Afera w Łodzi: policjanci nie przeszukali mieszkania, w którym ukryte były zwłoki
Komendant łódzkiej policji wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch funkcjonariuszy, którzy - w trakcie poszukiwań zaginionej 20-latki - nie sprawdzili wskazanego przez śledczych mieszkania, jednocześnie informując, że to zrobili. Kilka dni później w lokalu znaleziono zwłoki kobiety ukryte w wersalce. - Nawet, gdy wyczuliśmy pod drzwiami mieszkania nieprzyjemny zapach, policja nadal twierdziła, że miejsce zostało sprawdzone - powiedziała dziennikarka Polsatu, która zainteresowała się bulwersującą sprawą.
27.08.2017 12:01
Zgłoszenie o zaginięciu kobiety wpłynęło do policji 17 sierpnia. Złożyła je rodzina 20-latki ze Zduńskiej Woli, która dwa dni wcześniej wraz ze swoim 2,5-letnim synem wyjechała do Łodzi w towarzystwie poznanego niedawno starszego o 9 lat partnera. Następnego dnia mężczyzna odwiózł dziecko do rodziny 20-latki, twierdząc, że kobieta pozostała w Łodzi, ponieważ źle się poczuła. Później kontakt z nim się urwał.
- Pierwsze czynności zduńskowolskiej policji zostały wszczęte w dniu zgłoszenia. Udało się ustalić dane partnera dziewczyny - rodzina nie znała jego nazwiska ani adresu. Następnego dnia do wynajmowanego przez mężczyznę mieszkania na osiedlu Teofilów udali się policjanci i straż pożarna. Strażacy weszli do mieszkania przez okno, stwierdzili, że nikogo w nim nie ma - wyjaśniła rzeczniczka łódzkiej KWP Joanna Kącka.
Z II komisariatu w Łodzi do policji w Zduńskiej Woli wysłano informację, że mieszkanie zostało sprawdzone. Tymczasem - według Kąckiej - zduńskowolscy policjanci w toku prowadzonego śledztwa podjęli podejrzenie, że kobieta mogła paść ofiarą przestępstwa i wystąpili do prokuratury o wszczęcie postępowania karnego.
"Nikt nie podejrzewał, że doszło do takiego błędu"
Kilka dni temu sprawą zaginięcia kobiety zainteresowała się reporterka telewizji Polsat, która nawiązała kontakt z jej rodziną. Rodzeństwo zaginionej skarżyło się, że policja nie podjęła właściwych - ich zdaniem - kroków, by odnaleźć kobietę, m.in. że funkcjonariusze nawet nie weszli do mieszkania otwartego przez wezwanych na miejsce strażaków.
- W sobotę wspólnie z operatorem pojechaliśmy na miejsce - przed zamkniętymi drzwiami mieszkania wyczuwalny był nieprzyjemny zapach. Jednak policja w rozmowach z nami zarzekała się, że miejsce to zostało sprawdzone - powiedziała Ewa Żarska z Polsatu.
Zdaniem Kąckiej to nie interwencja Polsatu, ale przebieg śledztwa, z którego wynikło, że kobieta padła ofiara przestępstwa - zabójstwa lub uprowadzenia - skłonił policję do ponownego przeszukania mieszkania na Teofilowie.
- Nikt nie podejrzewał, że doszło do takiego karygodnego błędu, że policjanci nie sprawdzili mieszkania. Absolutnie nie powinni się ograniczyć do wysłuchania opinii strażaków, lecz osobiście wejść do środka i sprawdzić mieszkanie. Dlatego komendant miejski policji wszczął wobec nich postępowanie dyscyplinarne - zaznaczyła Kącka. Policyjny wydział kontroli analizuje też postępowanie funkcjonariuszy w całej sprawie dotyczącej zaginięcia 20-latki.
List gończy za partnerem kobiety. Występował pod dwoma nazwiskami
W mediach pojawiły się doniesienia, że partner 20-latki był wcześniej karany za przestępstwa związane z przemocą wobec kobiet na terenie Wielkiej Brytanii - gdzie używał innego nazwiska.
- Wiemy, że występował pod dwoma nazwiskami. W żadnej dostępnej dla polskiej policji bazie danych - również w międzynarodowych - nie ma adnotacji o jego karalności. Znamy doniesienia medialne o domniemanym procesie mężczyzny przed angielskim sądem; czekamy na odpowiedź w tej sprawie z Anglii, ale z obecnych ustaleń wynika, że żaden wyrok skazujący go nie zapadł - dodała Kącka.
Mężczyzna jest poszukiwany przez policję, która wystąpiła o wydanie za nim listu gończego.