Agaton Koziński: Czas eskalacji. Putin, sądy, a to... jeszcze nie wszystko [OPINIA]
Czas eskalacji. Starcie na polu polityki historycznej między Polską i Rosją. Wojna w wymiarze sprawiedliwości. Wygląda na to, że 2020 r. będzie rokiem wstrząsów i napięć, jakich nie obserwowaliśmy od dawna.
Początek tego roku stanął pod znakiem śmierci Ghasema Sulejmaniego. Generał został zlikwidowany przez Amerykanów w reakcji na ataki bojówek irańskich na amerykańskie oddziały. Wydawało się, że jego zabójstwo stanie się początkiem bardzo groźnej eskalacji na Bliskim Wschodzie, która mogłaby się zakończyć nawet wybuchem wojny w tym regionie.
Nic takiego się nie stało. Teheran utrzymał nerwy na wodzy, nie intensyfikował napięcia. Być może to cisza przed burzą, po prostu potrzebuje czasu na przygotowanie uderzenia, które – w ich ocenie – dostatecznie pomści Sulejmaniego. Faktem jest, że dziś na Bliskim Wschodzie jest spokojnie.
Za to w ostatnich dniach doszło do ostrej eskalacji w relacjach między Polską i Rosją. Jednocześnie obserwujemy bardzo szybko narastające napięcie wokół reformy wymiaru sprawiedliwości. Wszystko wskazuje na to, że tego typu zdarzeń w tym roku będziemy obserwować coraz więcej.
Zaproszenie na koncert mocarstw
Ostatnie dni zdecydowanie zostały zdominowane przez szarżę historyczną Władimira Putina, który oskarżył Polskę o to, że przyłożyła rękę do wybuchu II wojny światowej. Te oskarżenia, połączone z czwartkowymi uroczystościami w Yad Vashem, wydawały się być sprężyną, która – uruchomiona – ściągnie na Polskę medialne tsunami porównywalne z tym, którego doświadczyliśmy przy próbach nowelizacji ustawy o IPN.
Nic takiego się nie stało. Kłamstw Putina nikt nie podchwycił, pojawiło się nawet sporo komentarzy mówiących wprost, że to kłamstwa. Polska strona z kolei zdążyła przygotować serię odpowiedzi na tezy rosyjskiego prezydenta w postaci artykułów i wywiadów prezydenta oraz premiera w światowych mediach. Dalszej eskalacji udało się uniknąć. Putin w Yad Vashem Polski już nie zaczepiał.
Ale wcale to nie znaczy, że sytuacja się unormowała. Widać wyraźnie, że Kreml prowadzi własną grę – dla Polski niebezpieczną. Putin w Yad Vashem złożył propozycję innym wielkim mocarstwom: zacznijmy blisko współpracować. O mniejszych krajach – jak Polska – nawet nie wspomniał.
Oczywiście, może to nie znaczyć nic, ale może też znaczyć wszystko. Nikt wcześniej tak jasno, tak otwarcie nie rzucił propozycji powrotu do czasów koncertu mocarstw. Pod tym względem musimy być więc niezwykle czujni – bo wcale nie można wykluczyć, że polsko-rosyjska eskalacja ostatnich dni była jedynie przygrywką do dużo poważniejszej operacji.
Nikt się nie cofa
Wcześniej jednak potrzebne są błyskawiczne działania deeskalacyjne związane z ciągle narastającym konfliktem wokół wymiaru sprawiedliwości. Jeśli nie znajdzie się szybka możliwość obniżenia poziomu napięcia, wzajemnej wrogości, grozi nam sytuacja, w której w Polsce zaczną obowiązywać (co najmniej) dwa systemy prawne – z własnymi sędziami, regulacjami, instytucjami odwoławczymi.
Wchodzimy na poziom sporu między dwoma najważniejszymi instytucjami prawnymi w kraju: Sądem Najwyższym i Trybunałem Konstytucyjnym. Jeśli rozstrzygnie się on zgodnie z logiką, która obowiązuje do tej pory (żadna ze stron sporu nie ustępuje nawet na pół palca), to w konsekwencji skończy się to całkowitą anihilacją obu instytucji. W konsekwencji Polska pozostanie państwem właściwie pozbawionym wymiaru sprawiedliwości.
Problem w tym, że nie za bardzo widać, kto mógłby odegrać rolę mediatora w tym konflikcie. Projekt okrągłego stołu raczej się nie przyjmie. Bruksela zdaje się być impregnowana na argumenty obozu władzy – w takiej sytuacji roli rozjemcy też nie odegra. Tradycyjnie rolę rozjemcy w Polsce odgrywał Kościół – ale nie wiadomo, czy w tak upolitycznionej kwestii on mógłby spełnić swoją rolę.
Sytuacja wygląda następująco: nie za bardzo widać ścieżkę, która by pozwoliła dokonać deeskalacji w sporze o systemu prawny. W takich sytuacjach zawsze należy więcej oczekiwać od rządzących. Ale też prawnicy chcący za wszelką cenę zablokować reformy w żaden sposób nie potrafią zaakceptować jakiejkolwiek zmiany - mimo że wyraźnie widać, że Polacy reformy wymiaru sprawiedliwości oczekują. Pat.
Z sytuacji, która grozi pełnym rozkładem wymiaru sprawiedliwości, wyrwać nas może chyba tylko jedno: że nagle wyeskaluje sytuacja w całkowicie innym miejscu, co sprawi, że nagle system prawny przestanie być najważniejszym wydarzeniem kolejnych dni. Jest to możliwe. Widać, że w 2020 r. różnego rodzaju eskalacje zdarzają się szybciej i łatwiej niż kiedykolwiek w przeszłości. Ale to też pokazuje, jak w beznadziejnej sytuacji się znaleźliśmy, skoro tylko tego typu nadzieja nam została.