ŚwiatAfganistan - krwawy letni sezon wojenny

Afganistan - krwawy letni sezon wojenny

Tegoroczne lato jest pierwszym, gdy afgańskie rządowe wojsko i policja próbują samodzielnie stawić czoło talibom i innym partyzanckim armiom.

Afganistan - krwawy letni sezon wojenny
Źródło zdjęć: © AFP | Aref Karimi

03.09.2013 | aktual.: 03.09.2013 15:08

Ciężkie straty, jakie ponoszą w walkach stawiają pod znakiem zapytania ich zdolność do uporania się z partyzantką po 2014 r., gdy z Afganistanu wycofane zostaną zachodnie wojska.

Mglisty obraz Afganistanu po 2014 r.

W czerwcu br. Zachód przekazał odpowiedzialność za losy afgańskiej wojny Afgańczykom. Sto tysięcy zachodnich żołnierzy ogranicza się do szkolenia i wspierania rządowego wojska i policji, które ubezpieczane przez zachodnich sojuszników odpierają ataki partyzantów.

Afgańczycy mają w ten sposób zdobyć bojowe doświadczenie i sprawność, by samemu poradzić sobie z partyzantką po 2014 r., gdy z Afganistanu wycofają się ostatnie zachodnie wojska.

Jednak straty, jakie ponoszą pośpiesznie rozbudowywane i liczące ok. 350 tys. ludzi afgańskie siły rządowe w walkach z partyzantami sprawiły, że dowódca zachodnich wojsk w Afganistanie amerykański gen. Joseph Dunford w wywiadzie dla "Guardiana" otwarcie stwierdził, że powątpiewa, by Afgańczycy tak szybko poradzili sobie bez pomocy Zachodu i że, być może, potrzebować będą wojskowego wsparcia nawet przez następnych 4-5 lat.

Ogromne straty

Straty afgańskiego wojska w letnich walkach z partyzantami są tak wielkie, że ministerstwo obrony z Kabulu przestało ogłaszać komunikaty o zabitych i rannych. Nowy minister spraw wewnętrznych Umar Daudzaj przyznał, że od wiosny w walkach z partyzantami zginęło prawie 2 tys. policjantów (tyle, co w ciągu całego roku 2012), a liczba ofiar wzrosła szczególnie w sierpniu, kiedy niemal, co tydzień w zamachach i zasadzkach ginęło po 100-150 policjantów.

Odkąd Zachód oddał afgańską wojnę Afgańczykom o prawie 25 proc. wzrosła też liczba ofiar wśród ludności cywilnej. Opublikowany w sierpniu raport ONZ wskazywał, że choć winę za cywilne ofiary ponoszą partyzanci, to afgańskie siły rządowe nie są w stanie zapewnić cywilom bezpieczeństwa.

Talibowie twierdzą, że nie uznają za cywilów urzędników podległych kabulskiemu rządowi, posłów, ani polityków, lecz uważają ich za kolaborantów i zdrajców, i już wiosną ogłaszając, jak co roku, początek corocznej ofensywy, zapowiadali, że wyznaczyli ich sobie na jeden z głównych celów.

Spełniają te pogróżki, szczególnie odkąd w czerwcu odpowiedzialność za wojnę przejęli Afgańczycy. Tylko w sierpniu w zamachach bombowych zabili starostę w jednym z powiatów w północnej prowincji Kunduz, a w Ghazni, gdzie stacjonują polscy żołnierze, porwali posłankę do afgańskiego parlamentu i postrzelili senatora. Przechodzący przez Ghazni odcinek najważniejszej drogi kraju z Kabulu do Kandaharu uchodzi za szczególnie niebezpieczny i tam najczęściej dochodzi do zamachów, zasadzek i porwań.

Sukcesy talibów

Korzystając z mniejszej aktywności zachodnich wojsk, w sierpniu rozochoceni partyzanci dokonali też dwóch zuchwałych napadów na polską bazę w Ghazni, a także amerykańską we wschodniej prowincji Nangarhar, w pobliży Torkham, na przejściu granicznym z Pakistanem. W obu atakach sięgali po sprawdzoną wielokrotnie wcześniej taktykę - zamachowcy-samobójcy, kierujący nafaszerowanymi trotylem ciężarówkami i samochodami wysadzali się w powietrze przed posterunkami, strzegącymi bram do baz, a przez dokonane wyłomy wdzierali się do środka pozostali napastnicy, wyposażeni najczęściej w tzw. pasy szahida.

W Torkham, w 4-godzinnej bitwie zginęło tylko trzech napastników, ale zanim zostali zabici udało im się sparaliżować drogę z Kabulu do Pakistanu i zniszczyć całą karawanę ciężarówek-cystern z paliwem dla zachodnich wojsk.

Atak na polską bazę w Ghazni, dokonany przez kilkunastu talibów, przerodził się w 6-godzinną krwawą bitwę, w której śmiertelnie ranny został polski żołnierz, a 9 innych odniosło lżejsze obrażenia. Zginął też żołnierz amerykański, 7 afgańskich żołnierzy i policjantów, wszyscy napastnicy i siedmiu cywilów, a pół setki ludzi zostało rannych. Był to najgroźniejszy atak, dokonany przez talibów na polskich żołnierzy.

Dwa dni wcześniej w identyczny sposób została zaatakowana baza Amerykanów w podkabulskiej prowincji Kapisa. We wszystkich trzech przypadkach na pomoc zaatakowanym zachodnich żołnierzom przyszły amerykańskie śmigłowce.

Zachód usuwa się w cień

Coraz mniejsza aktywność zachodnich wojsk sprawiła, że w tym roku w Afganistanie zginęło tylko 112 zachodnich żołnierzy, podczas gdy w zeszłym roku poległo ich prawie pół tysiąca, a w 2010 r. - najkrwawszym - aż 711. Największe straty ponieśli Amerykanie - 96 zabitych (prawie 2,3 tys. poległych od 2001 r.), Gruzini - 10 zabitych (27 poległych na całej wojnie), Brytyjczycy - 6 (444 poległych) i Polacy - 3 zabitych (43 poległych na całej wojnie).

Zachodni dowódcy niepokoją się stratami afgańskiego wojska, ale pocieszają się, że partyzanci działają głównie w odległych i bezludnych regionach na wschodzie i południu kraju, i nie udało im się zająć latem żadnego większego miasta.

Przyjęło się uważać, że "pora wojenna" w Afganistanie trwa od marca do końca października. Wraz z nastaniem zimy, gdy śnieg i mrozy zamykają górskie przełęcze, dotychczas wojny w Afganistanie ucichały.

Wojciech Jagielski, PAP

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)