Akcja ABW i prokuratury w redakcji "Wprost". Minister sprawiedliwości zabrał głos
Działania prokuratury w redakcji "Wprost" to był blamaż, doszło do uchybień prawnych. Mogły one budzić uzasadnioną obawę naruszenia tajemnicy dziennikarskiej - powiedział wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski podczas konferencji prasowej. Zdaniem szefa resortu sprawiedliwości Marka Biernackiego, "minister Sienkiewicz jest ofiarą całej tej sprawy, kontynuuje swoją misję, nie złamał prawa i nie odpowiada za działania prokuratora". Szef ABW płk Dariusz Łuczak wszczął postępowanie wyjaśniające działań Agencji ws. "Wprost".
20.06.2014 | aktual.: 20.06.2014 16:18
- Dobrze, że nie udało się przejąć nośników z redakcji "Wprost", bo nie było scenariusza prokuratury na wypadek zgłoszenia przez dziennikarza, że materiał - którego wydania żądano - zawiera informacje chronione tajemnicą dziennikarską - powiedział szef MSW Marek Biernacki.
Wiceminister Michał Królikowski zauważył, że - zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - działania służb, prowadzące do dezintegracji pracy redakcji i uniemożliwiające przygotowanie kolejnego wydania - "są uważane za działania nadmiernie intensywne i nieakceptowane w demokratycznym państwie prawa, chyba że dochodzi do sytuacji stanu wyższej konieczności".
Zaznaczył, że z formalnego punktu widzenia prokuratura mogła podejmować działania, które zmierzały do zatrzymania nośników zawierających nagrania rozmów. Jednak - w ocenie resortu - mimo tego, że prokuratura formalnie mogła tego rodzaju działania podjąć, "w postępowaniu organów ścigania 18 czerwca doszło do kilku uchybień prawnych i do kilku błędów w zakresie pożądanej metodyki postępowania".
Dodał, że standardy postępowania prokuratury w związku z próbą zajęcia nośników zawierających informacje objęte tajemnicą dziennikarską wymagają przede wszystkim ochrony tych informacji - jeszcze przed zapoznaniem się z nimi przez funkcjonariuszy i prokuratorów. Konieczne jest też wcześniejsze porozumienie z sądem, który należy uprzedzić o zamiarze dokonania tej czynności i o zamiarze przekazania zabezpieczonego nośnika zawierającego tę informację do sądu w celu oceny, czy znajduje się tam informacja objęta tajemnicą dziennikarską, i ew. decyzje o zakresie zwolnienia z tej tajemnicy. - Z pewnością godzina 23.20, w której zakończono te czynności, bez wcześniejszego umówienia się z sądem, uniemożliwiały tego rodzaju działania - powiedział Królikowski.
- Uważamy za wątpliwe działanie polegające na kopiowaniu tych danych na nośniki będące w dyspozycji własnej funkcjonariusza ABW lub prokuratora. w naszej ocenie prawidłowy standard postępowania powinien dawać dziennikarzowi gwarancję, że takie nagranie nie będzie mogło być samodzielnie odczytane przez funkcjonariusza ani prokuratora - podkreślił wiceminister dodając, że nie można było podjąć próby podjęcia czynności wykonania kopii binarnej treści zawartych w komputerach redakcji "Wprost".
Jak wyjaśnił, z formalnego punktu widzenia sama czynność przegrania oznacza (na poziomie operacji informatycznej) odczytanie tekstu w wersji binarnej. Według resortu działanie to "nie dało redaktorowi naczelnemu tygodnika poczucia bezpieczeństwa, że informacje, które próbowano zabezpieczyć, będą objęte odpowiednią ochroną, należną tajemnicy dziennikarskiej. W tym momencie, w mojej ocenie - jedynie w tym momencie - sprzeciw redaktora naczelnego tygodnika w związku z próbą dokonania tej czynności był zasadny - ocenił.
- Dziennikarz nie był podejrzanym, powinno się z nim uzgodnić warunki wydania nośników - podkreślił wiceminister. Zdaniem wiceministra Michała Królikowskiego, samo wtargnięcie służb do redakcji nie stanowiło naruszenia tajemnicy dziennikarskiej.
- Cała operacja jest blamażem prokuratury. Środki użyte w tej sprawie były nieadekwatne. Żaden sąd nie był w środę wieczorem gotowy na ewentualne przyjęcie nośników z "Wprost" - podkreślił szef resortu sprawiedliwości Marek Biernacki.
Na konferencji potwierdzono, że "prokurator postanowił o odebraniu nośników Latkowskiemu siłą, przed kamerami, co było błędem". - Utrudnianie pracy redakcjom nie powinno mieć miejsca w państwie prawa - podkreślił minister.
"Zlekceważono standardy"
W działania prokuratury w redakcji "Wprost" były zbyt daleko idące i mogły budzić uzasadnioną obawę naruszenia tajemnicy dziennikarskiej - oceniło Ministerstwo Sprawiedliwości w informacji przygotowanej na polecenie premiera Donalda Tuska.
W informacji dotyczącej próby siłowego odebrania laptopa z nagraniem nielegalnych podsłuchów polityków, które opublikowała redakcja "Wprost", resort ocenia, że nawet formalnie dopuszczalne działania prokuratury "zlekceważyły pożądane standardy postępowania procesowego z informacjami będącymi w posiadaniu dziennikarzy, jakie obowiązują w demokratycznym państwie prawa".
"Prokuratura zdecydowała się na podjęcie działań ingerujących w kluczowe dla tego porządku prawnego wartości chronione w art. 54 Konstytucji RP w sytuacji, gdy domniemane przestępstwo jest zagrożone jedynie karą dwóch lat pozbawienia wolności" - zaznaczył resort w konkluzjach oceny.
Jako niezgodną kodeksem postępowania karnego resort ocenił próbę wykonania kopii zawartości komputerów w redakcji.
W ocenie resortu po uzyskaniu informacji, że nośniki nagrań zawierają informację objętą tajemnicą dziennikarską, należało porozumieć się z sądem, który przeanalizowałby, jakie informacje z dysku mogą być przekazane prokuratorowi. W zabezpieczeniu nośnika i przekazaniu go w nienaruszony sposób sądowi należało zagwarantować udział mediów - uważa resort.
Należało też "w większym stopniu" poszanować obawę o ryzyko ujawnienia informacji o autorze materiału lub osobie, która przekazała nagranie redakcji.
W ocenie resortu w metodyce czynności zabrakło czytelnego scenariusza działań, gdy dziennikarz zgłosi, że materiał zawiera informację chronioną tajemnicą dziennikarską. Błędem było też podjęcie działań w godzinach wieczornych i w przeddzień dnia wolnego, co utrudniało skierowanie nośnika do sądu z wnioskiem o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej.
W ocenie MS prokurator nie zapewnił też odpowiedniej koordynacji działań prokuratury, policji i ABW oraz współpracy z sądem. Policji wskazano też niewłaściwą część pomieszczeń, które miały podlegać zabezpieczeniu przed ingerencją osób postronnych.
Resort ocenia też, że wykazano się brakiem konsekwencji w wyegzekwowaniu zajęcia rzeczy.
W ubiegły weekend tygodnik "Wprost" opublikował nagranie, w którym słychać m. in. rozmowę ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką o hipotetycznym wsparciu budżetu przez bank centralny budżetu na kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS; Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o NBP.
W środę ABW zażądała od "Wprost" wydania nośników danych z nagraniami nielegalnych podsłuchów. Redakcja odmówiła. Prokuratura zarządziła wobec tego przeszukanie redakcji, chciała odebrać redaktorowi naczelnemu "Wprost" komputer i pamięć USB, jednak odstąpiono od tej czynności, gdy do pomieszczenia weszli dziennikarze.
W czwartek premier Donald Tusk zaapelował o natychmiastową publikację wszystkich materiałów sporządzonych z podsłuchów; wykluczył swoją dymisję, dopuścił jednak wcześniejsze wybory parlamentarne. Zapowiedział, że wkrótce oceni działania szefa MSW i podejmie stosowne decyzje. - Nie będę podawał się do dymisji w związku z działaniami, o których wszyscy wiemy, że miały charakter przestępczy - powiedział Tusk.