Aleksander Smolar: odejście Donalda Tuska - zagrożenie dla PO, szansa dla PiS
Odejście Donalda Tuska do Brukseli pozbawi PO lidera, co grozi konfliktami personalnymi, ale też ideowymi - uważa szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar. Niewykluczone, ocenia, że wyjazd Tuska może wzmocnić PiS, zmuszając je do bardziej merytorycznej krytyki rządu.
Jak wybór premiera na szefa Rady Europejskiej wpłynie na kształt polskiej sceny politycznej opierającej się dotąd na sporze dwóch głównych rywali - Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego?
Aleksander Smolar: - Wybór ten ma dwie sprzeczne konsekwencje. Pierwsza to niewątpliwie wzrost osobistego autorytetu Tuska, co zobaczymy zapewne wkrótce w sondażach. Konsekwencją tego będzie również wzrost notowań rządu i PO. Równocześnie nominacja Tuska wprowadza poważny element niepewności, jeżeli chodzi o rząd i Platformę, a także wyniki wyborów parlamentarnych.
Tusk był w pewnym sensie Platformą Obywatelską, co było wynikiem jego dominacji politycznej w partii oraz długiego procesu eliminowania wybitniejszych postaci PO. Platforma to był Tusk; widzieliśmy to w kolejnych wyborach, kiedy nawet przy słabych notowaniach w punkcie wyjścia zaangażowanie premiera w kampanie wyborcze prowadziło do zmiany sytuacji i do kolejnych zwycięstw.
Objęcie przez Tuska stanowiska, które jest ekwiwalentne roli prezydenta UE, sprawi, że nie będzie on mógł angażować się w polską politykę wewnętrzną. Nawet jeśli będzie czynił drobne gesty, mówił w wywiadach serdecznie o swojej partii i jej kandydatach, to będzie to zbyt słabe zaangażowanie, by mogło odegrać istotną rolę. PO będzie próbowała wykorzystywać jego pozycję, mówiąc: jesteśmy wybitną partią, która wyłoniła prezydenta Polski, prezydenta UE. Ale to zbyt słabe bodźce, by zapewnić kolejne zwycięstwa Platformie.
Czy PO jest w stanie wyłonić nowego, silnego lidera?
- Wydaje się rzeczą naturalną, niemal przesądzoną, że następczynią Donalda Tuska zostanie marszałek sejmu Ewa Kopacz; jest to w pewnym sensie automatyczne, ponieważ jest ona pierwszą wiceprzewodniczącą Platformy. Z kolei w związku z obyczajami, które dominują w polskiej polityce, przywódca partii, która ma większość w parlamencie, powinien kierować także rządem.
Pytanie, czy w tym konkretnym przypadku jest to trwałe rozwiązanie, to znaczy, czy Ewa Kopacz będzie prowadziła PO do wyborów parlamentarnych i - gdyby Platforma zwyciężyła - czy kierowałaby rządem oraz partią po wyborach 2015 roku. Według mnie to jest dalece niepewne.
Ewa Kopacz nie ma entuzjastycznego odbioru we własnej partii; są ludzie, którzy zarzucają jej ułomności polityczne i charakterologiczne. W każdym razie na pewno nie ma takich zdolności przywódczych, jakie posiada Donald Tusk, a które są konieczne, by w sytuacji kryzysu w PO i ogólnie trudnej sytuacji międzynarodowej zapewnić integralność i jedność partii oraz zapobiec konfliktom wewnętrznym.
PO jest partią bardzo heterogeniczną, mieszczą się tam prawie wszyscy - od lewicy do prawicy. Donald Tusk umiał te siły integrować. Czy potrafi to Kopacz, jest rzeczą dalece niepewną. PO odnosząc wielki sukces, może paradoksalnie ponieść bardzo wysokie koszty tego prestiżu i znaleźć się w głębokim kryzysie, którego konsekwencje trudno przewidzieć.
Jak wielkim zagrożeniem jest możliwy wybuch walk wewnętrznych o władzę w PO? Grzegorz Schetyna nie kryje swoich ambicji, że chce powalczyć o wpływy w partii.
- Niewykluczone, że rodzące się już konflikty wewnątrz PO zostaną wyciszone ze względu na bliskie terminy wyborcze, a rozprawa generalna nastąpi dopiero wraz z wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Gdy okaże się, że wyniki nie są zadowalające, że PO traci władzę, to niewątpliwie te konflikty bardzo się ożywią.
Schetyna był przez długi czas marginalizowany, często upokarzany przez Tuska, którego jeszcze parę lat temu był najbliższym współpracownikiem. Schetyna nigdy nie ukrywał, że przy najbliższej okazji wystąpi jako kandydat do objęcia schedy po Tusku.
To nie jest jednak tylko problem konfliktów personalnych, ale też ideowych i politycznych. W PO ciągle żarzą się spory dotyczące kwestii światopoglądowych, związanych z zapłodnieniem in vitro, związkami partnerskimi czy ostatni skandal dotyczący próby niedopuszczenia do wystawienia kontrowersyjnej sztuki na festiwalu teatralnym w Poznaniu.
Tego typu konflikty mogą ujawnić się ze zdwojoną siłą zarówno ze względu na postawę części ludzi Kościoła, którzy wyczuwając słabość państwa, mogą chcieć odrobić straty poniesione w przeszłości, jak i w wyniku aktywności środowisk konserwatywnych w PO. Atak może nastąpić też ze strony sił sekularnych.
Tusk dzięki swojej pozycji, autorytetowi w partii był w stanie łagodzić te konflikty, karząc raz jednych, raz drugich, szukając kompromisów, wyciszając konflikty. Czy Ewa Kopacz będzie w stanie to robić, nie mając ani takiego autorytetu, ani pozycji, ani możliwości egzekwowania ewentualnych kar, dalece nie jest pewne.
Możliwe są też konflikty związane z nominacją na marszałka Sejmu i przesunięcia z tym związane w innych miejscach mapy instytucjonalnej.
Jak realna jest groźba podziału Platformy Obywatelskiej?
- Polski system polityczny jest pozornie stabilny; opiera się na dwóch głównych aktorach Tusku i Kaczyńskim. Jednak zarówno PO, jak i PiS to tzw. partie wodzowskie, w których poza liderem nie ma de facto innych silnych osobowości.
W PO nie ma nikogo, kto ma odwagę wypowiedzieć zdanie inne niż Tusk, wszyscy czekają, co powie premier, by zająć stanowisko. Podobnie jest w PiS - jest Kaczyński i jego dwór. W obu tych partiach brak dyskusji wewnętrznej, obie są więc zagrożone w momencie odejścia przywódcy. Kryzys tych partii może natomiast prowadzić do przeobrażenia całej sceny politycznej.
Po odejściu Tuska Platforma została osierocona, została obcięta głowa tej partii. Wprawdzie są tam ludzie poważni, na wysokim poziomie, ale oni nigdy nie odgrywali roli przywódczej, bo nie mogli, więc trudno sobie wyobrazić, jakie są ich możliwości. Wielu mówi, że Ewa Kopacz będzie teraz miała okazję, by ujawnić swój potencjał; być może to prawda, ale nic na to nie wskazuje.
Czy odejście Tuska może mieć negatywne konsekwencje także dla jego głównego rywala Jarosława Kaczyńskiego?
- To może być zagrożenie dla PiS, ale może to być też szansa. Zagrożenie polega na tym, że PiS w dużym stopniu utraciło swoją tożsamość, a poprzez odejście Tuska straciło też naturalnego wroga i podmiot - posługując się językiem Orwella - seansów nienawiści.
To może być problem dla PiS, ale może też pchnąć tę partię ku szukaniu argumentów racjonalnych, merytorycznych w swojej krytyce Platformy. Zauważmy, że podstawowe składniki ideologii IV RP - lustracja, dekomunizacja, walka z tajnymi służbami, polityka antyniemiecka i antyrosyjska - od pewnego czasu zanikają z narracji PiS. Osłabieniu uległo nawet to, co przeciwnicy partii PiS nazywali 'religią smoleńską'.
Wybór Tuska na szefa Rady Europejskiej i osłabienie dotychczasowego personalnego sporu może paradoksalnie prowadzić ku wzmocnieniu PiS, które będzie skazane na to, by posługiwać się argumentami merytorycznymi, politycznymi, ekonomicznymi; nawet jeśli demagogicznymi, to trafiającymi do różnych grup niezadowolonych.
Trudno przewidzieć, jak ostatecznie będzie. Myślę, że nawet sami politycy PiS nie są w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Zostali zaskoczeni wyborem Tuska i są nieprzygotowani do stawienia czoła nowej sytuacji. Ale mają, jeśli pominiemy wybory samorządowe, ponad rok do następnych ważnych wyborów.
A co wybór Tuska oznacza dla lewicy? Leszek Miller dopatruje się końca polaryzacji sceny politycznej w Polsce i wzmocnienia jej lewej flanki. Ma rację?
- PO zagarnęła istotną część obszaru zajmowanego przez lewicę. Schedą po lewicy podzieliły się PO i PiS. Jarosław Kaczyński przejął część ludowego elektoratu, natomiast Donald Tusk przejął część klasy średniej i inteligencję, która obawiała się możliwego zwycięstwa PiS i stąd była gotowa głosować na Platformę jako partię przewidywalną i niezagrażającą ludziom często związanym z PRL. Tusk był gwarantem tego niepisanego kontraktu.
Przez pewien czas alternatywą dla ludzi lewicy była partia Janusza Palikota. Millerowi udało się ją jednak skutecznie zmarginalizować; zresztą sam Palikot się do tego walnie przyczynił swoimi działaniami. Teraz szefowi SLD pozostaje odbić swych dawnych, którzy przeszli w szeregi elektoratu PO. Odejście Tuska niewątpliwie mu to ułatwi. Może prowadzić do ujawnienia się wewnętrznych konfliktów wokół spraw obyczajowych i popychać Platformę ku wyborom bardziej prawicowym. Sądzę, że na to liczy Miller.
Z drugiej strony słabością SLD jest sam Miller. Niewątpliwie ma format przywódcy, ale przywódcy z czasów PRL. Nie ma języka i propozycji, które mogłyby pozwolić na zdobycie nowych wyborców. Z tego względu odbudowa Sojuszu wydaje mi mało prawdopodobna, choć nie można tego wykluczyć.