Afera maseczkowa. Wiceminister Cieszyński tłumaczy: "Z Łukaszem G. minąłem się w drzwiach ministerstwa"
Afera maseczkowa. - Nawet "Wyborcza" podaje, że nie odbyłem spotkania z Łukaszem G. Tylko w momencie, kiedy przyjechał do ministerstwa minąłem się z nim w drzwiach. Trudno było założyć, że produkt z certyfikatem nie spełnia wymagań jakościowych - mówił we wtorek wiceminister zdrowia, Janusz Cieszyński w programie "Tak jest".
Afera maseczkowa. - Prostuję nieścisłości. Artykuł "Gazety Wyborczej" to manipulacja różnych informacji, która ukazuje zarówno mnie, jak i ministra zdrowia w niekorzystnym świetle - mówił w "Tak jest" wiceminister zdrowia, Janusz Cieszyński. Chodzi o artykuł opublikowany we wtorek przez "Wyborczą". Znajomy ministra Szumowskiego miał łatwo i szybko sprzedać ministerstwu 100 tys. maseczek ochronnych i zarobić na tym 5 mln zł. Jedna maseczka ochronna miała kosztować 42 zł.
"Z panem Łukaszem G. minąłem się w drzwiach"
Cieszyński pytany o to, czy spotykał się i pisał wiadomości z przedsiębiorcą Łukaszem G., który miał sprzedać ministerstwu maseczki odparł, że to nie prawda.
- Nawet "Wyborcza" podaje, że nie odbyłem spotkania z tym panem. Tylko w momencie, kiedy przyjechał do ministerstwa minąłem się z nim w drzwiach - mówił Cieszyński.
Cieszyński odniósł się też do tego, że maseczki ochronne kupione przez ministerstwo miały być bezużyteczne: - Wobec wszystkich osób, które miały dla nas oferty panowały jednolite kryteria. Pan Łukasz przesłał nam ofertę, która zawierała oprócz warunków dostawy, czyli ceny, terminu płatności i oświadczenia, że zapłata będzie dokonana po dostawie, również certyfikat, który potwierdzał, że jest to sprzęt zdatny do użytku. Każda osoba, która zgłaszała się do ministerstwa była oceniania.
- Czyli pan odpowiadał na smsy i współpracownikom polecał z nią spotkanie. Tak wygląda procedura ministerstwa - zapytał prowadzący "Tak jest".
- Dostawałem smsy i przekazywałem je do zespołu, który zajmował się decyzją co do ofert - odpowiedział Cieszyński. Stwierdził też, że maseczki produkowane były przez firmę, która ich produkcją zajmuje się od 96 roku. Ale z informacji "Wyborczej" wynika, że przedsiębiorca, który sprzedawał je ministerstwu nigdy nie handlował sprzętem medycznym. A maseczki nie spełniały odpowiednich wymogów.
"Trudno było założyć, że produkt nie spełnia wymagań"
- Trudno było założyć, że produkt z certyfikatem nie spełnia wymagań jakościowych. Ale kiedy potem okazało się, że istnieją produkty, które nie posiadają autentycznych certyfikatów, podjęliśmy decyzję, aby te produkty skierować do niezależnego badania w Centralnym Ministerstwie Ochrony Pracy. A potem skontaktowaliśmy się z Panem Łukaszem, aby ze swoimi współpracownikami przyjechał do Warszawy i wyjaśnił sytuację. Przyjechał na spotkanie, nagrał je nie informując mnie i przekazał "Gazecie Wyborczej" - mówił Cieszyński.
Zobacz też: Restuaracje i branża hotelowa ogłaszają upadłość
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl