Afera maseczkowa i Pegasus. Giertych żąda od wydawcy "Super Expressu" 1 mln zł
Roman Giertych zażądał od wydawcy "Super Expressu" miliona złotych zadośćuczynienia. Jak twierdzi, ma to związek z użyciem przez tę redakcję "materiałów pochodzących z Pegasusa".
07.01.2022 19:36
"W związku z użyciem przez SuperExpress materiałów pochodzących z Pegasusa kieruję dzisiaj do wydawcy żądanie zapłaty kwoty 1 miliona zadośćuczynienia na ustaloną wspólnie fundację prywatną, która rzeczywiście pomaga ofiarom przestępstw. Odmowa oznacza skierowanie sprawy do sądu" - oświadczył na swoim profilu na Twitterze mecenas Roman Giertych. Do wpisu dołączył zdjęcie piątkowej publikacji w "Gazecie Wyborczej", w której stwierdzono, że "Super Express" i TVP Info wykorzystały w swoich materiałach wiadomości ze skrzynki mailowej mecenasa.
O co chodzi? O aferę maseczkową, która wybuchła w połowie maja 2020 roku. To wówczas Wojciech Czuchnowski napisał w "Gazecie Wyborczej", że resort zdrowia zawarł umowę na zakup maseczek z instruktorem narciarskim, prywatnie znajomym ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, Łukaszem G. Maseczki nie spełniały jednak wymogów, resort zażądał zwrotu pieniędzy.
Ta historia wywołała wiele kontrowersji, wpływając na wizerunek partii rządzącej. "Władza podjęła więc próbę zmiany przekazu i skierowania uwagi opinii publicznej na inne aspekty "afery maseczkowej". Zaatakowała "Wyborczą", która sprawę nagłośniła, oraz Romana Giertycha, do którego instruktor zgłosił się po pomoc jako do adwokata" - czytamy w piątkowej "GW".
Pegasus i "afera maseczkowa"
Według gazety wykorzystano do tego ataku możliwości Pegasusa, przy pomocy którego w 2019 zhakowano telefon mecenasa Giertycha. Podczas tego ataku wykradziono hasła do kont mecenasa. Rok później posłużyły one do wykradzenia jego korespondencji mejlowej z Ireneuszem G.
I czerwca 2020 roku "Super Express" ujawnił, że Ireneusz G., gdy resort zaczął domagać się od niego zwrotu pieniędzy za nieużyteczne maseczki, zwrócił się do mec. Giertycha po pomoc.
"6 maja Łukasz G. zawarł z kancelarią umowę, za którą wystawiono fakturę na 20 tys. zł plus VAT. Jednak już dzień później przedsiębiorca wypowiedział Giertychowi pełnomocnictwo. Dlaczego?" - czytamy w publikacji "SE" z 1 czerwca 2020 r. Gazeta przytoczyła też fragment wypowiedzenia umowy pełnomocnictwa, w której Łukasz G. miał napisać: "Proszę o zachowanie tajemnicy przez pana mecenasa oraz wszystkie osoby obecne na spotkaniu w tym pana Wojciecha Cz. I nieprzekazywania do publicznych wiadomości treści rozmów i materiałów zdjęciowych i nagrań".
Tego samego dnia do sprawy odniósł się też portal TVP Info, publikując całe fragmenty korespondencji, jaką Łukasz G. wysyłał do Giertycha. Ujawnił też kopię umowy pomiędzy instruktorem a kancelarią mecenasa.
Giertych: to była pierwsza zemsta za sprawę dwóch wież
Początkowo sądzono, że korespondencję z Giertychem ujawnił sam zainteresowany - Ireneusz G. Ten jednak stanowczo temu zaprzeczył. Także zeznając przed rzecznikiem dyscyplinarnym adwokatury, przed którym odpowiadał Roman Giertych za domniemane złamanie tajemnicy adwokackiej. Ostatecznie uwolniono go od tego zarzutu.
"Skoro maili nie przekazał sam zainteresowany i nie ma ich w aktach śledztwa, to ich pochodzenie może być tylko jedno: włamanie do poczty, a dokładnie do telefonu, z którego prowadzono korespondencję. Tutaj ślad prowadzi zaś bezpośrednio do służb i do systemu szpiegowskiego Pegasus" - czytamy w "GW".
"Moje konto kancelarii adwokackiej chronione wielorakimi zabezpieczeniami zostało okradzione przy użyciu haseł przejętych przez Pegasusa z mojego telefonu. I ukradzione e-maile posłużyły do ataku na mnie w celu pozbawienia mnie prawa wykonywania zawodu. Była to pierwsza zemsta za sprawę dwóch wież. Drugą była sprawa Polnordu. Obydwie zresztą nieudane" - ocenił na swoim profilu na Facebooku mecenas Roman Giertych.