Afera samolotowa. Szef BNN Paweł Soloch: był moment dezorganizacji, ale nie zagrażał on bezpieczeństwu
• Problemy, które pojawiły się w czasie powrotu delegacji rządowej z Londynu, to był problem czysto organizacyjny - oznajmił szef BBN Paweł Soloch na antenie TVP Info
• Przyznał, że był moment dezorganizacji, ale nie stwarzał on "zagrożenia fizycznego dla członków delegacji"
• Soloch podkreślił, że jest jedna instrukcja HEAD
• W poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna" opisał jak na pokładzie źle wyważonego samolotu o mały włos nie znalazła się premier Beata Szydło i kilka innych, czołowych osób w państwie
07.12.2016 | aktual.: 07.12.2016 11:00
- Trwały po prostu ustalenia, kto ma zostać, a kto ma lecieć tym drugim samolotem. Nie było żadnego nacisku, jeśli chodzi o wylot tego samolotu. Nie można powiedzieć, że było zagrożenie fizyczne, był moment, powiedzmy wprost, dezorganizacji, ale dezorganizacji nie zagrażającej bezpieczeństwu członków delegacji - wyjaśnił Soloch.
- Samolot był niedociążony, wsiadły osoby bez bagaży i trzeba było (go) zrównoważyć. To spowodowało pewien moment ustalania, kto ma wysiąść. Ale zagrożenia fizycznego dla delegacji nie było - dodał szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Podkreślił, że osobą decydującą w takich sytuacjach jest zawsze kapitan.
Premier Szydło na pokładzie źle wyważonej maszyny? O mały włos
W poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna" opublikował artykuł dotyczący powrotu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie, gdzie odbyły się polsko-brytyjskie konsultacje pod przewodnictwem premierów. "DGP" napisał, że wojskowa casa, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała rządowa delegacja. Według dziennika okazało się, iż dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, samolot był źle wyważony.
Według "DGP", odbywały się wówczas rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później casą, a kapitan embraera oświadczył, że samolot nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany; ostatecznie po opuszczeniu pokładu przez grupę osób, embraer odleciał do Polski.
Waszczykowski dla WP: artykuł jest nieprawdziwy
Do sprawy odniósł się w rozmowie z Wirtualną Polską Witold Waszczykowski, który również był na pokładzie samolotu. - Nie było afery, ani żadnych okrzyków pilota. Artykuł jest nieprawdziwy - komentował.
- Wyglądało to tak. Kilka miejsc w samolocie było wolnych. Zaproponowano więc dziennikarzom, by z nami polecieli, ale mieli duże bagaże i ostatecznie przesiedli się do casy - relacjonował szef MSZ. Podkreślał, że cała sytuacja trwała kilkanaście minut.
- To ja siedziałem przy pani premier, a ten dziennikarz z tyłu. Nic nie słyszał - skwitował aferę wokół lotu minister.
Kempa kontra Kownacki, czyli ile jest instrukcji HEAD?
Szefowa kancelarii premiera Beata Kempa powiedziała w poniedziałek, że "cywilna" instrukcja HEAD nie została w żaden sposób złamana. - Jest to dokument niejawny. W sytuacji braku samolotów mogą zdarzać się sytuacje, kiedy są decyzje, czy to lotniska, czy przewoźników, na które trzeba reagować w trakcie - dodała.
We wtorek w radiowej Jedynce, tłumaczyła z kolei, że są dwie instrukcje: jawna i z klauzulą zastrzeżoną, o której nie może mówić publicznie. - Za każdym razem, gdy jest zapotrzebowanie na lot, muszą być układane te kwestie zgodnie z instrukcjami, to jest oczywiste, tak się stało teraz - zaznaczyła. - Natomiast, jeśli czytam, że ktoś miał lecieć na stojąco, albo ktoś się buntował, bo nie chce wykonać polecenia pilota (...), my tej sytuacji tolerować nie będziemy i te gorzkie żale pozostawimy na boku - powiedziała minister.
Do wypowiedzi Kempy na temat instrukcji HEAD odniósł się we wtorek rano na antenie Radia Zet Bartosz Kownacki, który stwierdził, że jest jedna instrukcja HEAD - wojskowa. - Nie ma dwóch instrukcji HEAD. Kempa mówi językiem potocznym (...) Proszę nie oczekiwać od osób, które nie mają nic wspólnego z wojskiem, żeby potrafiły rozróżnić pewne rzeczy - oznajmił.
- Nie mogę dokładnie powiedzieć tego, o co chodziło minister Kempie. Najprawdopodobniej miała na myśli przewóz najważniejszych osób w państwie. Niezależnie od tego są przepisy wojskowe dotyczące przewozu żołnierzy, etc. - dodał. Podkreślił, że reakcja pilota była prawidłowa.
Stanowisko kancelarii premiera. Nowoczesna składa zawiadomienie
Również we wtorek kancelaria premiera oświadczyła, że decyzje związane z organizacją zeszłotygodniowego lotu polskiej delegacji rządowej z Londynu były wykonywane zgodnie z procedurami; w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu - oświadczyła we wtorek kancelaria premiera. Zapewniono jednocześnie, że wszystkie czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach.
Politycy Nowoczesnej zapowiedzieli, że złożą zawiadomienie do prokuratury ws. podejrzenia popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków służbowych przez szefową KPRM Beatę Kempę przy organizacji lotu delegacji rządowej z Londynu. Według Platformy, sprawę powinna zbadać Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych i prokuratura.