Afera w Służbie Więziennej. Podwładni ofiarami mobbingu
Prokuratura bada przypadki mobbingu w olsztyńskiej Służbie Więziennej. Marianna - kierowniczka ambulatorium - miała nakłaniać podwładnych m.in. do fałszowania dokumentacji medycznej oraz podpisów lekarzy. Wszystko za przyzwoleniem dyrektora aresztu. Sprawę opisał Onet.
Marianna trafiła do ambulatorium po tym jak została zdegradowana ze stanowiska kierowniczki medycyny pracy w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej w Olsztynie.
- Sypały się na nią skargi. Typowy mobbing. Sprawy były jednak zamiatane pod dywan. Dyrektor Okręgowy SW w Olsztynie jako jedyny odważył się jej postawić i zdegradował ją. Tak trafiła do nas - opowiada Kamila, która jest jedną z ofiar Marianny.
Kamila to była już funkcjonariuszka Służby Więziennej, która przez kilka lat pracowała m.in. w szpitalu więziennym pod Olsztynem. Od roku przebywa na emeryturze.
- Bałam się, że pewnego dnia dojdzie do nieszczęścia. Wielokrotnie słyszałam od mojej kierowniczki, że dziś mógłby ktoś umrzeć, bo ona jeszcze nie widziała, jak umiera człowiek - powiedziała w rozmowie z dziennikarzem Tomaszem Pajączkiem.
Kamila opowiedziała o przypadkach z okresu jej pracy w szpitalu więziennym, które obciążają Mariannę.
W 2023 roku kierowniczka miała zignorować opinię lekarza, na temat stanu zdrowia osadzonego z nowotworem. Marianna - choć powinna - nie przesłała jej do szpitala SW w Gdańsku.
Gdy w końcu osadzony trafił do gdańskiego więzienia, jego stan był już bardzo poważny. Wszczęto więc postępowanie wyjaśniające, które jednak nie wykazało winy Marianny. - Próbowano zrzucić winę na lekarza - twierdzi Kamila.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Trela dyscyplinuje PSL. "Okazali się nieodpowiedzialni"
Kierowniczka ambulatorium miała też jednoosobowo zdecydować, że jednemu z osadzonych, który korzystał z aparatu słuchowego, nie należą się baterie do tego urządzenia.
Były też przypadki utrudniania osadzonym dostępu do lekarza.
- Zgodnie z przepisami świeżo przyjęty osadzony ma zakładaną dokumentację medyczną i w ciągu trzech dni roboczych musi być zbadany przez lekarza ogólnego. U nas to była fikcja, brakowało lekarzy, pojawiali się na parę godzin góra dwa razy w tygodniu, dlatego Marianna próbowała wymusić na mnie, żebym wpisywała w książeczkę osadzonych wykonanie badania lekarskiego i podpisywała się, używając pieczątki lekarza. Przecież to jest kryminał. Stanęło na tym, że strona z badaniami była niewypełniana, a osadzeni byli bez zleceń na leki – opowiada Kamila.
Zgłoszenie sprawy do dyrektora placówki nie przyniosło żadnych efektów. Słychać za to głosy, że Marianna ma na dyrektora sporo "haków".
"Kreowała się na gwiazdę"
Kamila nie jest jedyną ofiarą Marianny. Współpracę w nią boleśnie wspomina również Darek, który też pracował w ambulatorium.
- Stałem w przejściu, gdy przechodziła. Nie powiedziała, żebym się przesunął, żadnego "przepraszam", tylko mnie popchnęła. Nie jakoś mocno, ale tak jakby chciała zaakcentować, że stoję jej na drodze. Jakby chciała pokazać, że jest nade mną, że ona tu rządzi - wspomina.
Marianna zażyczyła sobie, by Darek kilka razy w tygodniu przynosił do pracy słodycze oraz telefonicznie za każdym razem relacjonował, co się działo, gdy jej nie było w ambulatorium.
- Nakłaniała mnie też do zniszczenia paszportów technicznych różnych sprzętów medycznych, które nie miały aktualnych przeglądów. Powiedziałem, że tego nie zrobię, bo to przestępstwo - dodaje.
Były też namowy do fałszowania podpisów lekarzy oraz niewydawania osadzonym przypisanych leków.
- Marianna często mówiła, że osadzeni to nie ludzie, tylko zwierzęta. Lubiła mieć nad nimi kontrolę. Nikogo nie szanowała. Nie tylko osadzonych, ale też funkcjonariuszy. Krytykowała nasz ubiór, charakter pisma, sposób wypowiedzi. Zadzierała nosa. Uważała się za kogoś lepszego. Kreowała się na gwiazdę - podsumowuje.
Również Darek sprawę zgłosił przełożonym, zawiadomił prokuraturę, dyrektora generalnego służby więziennej płk Andrzeja Peckę oraz wysłał pismo do resortu sprawiedliwości.
- Prokuratura wszczęła śledztwo. Od pana Pecki nie otrzymałem odpowiedzi, a z ministerstwa przyszło pismo, że sprawa została skierowana do Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Wtedy machina ruszyła – mówi.
W efekcie w areszcie śledczym w Olsztynie zaczęła działać komisja antymobbingowa. Efekty były jednak mizerne.
- Wnioski komisji były takie, że pani kierownik stosowała mobbing, a dyrektor dopuścił się nieprawidłowości. On nie poniósł żadnych konsekwencji. Ona zaś decyzją komisji miała być zwolniona dyscyplinarnie, ale tak się nie stało – relacjonuje Darek, wobec którego wszczęto za to postępowanie dyscyplinarne, zarzucając mu naruszenie etyki zawodowej.
W śledztwie prowadzonym od kilku miesięcy przez Prokuraturę Rejonową Olsztyn-Południe nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów.
Przeczytaj też:
Źródło: Onet