PublicystykaKoziński: "Pytany o majątek Tusk poszedł po linii najmniejszego oporu. Bo wie, że może" [Opinia]

Koziński: "Pytany o majątek Tusk poszedł po linii najmniejszego oporu. Bo wie, że może" [Opinia]

Reakcja Donalda Tuska na pytania dotyczące jego majątku wpisała się dokładnie w standard obowiązujący w polskiej polityce. Standard mówiący, że z niczego nie trzeba się tłumaczyć.


Pytany o majątek Tusk poszedł po linii najmniejszego oporu. Bo wie, że może
Pytany o majątek Tusk poszedł po linii najmniejszego oporu. Bo wie, że może
Źródło zdjęć: © PAP | Tytus Żmijewski
Agaton Koziński

To żelazna reguła w polskiej polityce ostatnich lat. Jeśli pojawia się kwestia niewygodna, jakiś konkretny zarzut wobec jednej z partii, na który ta nie umie odpowiedzieć, natychmiast zaczyna go upolityczniać. Przeniesienie sporu z płaszczyzny merytorycznej na polityczną zawsze przynosi efekt – bo i PiS, i Platforma mają na tyle wiernych zwolenników, że ci są gotowi wybaczyć swoim właściwie wszystko.

Dokładnie w ten sam sposób zachował się Donald Tusk, komentując doniesienia Wirtualnej Polski dotyczące jego zarobków. On nawet nie starał się specjalnie, by cokolwiek wyjaśnić. Poszedł po linii najmniejszego oporu. Powiedział, że przepisał majątek na żonę ze względów bezpieczeństwa, bo bał się PiS. Dodał jeszcze, że to, co zrobił ze swoim majątkiem Mateusz Morawiecki jest gorsze - i to wszystko.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że Tusk ma rację. Wie, że jego wyborcy nawet nie będą zadawać pytań. Więcej, będą mu współczuć, że jest tak zaszczuty przez PiS, że nie ma ani chwili spokoju. Były premier ma tego pełną świadomość - stąd ten ton, stąd ta linia obrony przyjęta przez niego. Przyjął opcję najlepszą z możliwych. Dla siebie i swojej partii.

Prawie wszystko dzieli

Dlaczego tak prosta strategia jest tak skuteczna? Tusk sam przyznał, że pytania dotyczące przepisania majątku na żonę dostał od WP kilka miesięcy temu. Nie odpowiedział na nie. Gdy informacja została upubliczniona, też zareagował z dużym opóźnieniem, dopiero po kilkudziesięciu godzinach. W dodatku z wyraźną niechęcią, jakby się dziwił, że w ogóle musi takie informacje komentować.

Taka reakcja to naturalna konsekwencja głębokiej polaryzacji, wokół której ułożona jest polska polityka. Podział między dwoma blokami politycznymi stał się tak utrwalony, że bariera rozdzielająca je jest właściwie nieprzemakalna.

Świetnie pokazało to niedawno opublikowane badanie "To skomplikowane. Ludzie i ich demokracje w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Polsce i Stanach Zjednoczonych" zrealizowane przez fundację More in Common. Wykonano je na przełomie 2020 i 2021 r. Proste pytania ankieterów wykazało niezbicie, że wyborcy PO i PiS to dwa całkowicie inne grupy, które łączy coraz mniej.

Przykład? Pytanie o ocenę poziomu satysfakcji z demokracji w Polsce. 63 proc. wyborców PiS jest zadowolonych z tego, jak ona funkcjonuje u nas. Jednocześnie tylko 8 proc. zwolenników Platformy udzieliło takiej samej odpowiedzi. Ponad 80 proc z nich jest nieusatysfakcjonowanych tym, jak działa polska demokracja.

Dokładnie to samo wyszło w przypadku pytań o stan ekonomii. Wśród wyborców PiS 66 proc. jest usatysfakcjonowanych tym, jak funkcjonuje polska gospodarka - tymczasem u wyborców PO ten odsetek wynosi zaledwie 7 proc. A przecież mówimy o dziedzinie, którą opisuje się za pomocą twardych liczb. Każdy może sam ocenić poziom gospodarki, porównując jej stan z poprzednimi latami czy z innymi krajami. Każdy sam odczuwa, jak ona funkcjonuje, mierząc to zasobnością własnego portfela.

Widać jednak, że w Polsce to tak nie działa. Nawet tak wymierną dziedzinę, jaką jest gospodarkę, oceniamy przez pryzmat własnych preferencji partyjnych.

Ale filtr, który Polacy przykładają do rzeczywistości, to jedno. Na ten filtr nakładamy jeszcze drugi: własne emocje. 59 proc. wyborców Platformy uważa, że wyborcy PiS nie zasługują na szacunek. Z kolei wśród zwolenników partii Kaczyńskiego 33 proc. uważa, że w żaden sposób nie można szanować wyborców ugrupowania Tuska. Te liczby najlepiej pokazują skalę napięcia między dwoma głównymi siłami politycznymi w kraju.

Są nasiona, nie ma ogrodnika

Właśnie poziom polaryzacji sprawia, że Tusk nie czuł za bardzo potrzeby, aby rzetelnie odnieść się do ustaleń WP. Podobnie zresztą było wcześniej, gdy "Gazeta Wyborcza" opisała kwestie zakupu działek pod Wrocławiem przez Morawieckiego - obecny premier też nie uznał za stosowne, by precyzyjnie wszystko wyjaśnić. Po prostu obaj wiedzą, że przy obecnym poziomie napięcia nie jest to tak istotne - własna strona tematu zbytnio nie drąży, z kolei druga strona z góry ma jak najgorsze mniemanie o adwersarzach, a kolejnych argumentów na potwierdzenie nie potrzebują. Logika rywalizacji dwóch grup coraz szczelniej zamkniętych we własnych bańkach.

Jak szczelne są te bańki? Na całe szczęście są jeszcze tematy, które dotyczą wszystkich, są ponadpartyjne. Choćby trwająca teraz olimpiada. Polacy kibicują wszystkim, autentycznie się cieszą z medali - i nikt nie pyta, czy Anita Włodarczyk głosuje na PiS, czy na PO, albo czy Wojciech Nowicki ma bardziej konserwatywne, czy bardziej liberalne poglądy. Po prostu fetujemy ich sukcesy. Wspólnie.

Tak samo, jak wspólnie trzymamy kciuki za to, żeby Kryscina Cimanouska zdołała ujść reżimowi białoruskiemu. W tym przypadku znowu znika typowa polaryzacja. Losem Cimanouskiej martwią się w jednakim stopniu czytelnicy "Gazety Wyborczej" i "Gazety Polskiej" - i żadna ze stron nie próbuje tej sytuacji wciągnąć na swoje sztandary, upartyjnić jej. Widać, że to jest kwestia łącząca Polaków.

Coraz mniej takich tematów, ale jeszcze są. Cały czas widać przestrzeń, w której Polacy wychodzą z okopów politycznego sporu i umieją mówić jednym głosem, podobnie opisywać rzeczywistość. Ich liczba maleje, ale nie stopniała do zera. Być może kiedyś uda się na ich bazie odbudować poczucie narodowej wspólnoty - dlatego należy dbać o takie tematy, traktować je jako nasiona, z których kiedyś wykiełkuje coś dobrego. Być może to się uda.

Choć nie szybko. Jeśli ktoś liczył, że ogrodnikiem dbającym o to nasiono stanie się Tusk, to po pierwszym miesiącu jego funkcjonowania w polskiej polityce, tych nadziei musiał się wyzbyć. Były premier wrócił po siedmiu latach w Brukseli. Można było się spodziewać, że wraz z nim w polskiej polityce pojawią się nowe, europejskie standardy. Ale już wiadomo, że nic się nie zmieni. Polityka będzie się poruszać z Tuskiem dokładnie po tych samych torach co bez niego. Jego reakcja na pytania dotyczące jego majątku potwierdziła to w pełni.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)