Adwokat: jeśli "złoty pociąg" się odnajdzie - wiele problemów prawnych
- Gdyby okazało się, że w Wałbrzychu odkryto niemiecki pociąg z czasów wojny, pojawią się problemy prawne związane m.in. z ustaleniem właściciela oraz określeniem, czy mamy do czynienia z zabytkiem archeologicznym - mówi PAP adwokat Kamila Podwapińska. Jej zdaniem, możliwe są też roszczenia innych państw.
15.12.2015 | aktual.: 15.12.2015 12:43
We wtorek w Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia w Wałbrzychu zostaną przedstawione rezultaty badań, których celem miało być potwierdzenie istnienia tzw. "złotego pociągu". Nieinwazyjne badania przeprowadziły, niezależnie od siebie dwa zespoły - firma Piotra Kopera i Andreasa Richtera, którzy na początku sierpnia zgłosili znalezisko pociągu z czasów II wojny światowej, oraz zespół naukowców z krakowskiej AGH.
Jak mówi PAP adwokat Kamila Wapińska, gdyby pociąg się odnalazł, powstanie problem polegający na ustaleniu właściciela. - Te materiały mogą być zabytkami - czyli będą podlegały ochronie zabytków, więc będzie potrzeba ustalenia, do kogo te zabytki powinny należeć - powiedziała. Inna możliwość, na jaką wskazała, to uznanie znaleziska za zabytek archeologiczny - wówczas całość na własność przejmuje Skarb Państwa.
- Bez wątpienia sprawa jest poważna i nietuzinkowa, ponieważ nadzór nad całą sprawą objął Generalny Konserwator Zabytków - co może czynić w szczególnych sytuacjach. Jeśli będą tam znaleziska, rzeczy z II wojny światowej, własność żydowskich, czy polskich mieszkańców, którzy stracili ją w czasie wojny, możemy mieć do czynienia z roszczeniami o zwrot tych rzeczy - procedura będzie skomplikowana i długotrwała, ponieważ wymaga przedstawienia jakichś dokumentów, z których będzie można wywnioskować prawo własności. Być może będzie można to udowodnić w sposób inny niż dokumentami, ale nie ulega wątpliwości, że z powodu upływu czasu coraz trudniej będzie wykazywać własność tych rzeczy - mówiła prawniczka.
Jak podkreśliła, znaleźne należy się osobie, która wskazała skarb - jak mówi niedawno uchwalona ustawa o rzeczach znalezionych - to 10 proc. wartości znalezionej rzeczy albo nagroda stanowiąca do 30-krotności średniego wynagrodzenia krajowego, ale nie mniej niż 10 proc. wartości znaleziska. Wtedy jednak w pierwszej kolejności trzeba będzie ustalić, czyją własnością jest znaleziony zabytek, bo znaleźne płaci właściciel. Gdyby się okazało, że znalezione rzeczy będą uznane za zabytek archeologiczny, w myśl osobnej ustawy - Skarb Państwa ma wypłacić nagrodę.
Mec. Podwapińska jest zdania, że do znaleźnego największe prawo ma ten, kto pierwszy się zgłosił do właściwego urzędu. - Słychać doniesienia prasowe, że jest spór, co do tego, kto pierwszy odnalazł ten pociąg. A ja bym w ogóle się zastanawiała, na ile ten pociąg jest odnaleziony w sytuacji, kiedy faktycznie nikt go jeszcze nie widział. Oczywiście gdyby istniały jakieś dokumenty będące w posiadaniu osób, które wcześniej dotarły do tego znaleziska - wtedy mógłby być spór między tymi osobami dotyczący tego, kto ma prawo do znaleźnego, ale na tę chwilę, w mojej ocenie, kto pierwszy się formalnie zgłosił, dysponuje największą bazą dokumentów, która da mu prawo do tego, żeby twierdzić, że był pierwszy - podkreśliła.
Zdaniem mec. Podwapińskiej, gdyby się okazało, że w miejscu wskazywanym jako ukrywające cenne znalezisko nie znaleziono nic, osoba uważająca się za znalazcę musiałaby się liczyć z procesem cywilnym, a być może także sprawą karną o oszustwo lub wyłudzenie, skutkiem czego mogłoby być obciążenie takiej osoby kosztami prowadzonej akcji poszukiwawczej.
W drugiej połowie sierpnia wałbrzyski magistrat poinformował o otrzymaniu pisma dot. znalezienia na terenie miasta pociągu z czasów II wojny. Po analizie zgłoszenia urząd zdecydował o jego formalnym przyjęciu i przekazaniu go do trzech ministerstw: obrony narodowej, skarbu oraz kultury i dziedzictwa narodowego. Krótko potem komunikat z ostrzeżeniem wydał Generalny Konserwator Zabytków apelując, aby "zaprzestać wszelkich (...) poszukiwań, do chwili zakończenia oficjalnej urzędowej procedury, prowadzącej do zabezpieczenia znaleziska".
Z sensacji, jaką wzbudził domniemany ukryty skład skorzystał wałbrzyski samorząd, który uruchomił projekt "#wAubrzych - Explore Wałbrzych", mający promować miasto m.in. przez weekendowe pobyty połączone ze zwiedzaniem miejsc, z którymi wiążą się tajemnicze wydarzenia II wojny światowej.
Pod koniec września teren, na którym ma się znajdować tzw. "złoty pociąg" został przebadany przez wojsko pod kątem saperskim, radiacyjnym i chemicznym. Nie znaleziono tam materiałów niebezpiecznych.
Ówczesny generalny konserwator zabytków, wiceminister kultury Piotr Żuchowski wyrażał w sierpniu przekonanie, że "złoty pociąg" istnieje "na ponad 99 procent". Jednak zdaniem niektórych znawców tematu "złoty pociąg" - a przynajmniej z takim ładunkiem - to tylko legenda.