"Afera bakszyszowa" - oskarżeni nie przyznają się
Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie
toczyła się kolejna rozprawa w procesie w tzw. aferze
bakszyszowej. Zeznania składają oskarżeni - żołnierze i byli
cywilni pracownicy Wojska Polskiego.
Prokuratura zarzuca im udział w zorganizowanej grupie, która podczas pobytu w Iraku przyjmowała łapówki od arabskich przedsiębiorców i fałszowała dokumentację przy przetargach na odbudowę irackich prowincji. Polacy mieli zagarnąć w sumie ok. 780 tys. dolarów. Jest to już drugi proces w tej sprawie. W poprzednim skazano na kary od 1,5 roku w zawieszeniu do 2,5 roku więzienia siedem innych osób, które przyznały się do winy.
Sześciu z siedmiu sądzonych obecnie oskarżonych utrzymuje, że nie brali pieniędzy z łapówek, czyli tzw. bakszyszy. Jeden z oskarżonych, mjr Tomasz K., przyznał się do winy w poprzednim procesie i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Prokurator nie zgodził się na to, ponieważ uznał, że jej proponowany wymiar jest zbyt niski.
W środę zeznania kontynuował oskarżony płk Mariusz S., który dowodził grupą CIMIC (Centralna Grupa Wsparcia i Współpracy Cywilno-Wojskowej) zajmującą się m.in. organizacją przetargów.
Pułkownik, którego prokuratura oskarża o przyjęcie łącznie 90 tys. dol. "bakszyszy", powtórzył przed sądem, że nic nie wiedział o procederze wyłudzania łapówek i nieprawidłowościach przy przetargach.
Zeznający również w środę mjr Tomasz K. powiedział, że osobiście dwukrotnie wręczył pułkownikowi S. pieniądze, i powtórzył, że był on zamieszany w całą aferę. Pieniądze z łapówek dzieliliśmy po równo. Braliśmy 10% wartości każdego ustawionego przez nas kontraktu - powiedział major.
W kolejnych dniach sąd wysłucha wyjaśnień pozostałych oskarżonych, a następnie będzie przesłuchiwał świadków, m.in. osoby skazane w poprzednim procesie.