PolskaAleksander Kwaśniewski: brońmy generała Jaruzelskiego

Aleksander Kwaśniewski: brońmy generała Jaruzelskiego

Jestem pewien, że bolą go nie tyle ataki małych ludzi, ile fakt, że my jesteśmy cisi. Nie wolno nam milczeć! Nie możemy dać się zakrzyczeć!

Aleksander Kwaśniewski: brońmy generała Jaruzelskiego
Źródło zdjęć: © AFP

10.10.2008 | aktual.: 10.10.2008 13:56

Bronię Generała Jaruzelskiego! Polska prawica, tym razem w barwach PO, w barwach rządu Donalda Tuska, zdecydowała się na polityczną dintojrę. Tak odbieram pomysł zabrania emerytur członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, atak na gen. Wojciecha Jaruzelskiego, chyba nieprzypadkowo skorelowany z rozpoczętym procesem autorów stanu wojennego. Tu trzeba mocnych słów i stanowczego protestu! Platforma, niczym PiS, z rozliczeń, z zemsty, z dzielenia Polaków buduje swój polityczny sztandar. To fatalna droga. Z wielu względów. Na pewno krzywdząca dla gen. Jaruzelskiego.

Wojciech Jaruzelski to wielka postać w historii Polski.

Zesłaniec, sybirak, żołnierz I Armii Wojska Polskiego, który przeszedł szlak bojowy do Berlina. A także autor stanu wojennego, który uratował Polskę przed rosyjskimi czołgami. I architekt Okrągłego Stołu, który przeprowadził Polskę do demokracji, a potem – to już zasługa innego pokolenia polityków – do NATO i Unii Europejskiej. Po wtóre, obrażająca Polaków. Ich pamięć historyczną, ich inteligencję.

Opisywanie WRON jako „związku przestępczego”, próba odbierania członkom rady emerytur to coś tak niemądrego, że trudno w to uwierzyć. Dziś politycy Platformy wchodzą w buty PiS i opowiadają rzeczy niemające wiele wspólnego z prawdą o przeszłości. Odsądzają od czci i wiary gen. Jaruzelskiego i wmawiają Polakom, że w grudniu 1981 r. nie groziła Polsce interwencja wojsk Układu Warszawskiego. I że generał powinien wówczas podzielić się władzą z „Solidarnością”.

Co śmieszne, najczęściej głoszą to ci, którzy jednocześnie wołają: dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Polska! Oto ich logika – Polsce, która jest w NATO i w Unii Europejskiej, militarnie zagraża Rosja Miedwiediewa i Putina, a nie zagrażał jej Związek Radziecki Leonida Breżniewa! Jakby nie było Jałty, Układu Warszawskiego, świata dwubiegunowego, zimnej wojny, doktryny Breżniewa, wojsk radzieckich stacjonujących wokół Polski i w Polsce.

Czy patrząc na mapę Europy Środkowej, na jej historię w drugiej połowie XX w., pamiętając o interwencji armii radzieckiej w NRD w 1953 r., na Węgrzech w 1956 r., w Czechosłowacji w 1968 r., a także o inwazji w Afganistanie, ktoś poważny powie, że Polsce interwencja radziecka nie groziła?

A mówią...

Przypomnijmy sobie tamte lata i radykalizującą się „Solidarność”, która zaczęła wymykać się z rąk jej kierownictwa. Przypomnijmy sobie niedawne czasy, kiedy rządziło PiS i bezpośredni spadkobiercy ówczesnych radykałów. Czy mając przed oczami te obrazy, ktoś z ręką na sercu powie, że porozumienie narodowe było wówczas możliwe? Fakty dla każdego myślącego Polaka są oczywiste.

Dlaczego więc o nich nie pamiętamy? Dlaczego dajemy się zagłuszyć prymitywnej propagandzie prawicy? Dlaczego godzimy się na zakłamywanie historii?

W ostatnich dniach po raz kolejny przejrzałem materiały dotyczące stanu wojennego, biuletyny sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która pracowała w II kadencji Sejmu (1993-1997), materiały książkowe, m.in. pozycję gen. Jaruzelskiego „O stanie wojennym raz jeszcze”.

Suche fakty, które są tam podane, biją po oczach. Jak można negować ich istnienie?

A prawica neguje. Jej podstawowym argumentem potwierdzającym tezę, że Polsce nie groziła interwencja wojskowa, jest to, że nie ma rosyjskich dokumentów, rosyjskich planów, które by ją ogłaszały. To słaby argument.

Po prostu fakt, że takich dokumentów nie znamy, nie oznacza, że ich nie ma. Że nie spoczywają w archiwach. A o nich mówił w roku 1994 dla „Izwiestii”, w krótkim okresie jelcynowskiej odwilży, Dmitrij Wołkogonow, ówczesny przewodniczący Komisji Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej ds. Przekazania Archiwów KPZR i KGB: „W ciągu dwóch lat zostało otwartych 78 mln spraw z 80 mln teczek w archiwach partyjnych. Pozostała część na razie jest utajniona, ponieważ kryje w sobie wiadomości dotyczące państwowych i narodowych interesów Rosji. Komisja ujawniła mnóstwo materiałów, których dotychczas większość ludzi nie znała: w tej liczbie tzw. specjalne teczki, na podstawie których w sposób wiarygodny dowiedzieliśmy się o (...) naszej zbrojnej inwazji na Węgrzech, Czechosłowacji, Afganistanie, o przygotowaniach do takiej samej ingerencji w Polsce”.

W ten sposób z ust Wołkogonowa dowiedzieliśmy się, że nie wszystkie materiały KPZR i KGB zostały ujawnione, a po drugie, że ZSRR przygotowywał interwencję w Polsce. I że są na ten temat archiwalia.

O tych przygotowaniach świadczą inne materiały. W latach 1993-1997 w polskim Sejmie sprawę stanu wojennego rozpatrywała Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Komisja przesłuchiwała świadków, m.in. zwróciła się w tej sprawie do Michaiła Gorbaczowa, próbowała zapoznać się z archiwaliami rosyjskimi, a gdy to okazało się niemożliwe, zapoznała się również z materiałami z archiwów czechosłowackich i byłej NRD.

Jednoznacznie wynika z nich, że interwencja armii tych państw w Polsce była przygotowana. Wojska czechosłowackie przygotowywane do interwencji w Polsce wyposażone zostały w pałki, gazy łzawiące i armatki wodne. Z archiwów byłej NRD polscy parlamentarzyści otrzymali schemat wkroczenia do Polski dwóch dywizji. Dodajmy, że dywizje NRD-owskie utrzymywane były w gotowości bojowej do kwietnia, a czechosłowackie do lipca 1982 r.

Michaił Gorbaczow proszony przez tę komisję, by wystąpił w roli świadka, przysłał do niej 31 sierpnia 1995 r. list. Czytamy w nim m.in.: „Dla mnie, jako członka Biura Politycznego i sekretarza KC KPZR, był oczywisty fakt, iż gen. W. Jaruzelski, będąc I sekretarzem KC PZPR, podejmował wszystkie, leżące w jego możliwościach, środki w celu wyprowadzenia Polski z kryzysu społeczno-politycznego drogą pokojową i dążył do wyłączenia użycia jakiejkolwiek możliwości wykorzystania państw członków Układu Warszawskiego do ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju. (...) Kierownictwo radzieckie gorączkowo szukało wyjścia pomiędzy dwoma, jednakowo nie do przyjęcia dla niego, rozwiązaniami: pogodzić się z chaosem panującym w Polsce, niosącym za sobą rozpad całego obozu socjalistycznego lub zareagować na wydarzenia w Polsce siłą zbrojną. Jednakowoż funkcjonował, powtarzam, pogląd, iż oba rozwiązania są nie do przyjęcia. Niemniej jednak nasze wojska, kolumny czołgów wzdłuż granic z Polską, jak również dostatecznie silna Północna
Grupa Radzieckich Wojsk w samej Polsce – wszystko to, przy jakichś ekstremalnych okolicznościach mogło być uruchomione”.

Co to znaczy: „ekstremalne okoliczności”?

Mówią o tym chociażby ujawnione dokumenty amerykańskie, sprawozdania CIA, Departamentu Stanu, wywiadu wojskowego. Raport o sytuacji w Polsce z 12 czerwca 1982 r. zawiera takie zdanie: „Główne zainteresowanie Moskwy sprowadzało się do utrzymania PRL jako członka Układu Warszawskiego oraz dominującej pozycji partii wewnątrz Polski, przy jednoczesnym zminimalizowaniu bezpośredniego, otwartego zaangażowania ZSRR. Jednakże w wyniku prowadzonych analiz Związek Radziecki podjąłby każdą decyzję, jaką uznałby za konieczną, włącznie z użyciem sił wojskowych, ażeby zapewnić utrzymanie przez polski rząd kontroli nad sytuacją”.

Pisał o tym w 1987 r. w książce „Plan gry” Zbigniew Brzeziński: „Panowanie nad Polską jest dla Sowietów kluczem do kontrolowania Europy Wschodniej. Geostrategiczne położenie Polski wykracza poza fakt, że leży ona na drodze do Niemiec. Moskwie potrzebne jest panowanie nad Polską również dlatego, że ułatwia kontrolę nad Czechosłowacją i Węgrami oraz izoluje od zachodnich wpływów nierosyjskie narody Związku Radzieckiego. Bardziej autonomiczna Polska poderwałaby kontrolę nad Litwą i Ukrainą (...). Ta pozycja kosztuje Moskwę dużo, ale jeszcze kosztowniejsze byłoby jej poniechanie”.

Taki był wtedy świat. I niech nikogo nie zwiodą gesty rosyjskich obrońców imperium ZSRR. W roku 1956 jednego dnia w „Prawdzie” ogłoszono wycofanie wojsk radzieckich z Węgier, by dnia następnego Budapeszt rozjechały czołgi gen. Sierowa. W roku 1968 Leonid Breżniew całował się na lotnisku w Bratysławie z Alexandrem Dubczekiem, a kilka dni później rosyjscy komandosi lądowali w Pradze.

W podobny sposób w roku 1981 Rosjanie patrzyli na gen. Jaruzelskiego. W tych strzępach materiałów, które ujawnili, w tych fragmentach, widać to dokładnie. „Jaruzelski wodzi nas za nos!”, krzyczą podczas wewnętrznych narad. Nie wierzyli mu. A z drugiej strony – on nie wierzył im.

W materiałach o stanie wojennym pojawia się bardzo ciekawy, wręcz sensacyjny wątek, zupełnie pomijany. A jak najbardziej warto o nim pamiętać.

Otóż w grudniu 1981 r. wojsko polskie zmobilizowało ok. 1,8 tys. czołgów, ok. 4 tys. wozów piechoty. Z tego zaledwie niewielka część weszła do miast, głównie w celach demonstracyjnych. A reszta? W roku 1981 wiceministrem obrony, a jednocześnie zastępcą naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego był gen. Eugeniusz Molczyk. Z tego tytułu jego wiedza o działaniach i planach wojsk radzieckich była największa. Mówił o tym 6 czerwca 1995 r., kiedy składał zeznania jako świadek przed sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej: „Według koncepcji Układu Warszawskiego Warszawę miały otoczyć 3 lub 4 dywizje radzieckie, w tym jedna dywizja powietrzno-desantowa oraz 2-3 dywizje pancerne. Podobne operacje miały mieć miejsce w głównych ośrodkach kraju. Wprowadzenie do Polski wojsk Układu Warszawskiego, tj. wojsk radzieckich, niemieckich i czeskich, mogło oznaczać wszystko, co najgorsze. Przejęcie tych zadań przez Wojsko Polskie oznaczało opanowanie sytuacji naszymi polskimi rękoma, co też zostało
uczynione”. Przy czym dodawał, że groźba interwencji wojsk Układu Warszawskiego istniała cały czas.

Molczyka pytał tego dnia także Bogdan Borusewicz: „Czy był to plan mający na celu przeciwstawienie się ewentualnej interwencji, czy też plan realizacji stanu wojennego?”. Na co usłyszał w odpowiedzi: „Plan realizacji stanu wojennego był zarazem planem, którego celem było przeciwdziałanie interwencji wojsk obcych”.

I teraz postawmy kropkę nad i. Jeżeli tylko niewielka część polskiego wojska wkroczyła do miast, to gdzie była reszta? Ujawnił to gen. Jaruzelski. Otóż zdecydowana większość znajdowała się w rejonach ześrodkowania pokrywających się z tymi (czyli je blokujących!), w których Sztab Generalny Armii Radzieckiej planował w roku 1980 rozmieszczenie swych wojsk interwencyjnych. A sztaby armii wydzielone z okręgów wojskowych wyszły na polowe stanowiska dowódcze.

Jaki jest komentarz gen. Jaruzelskiego do tych faktów?

„Nie trzeba być strategiem i specjalistą wojskowym, ażeby odczytać to logicznie i właściwie. Była to więc swoista demonstracja, iż siły własne są wystarczające do sprostania każdej sytuacji”.

Historia tamtych lat jest więc niesłychanie skomplikowana, wielowymiarowa, wymagająca zrozumienia tamtych czasów, tamtych uwarunkowań. I bolesnych wyborów gen. Jaruzelskiego. Partnera Jana Pawła II, Margaret Thatcher, George’a Busha, Michaiła Gorbaczowa. Zesłańca syberyjskiego, żołnierza I Armii Wojska Polskiego, architekta stanu wojennego i architekta Okrągłego Stołu. Architekta tego mebla, który rozbił mur berliński, który bezkrwawo rozbił Jałtę! To jego szlak bojowy! Z tej perspektywy patrzmy na Wojciecha Jaruzelskiego, samotnego człowieka przeżywającego rozpacz przed pomnikiem górników z kopalni Wujek. Który jednocześnie wie, że takich Wujków mogliśmy mieć tysiące...

Patrząc na dzisiejsze zachowanie Platformy Obywatelskiej, Donalda Tuska, ze smutkiem konstatuję, że nie ma tam żadnej refleksji. Ani historycznej, ani zwykłej – ludzkiej, ani politycznej. Bo po co Platformie kolejne dzielenie Polaków, zakłamywanie historii, powrót do języka i obyczajów PiS? Może pokazuje prawdziwą twarz? Na pewno antykomunistom dzisiejszego chowu, odważnym i bezkompromisowym, życie ułatwia fakt, że my milczymy. My – to nie tylko lewica, nie tylko ludzie związani z dawną formacją, bo nie chodzi tu o proste historyczne podziały, my – to wszyscy Polacy, którzy historię traktują poważnie i których boli, że zamiast debaty mamy prymitywną, partyjną propagandę.

Apeluję – nie wolno nam milczeć! Nie możemy dać się zakrzyczeć! Kłamstwo nie może zasłonić prawdy. Gen. Jaruzelski zasługuje na szacunek i osąd historii. Wiem, że będzie dla niego sprawiedliwy. Lepszy niż dla tych, którzy go dziś tak podle atakują. On też to wie. I jestem pewien, że nie tyle bolą go ataki małych ludzi, ile fakt, że my jesteśmy tak cisi.

Zachęcam więc wszystkich ludzi dobrej woli: nie pozwólmy, by ktoś ukradł nam nasze życiorysy, prawdę o naszej historii, manipulował świadomością Polaków. Ani Polska, ani Polacy na to nie zasługują. Brońmy Generała Jaruzelskiego!

Aleksander Kwaśniewski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)