – opowiada Jolanta Gawęda z fundacji Feminoteka.

Nie tylko ofiara

Było tych zbiórek sporo. Pomagały osoby indywidualne, fundacje, organizacje. Ukazywały się artykuły o Alicji, pod którymi widniał numer konta, na które można wpłacać dla niej pieniądze. Wreszcie pojawiły się zarzuty, że Alicja jest roszczeniowa.

– To nie jest właściwe słowo – ocenia Kazimiera Szczuka, która swego czasu też wspierała finansowo rodzinę Alicji. – Raczej bezradna życiowo. Co w jej sytuacji nie było szczególnie dziwne.

Starała się sama zarabiać. Pracowała w zakładach pracy chronionej, w biurze eurodeputowanego prof. Adama Gierka, w fundacji Feminoteka. Była radną miasta stołecznego Warszawy na Mokotowie z ramienia SLD. – Starała się też cały czas pomagać kobietom, które – tak jak ona kiedyś – znalazły się w trudnej sytuacji. Wpadała do nas po materiały i broszury. Chciała być prawdziwą feministką, a nie tylko ofiarą prawa aborcyjnego – mówi Krystyna Kacpura.

Ostatnio była zajęta opieką nad małą, niepełnosprawną wnuczką, ale włączyła się w działania Strajku Kobiet. Chodziła na protesty; razem z Julką. Jak podkreślała, była to decyzja córki. Ona jej do niczego nie namawiała.

Julka przez wiele lat milczała. Nie chciała rozmawiać z mediami. Zdecydowała się na to dopiero, gdy poczuła się gotowa. Pytana o to, jak powinno wyglądać prawo aborcyjne w Polsce, powiedziała, że każda kobieta powinna mieć wolność wyboru: "Uważam, że w szczególnych przypadkach aborcja powinna być dozwolona. Dzięki temu nie schodziłaby do tak zwanego podziemia. Kobiety nie byłyby zmuszone do wyjazdu za granicę, na który często ich zwyczajnie nie stać" – deklarowała na łamach portalu ofeminin.pl. I że gdyby sama znalazła się w sytuacji krytycznej, chciałaby mieć prawo wyboru.

Julka nie udzieliła tego wywiadu pod własnym nazwiskiem (ma inne niż matka, co daje jej pewną anonimowość). Jednak nie wykluczała, że niedługo zdecyduje się dać tej historii swoje nazwisko, tak jak kiedyś mama. Jednak po jej śmierci nie ma jeszcze siły na rozmowę. Alicja Tysiąc zmarła w wieku 50 lat na covid. Dla Julki to pierwsze święta, pierwszy Nowy Rok bez mamy, z którą była mocno związana. Najpierw musi się z tego podnieść.

Joanna Podgórska

W "Polityce" od 1994 r. Zajmuje się problematyką społeczną. Wyróżniona Okularami Równości przez pełnomocniczkę rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn nagrodą Fundacji Równości Hiacynt w kategorii Media oraz Nagrodą Współodczuwania, przyznawaną przez Klub Gaja za wrażliwość w opisywaniu sytuacji zwierząt. W 2010 r. zdobyła nagrodę Pióro Nadziei, przyznawaną przez Amnesty International, a w 2013 r. została laureatką konkursu Media Równych Szans. Debiutowała w warszawskim "Życiu Codziennym".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (86)