Afganistan: ostrzał rakietowy bazy USA
Co najmniej dwa pociski rakietowe spadły na koszary sił amerykańskich we wschodnim Afganistanie - podano w poniedziałek rano w podkabulskiej bazie Bagram. Ostrzał nie spowodował ofiar w ludziach.
17.02.2003 10:57
Rzecznik sił USA ujawnił, że w ostatnich dniach w toku operacji w prowincji Bamjan oddziały amerykańskie odkryły cały arsenał pocisków rakietowych; zniszczono 56 takich pocisków.
W ostatnich dniach bazy sił USA w Afganistanie wielokrotnie były atakowane rakietami. Zdaniem kabulskiego korespondenta agencji Reutera, ataki te stanowiły przede wszystkim przypomnienie, iż w ponad rok po obaleniu rządu talibów, w kraju nadal nie można mówić o stabilizacji sytuacji i w wielu miejscach trwa przegrupowanie niedobitków armii talibańskiej, coraz częściej dających o sobie znać. W prowincjach działają także prywatne armie afgańskich watażków, rywalizujących z bronią w ręku o władzę.
Poza zasięgiem afgańskich władz, a także sił USA w Afganistanie pozostają nadal przywódcy talibów i al-Qaedy - mułła Omar i Osama bin Laden.
W ostatnich dniach w Afganistanie w kilku prowincjach pojawiły się ulotki z "orędziem" mułły Omara, w którym przywódca talibów wzywa Afgańczyków, by powstali z bronią w ręku przeciwko "niewiernym Amerykanom" i ich "marionetce" - kabulskiemu rządowi Hamida Karzaja. Z podobnym apelem występował też ostatnio kilkakrotnie - w nagraniach, przekazywanych bliskowschodnim mediom - Osama bin Laden.
W poniedziałek w Kabulu dowodzący siłami USA w Afganistanie generał Dan McNeill spotkał się z prezydentem Hamidem Karzajem, a także z delegacją mieszkańców wsi w prowincji Helmand. Ludzie ci oskarżyli oddział USA o zaatakowanie wsi, gdzie miało zginąć "wielu" cywilów. Amerykanie zaprzeczają tym zarzutom twierdząc, że w czasie akcji ranny został tylko jeden chłopiec, przewieziony zresztą do szpitala wojskowego USA, gdzie amputowano mu rękę. Delegacja z Helmandu - jak powiedział już po spotkaniu McNeilla z Karzajem rzecznik sił USA płk Roger King - przyznała, że nie widziała na miejscu "cywilnych ofiar" walk. Amerykański generał natomiast podkreślił, że operacja USA była uzgodniona z gubernatorem Helmandu, a także, że siły koalicji antyterrorystycznej "mają prawo bronić się, gdy są atakowane".
Afgański rząd postanowił dla zbadania sprawy wysłać własną komisję do trzech wsi w Helmandzie - Lejay, Robatak i Szina, gdzie miało dojść do incydentu. (iza)