Aktor drugiego planu w Pałacu Prezydenckim?
William Goldman, słynny amerykański scenarzysta (kilka Oscarów, legendarne filmy, współpraca z największymi aktorami) w swojej książce „Przygody scenarzysty” jeden rozdział poświęca ochronie gwiazdy filmowej na ekranie. Co można powiedzieć o tej książce? Że na pewno nie ma jej w prezydenckiej bibliotece…
21.02.2008 | aktual.: 21.02.2008 10:31
W skrócie rada jakiej udziela Goldman początkującym scenarzystom polega na tym, że gwiazda nie może wciąż łazić i wszystkich o coś pytać, bo to ukazuje jej niewiedzę i podkopuje jej pozycję. Jeśli scenarzysta chce mieć w filmie gwiazdę musi się do tej wskazówki zastosować. Powinien ją sobie wziąć do serca także prezydent Lech Kaczyński jeśli chce być gwiazdą.
Prezydent nie lubi publicznych wystąpień w związku z tym zadanie informowania o tym, co myśli prezydent i jakie jest zdanie prezydenta na jakiś temat przypadło jego urzędnikom. W filmie tę rolę pełnią aktorzy drugoplanowi, nazywani także wspierającymi, wspierającymi oczywiście gwiazdę. I to oni ją wyręczają w czarnej robocie rozpytywania i dowiadywania się, żeby widz nawet przez chwilę nie pomyślał, że gwiazda czegoś nie wie.
Najważniejszy aktor na scenie może co najwyżej z miną absolutnego zwycięzcy biernie się przysłuchiwać rozmowie, nie dając po sobie poznać, że w jakiś sposób jest zainteresowany poznaniem odpowiedzi. Nie do pomyślenia jest scena, w której ujawnia się niewiedza bohatera. Nie chcę być tym, który się dowiaduje, chcę być tym, który wie – powiedziała jedna z wielkich hollywoodzkich sław. A już zupełnie nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której aktor wpierający gwiazdę, informuje o tym, iż ona o niczym nie wie. To może znaczyć tylko jedno: scenariusz jest źle napisany i raczej nie będzie skierowany do produkcji bez gruntownych przeróbek.
Tymczasem urzędnicy prezydenta doprowadzili do sytuacji, w której przy każdym dramatycznym komunikacie zaczyna funkcjonować wiadomość, że prezydent o tym nie wiedział albo informacja o sposobie w jaki się dowiedział i czy jest on właściwy. Dzięki prezydenckim przedstawicielom, jesteśmy z niewiedzą prezydenta Kaczyńskiego na bieżąco. Jeszcze w czasie żałoby narodowej po śmierci pilotów prezydencki urzędnik, poskarżył się, że nikt o katastrofie nie poinformował najważniejszej osoby w państwie. W obliczu zagrożenia upadkiem satelity na terytorium Polski nie dbają oni o wyjaśnienie stopnia rzeczywistego zagrożenia i przedstawienia stanowiska głowy państwa. Znów punktem debaty jest to, że nikt nie raczył poinformować prezydenta.
Ciekawe czy ktoś zdołał przekazć prezydentowi komentarze, że taka postawa jego urzędników w dramatycznych sytuacjach przyczynia się do tworzenia z urzędu prezydenta aktora drugiego planu…
Marek Dziewięcki, Wirtualna Polska