Aleksandr Potiejew. Szpieg, który zmartwychwstał
Przez dwa lata były pułkownik rosyjskiego wywiadu Aleksandr Potiejew był uważany za jednego z tych rosyjskich podwójnych szpiegów, którego dosięgła karząca ręka Kremla. Pogłoski o jego śmierci okazały się przedwczesne. Potiejew żyje spokojnie w USA, pod niezmienionym nazwiskiem.
07.10.2018 | aktual.: 07.10.2018 15:02
Po tym, jak Aleksandr Potiejew w 2010 roku zbiegł do Stanów Zjednoczonych, nie cieszył się dobrą opinią na Kremlu.
- Ten człowiek zdradził swoich przyjaciół, towarzyszy broni i ludzi, którzy poświęcili swe życie za ojczyznę! Jak może spojrzeć w oczy swoim dzieciom? Świnia! - orzekł rosyjski prezydent Władimir Putin. Jego gniew był zrozumiały. Potiejew - były wiceszef departamentu w Dyrekcji "S" Służby Wywiadu Zagranicznego, był tym, który przyczynił się do likwidacji całej siatki rosyjskich "nielegałów" w USA, ze słynną Anną Chapman na czele. Była to jedna z największych wpadek rosyjskiego wywiadu, która pogrążyła długoterminową operację Kremla. Putin był wściekły i sugerował, że zdrada nie ujdzie na sucho, mówiąc, że służby mają swój kodeks postępowań w takich przypadkach.
Dlatego kiedy w lipcu 2016 roku w rosyjskich mediach pojawiła się informacja o śmierci Potiejewa, nikt nie był szczególnie zaskoczony. Choć doniesienia nie mówiły nic o powodach zgonu Rosjanina, to pojawiły się spekulacje o tym, że padł on ofiarą zemsty Kremla. Co znamienne, strona amerykańska nie prostowała informacji. W powszechnej świadomości Potiejew szybko został uznany za zmarłego.
Jak się teraz okazuje, niesłusznie. Jak ustalili dziennikarze portalu Buzzfeed News oraz BBC, Potiejew ma się całkiem dobrze. Mieszka w luksusowym apartamencie na Florydzie i niespecjalnie ukrywa swoją tożsamość. Jego nazwisko można znaleźć w publicznie dostępnych rejestrach. Dzięki temu wiadomo, że już po swojej "śmierci" zarejestrował się, by zagłosować w wyborach prezydenckich w 2016 roku i że wyrobił sobie. Kiedy zaś dziennikarze Buzzfeed zjawili się pod podanym w dokumentach adresie, udało im się z nim skontaktować - choć zdecydowanie odmawiał rozmowy.
Na liście Kremla
Według informacji uzyskanych przez portal ze strony amerykańskich służb, pozostanie przy swoim nazwisku było osobistym wyborem Potiejewa. Ale jak komentują eksperci, to bardzo nietypowe zachowanie jak na człowieka ukrywającego się przed kremlowskimi zabójcami.
- To jak wystawianie kozy na pastwę tygrysów - stwierdził amerykański politolog Mark Galeotti.
Wybór Potiejewa jest tym bardziej zastanawiający, że Potiejew był już raz obiektem zainteresowania kremlowskich zabójców. Jak doniósł "New York Times", w 2014 roku okolicę w której mieszkał na Florydzie odwiedził Rosjanin podejrzewany o bycie płatnym mordercą. Mężczyzna był widziany także eksplorując okolice, gdzie mieszkali członkowie rodziny Potiejewa. Ostatecznie FBI udało się zapewnić bezpieczeństwo byłemu szpiegowi.
Skąd więc informacje o jego śmierci? Dziennikarz BBC Mark Urban, który natknął się na sprawę Potiejewa przy okazji badania sprawy Siergieja Skripala, twierdzi, że Rosjanie chcieli w ten sposób sprowokować go do ujawnienia się, np. poprzez kontakt z bliskimi pozostałymi w Rosji. Według źródeł portalu Buzzfeed, Amerykanie nie chcieli prostować fałszywych informacji, uznając, że uznanie go za zmarłego zwiększy bezpieczeństwo podwójnego agenta.
Według portalu, Potiejew ma zapewnioną 24-godzinną ochronę ze strony FBI. Ale sposób, w jaki funkcjonuje w USA jest nietypowy. Zwykle agenci obcych służb, którzy idą na współpracę z Amerykanami otrzymują nowe tożsamości, zaszyfrowane systemy łączności, zatrudnienie, a w niektórych przypadkach nawet mogą być poddani operacjom plastycznym. Jak podaje Buzzfeed, każdego roku do amerykańskiego programu ochrony współpracowników przyjmowanych jest około sto osób. Rosjanie stanowią dużą część jego członków.
Przeczytaj również: Otrucie Skripala. Zidentyfikowano drugiego zamachowca
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl