Adam Tański: obiecałem, że będę do referendum
(RadioZet)
16.06.2003 | aktual.: 16.06.2003 10:58
Panie Ministrze, czy pana dni są policzone w ministerstwie? Moje dni w tym sensie są policzone, że przychodząc do ministerstwa, na prośbę pana premiera, obiecałem, że będę do referendum. Minęło kilka dni, referendum minęło i teraz trzeba przesądzić o moim dalszym udziale w rządzie i warunkach, na jakich mogę być w tym rządzie. A jakie pan stawia warunki? Warunki są takie, żeby zaplecze polityczne SLD, rządu było również moim zapleczem politycznym, bo sytuacja jest nienormalna, kiedy urzędującego ministra atakuje zaplecze polityczne rządu - nie opozycja. Bo jeśli atakuje opozycja, to jest naturalne i zrozumiałe, ale jak atakuje zaplecze polityczne rządu, to jest sytuacja nienormalna i właściwie uniemożliwia działanie. A za co pana atakuje zaplecze polityczne? Atakuje pana za to, że ma pan związki z Arturem Balazsem, który jest z SKL? Myślę, że to jest wątek uboczny. Poważniejszym problemem jest przyszłość Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, jej kształt organizacyjny. I to wywołuje głównie
ataki, bo przypomnę, że w agencji nastąpiła zmiana, prezesem jest pan Jerzy Miller, który porządkuje Agencję. Zastał chaos organizacyjny, ogromne opóźnienia, potwierdza to zresztą raport komisji, który do Polski już napłynął i z którego wynika, że są wielomiesięczne opóźnienia. Mamy świadomość tych opóźnień i staramy się te opóźnienia nadrobić. Nie rozumiem, to znaczy posłom Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie podoba się to, że państwo likwidują chaos... Myślę, że dyskusja polega na tym, jaka ma być struktura organizacyjna. Niektórzy posłowie uważają, że w każdym powiecie powinna być struktura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Prezes Jerzy Miller przygotował projekt jeszcze ostatecznie nieprzyjęty, z którego wynika, że w niektórych powiatach - tam, gdzie nie ma takiej potrzeby, na przykład w powiecie warszawskim, gdzie jest jedna czy dwie krowy - nie ma sensu tworzenia delegatury. Chyba trochę więcej krów jest. Ale w każdym razie można policzyć je na palcach obu rąk. Tam muszą być
przedstawicielstwa i chcę przenieść w tych miejscach do gmin przedstawicielstwa agencji, wykorzystując struktury już w gminach istniejące. I to wywołuje emocje, bo w wielu powiatach biura już powstały. Są zatrudnieni ludzie i zapewne jest to dramat dla tych ludzi, jeśli mieliby utracić pracę. Ale sprawa jest ciągle jeszcze dyskutowana, będzie przesądzona w najbliższych dniach, będzie przedstawiona i klubowi SLD, i wszystkim innym klubom, bo sprawa jest poważna, Agencja odgrywa ogromną rolę w pomocy unijnej, i dopiero wtedy zostaną podjęte ostateczne decyzje. Tak, ale posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej krytykują również pana, że ma pan związki z Arturem Balazsem, o czym mówiłam wcześniej. Myślę, że ma tu pani zapewne na myśli wywiady w „Trybunie”. To nie posłowie SLD, bo nikt nie atakował za to, że znam i przyjaźnię się z Arturem Balazsem, przecież to byłoby śmieszne. Ale to nie o to chodzi, to że pan się otacza ludźmi związanymi z SKL, a SKL, jak wiadomo, jest opozycją. Nie, to nieprawda. W moim
gabinecie politycznym jest kilka osób związanych z SKL, ale taka jest natura gabinetów politycznych, że tam mają być ludzie, którzy są związani z ministrem i odchodzą z odejściem ministra. Natomiast w strukturach urzędniczych i ministerstwa, i agencji, obu agencji, nie ma i nikt nie zmusza prezesów do przyjmowania ludzi z SKL czy z jakiejkolwiek innych partii, nie patrzymy na legitymacje. Tak, ale posłowie się dziwią, że pan otacza się właśnie ludźmi, którzy nie popierają rządu Leszka Millera, bo przecież pan Artur Balazs i SKL nie poparł rządu. Pan Artur Balazs nie jest członkiem mojego gabinetu politycznego. Ale jego ludzie, związani z nim. Tak, ale ci ludzie, decydując się na pracę ze mną, popierają Leszka Millera i popierają to, co trzeba w Polsce zrobić. Tak trzeba na to patrzeć. Wydaje mi się, że właśnie w tej dramatycznej dla Polski sytuacji - kiedy przed nami jest reforma finansów publicznych, kiedy są te wyzwania w rolnictwie - powinniśmy budować porozumienie ponadpartyjne. I powinniśmy rozwiązywać
problemy nie według kryteriów partyjnych czy partyjniackich, ale według kryteriów państwowych. I w tym kierunku zmierzamy. Dlaczego „Trybuna” atakuje pana przyjaciela, Artura Balazsa? Nie wiem, trzeba by o to zapytać redaktora naczelnego „Trybuny” - ja się mogę tylko domyślać. Świadek oskarżenia jest natomiast człowiekiem wysoce niewiarygodnym, u którego stwierdzono brak znacznych ilości zboża. To niedługo zostanie dokładnie ujawnione. Te zarzuty, które się pojawiały - ja znam Artura Balazsa od wielu lat - są absurdalne i bez żadnych podstaw. Zresztą opieram to również na informacjach z oficjalnych źródeł rządowych. Czyli Artur Balazs nie był jednym z ogniw znikającego zboża? Nie, to jest w ogóle śmieszny zarzut. Artur Balazs nigdy zbożem nie handlował, nigdy nie współpracował z Agencją Rynku Rolnego, tak więc to są absurdalne pomówienia. Pan mówi, że pan się domyśla - czego pan się domyśla? Domyślam się, że to był atak na pana Balazsa jako polityka, który angażował się w niektóre przedsięwzięcia. Bywał
często w pałacu u pana prezydenta próbując organizować właśnie takie wsparcie dla przemian w Polsce ponadpartyjne i to być może niektórym ludziom się nie podobało. Ale jak to jest możliwe, Panie Ministrze? Jak pan się czuje, kiedy rząd dostaje poparcie między innymi od pana Bondy, z którego elewatorów zniknęło zboże? Proszę Pani, to jest zupełnie inny problem. W tej naszej demokracji posłowie są tacy, jacy są. Oni odzwierciedlają to, co jest w narodzie. Pan poseł Bonda ma takie same prawa, jak inni posłowie - że głosuje za rządem, to jest jego sprawa. Natomiast czy on jest winien? Na razie stwierdzono u niego brak zboża, ale jeszcze nikt go nie osądził, nie udowodnił, że on odpowiada za to, więc nie oczekujmy już wyroków. Poczekajmy aż odpowiednie organy podejmą... Czyli może się okazać, że poseł Ryszard Bonda jest w ogóle nie winien tego, że zniknęło 13 ton zboża z jego elewatorów? Nie wiemy tego, nie chciałbym też, żeby dziennikarze zbyt szybko ferowali wyroki, ponieważ nie znamy wszystkich uwarunkowań -
wiadomo, że u niego brakuje zboża. On się tłumaczy, że miał specjalnie skonstruowaną umowę, że na jej podstawie tego zboża mogło nie być. Trzeba to więc wszystko przeanalizować i traktować ludzi, dopóki nie są skazani, najwyżej jako ludzi podejrzanych. Dobrze, a kto jest odpowiedzialny za to, że zdrożał chleb? Zniknęło zboże - kto jest odpowiedzialny za to, że płacono ludziom za puste elewatory, za powietrze? Tak, to jest problem. Brak zboża i zły nadzór nad przechowywanym zbożem to jest symptom znacznie poważniejszejszej choroby. Agencja została wepchnięta w system interwencji na ogromnej ilości rynku, na wielkim rynku zbóż. Przypomnę, że w sposób bezpośredni lub pośredni wpływa na skup około 4 milionów ton zboża. I nie ma służb, które by kontrolowały, w jaki sposób to zboże, które jest własnością agencji, jest przechowywane. Czyli to jest korupcjogenne. To od początku było korupcjogenne. Po objęciu urzędu od początku ja i pan prezes Pazura twierdziliśmy, że ten system jest chory - od początku był psuty i w
tej chwili jest poważnie chory. Na szczęście ten system się kończy w tym roku. Ale nawet w tym chorym systemie byli jednak tacy, którzy byli zobowiązani dojechać do elewatora przynajmniej raz w miesiącu, skontrolować, czy zboże jest, skoro za przechowywanie zboża się płaciło - i oni są odpowiedzialni. I oni ponieśli odpowiedzialność, na razie służbową. Prokuratury prowadzą dochodzenia i pewnie odpowiedzialność poniosą także ci, którzy byli w zmowie - tego nie można wykluczyć, oni poniosą jeszcze inną odpowiedzialność. A kiedy pan się dowiedział, że magazyny są puste i płaci się za powietrze? Po pierwszej, zapowiedzianej, żądanej kontroli przez Agencję Rynku Rolnego. Po jednym z przetargów klient pojechał kupić zboże agencyjne - okazało się, że tego zboża nie było, właśnie u posła Bondy. I to spowodowało, że zarządziliśmy kontrole we wszystkich elewatorach, nie tylko zboża, również innych artykułów i produktów, które przechowuje agencja. Czy ten system mógł trwać przez wiele lat i przez wiele lat mogło
właśnie tak być, że się płaciło za puste magazyny? Tak mogło być, bo nigdy do tej pory tak głęboko nie wyczerpaliśmy zapasów. Przypomnę też, że tak zwana afera zbożowa to jest też boczny wątek, najważniejsze jest, że udało się nam opanować wzrost cen zbóż. Ceny zostały ustabilizowane na poziomie 530 złotych, to jest w tym ponurym obrazie jasnym promykiem. Wracając do podwyżek cen mąki i chleba, o których pani wspomniała, to proszę pamiętać, że był jednorazowy wysoki skok cen i natychmiast wywołał podwyżki. Nawet to drogie zboże jeszcze nie zostało zmielone, a więc był to pretekst do podwyżek - zresztą trzeba powiedzieć, że od wielu miesięcy ceny mąki ani chleba nie rosły. Była spodziewana pewna podwyżka na przednówku, natomiast nie w takiej skali. I dlatego prosiliśmy o kontrolę we wszystkich dużych młynach i piekarniach, czy aby nie ma zmowy monopolistycznej. To jest bardzo trudno udowodnić, ale można podejrzewać, że taka zmowa była. Panie Ministrze, czy nie obawia się pan, że taka sama sytuacja może być z
mięsem? Skontrolowano chłodnie - one nadal są kontrolowane - i na razie nie stwierdzono przypadków, w których brakowałoby mięsa, chociaż rok czy półtora roku temu w jednej z chłodni stwierdzono braki. Wtedy sama agencja w ramach swoich rutynowych kontroli to stwierdziła, tak więc takie przypadki, owszem, mogą być. Ale to zawsze jest tak, że jeżeli agencja korzysta z powierzchni przechowalniczych czy z chłodni, które są w rękach prywatnych czy nawet państwowych, to zawsze jest ryzyko, że ktoś to zboże czy mięso może wyprowadzić, licząc na to, że uda mu się za jakiś czas wprowadzić z powrotem, korzystając z ruchów cen na rynku. Jak pan chce sprawdzić, czy ma pan zaufanie w klubie SLD? Nie unikam spotkań, były dwa spotkania w klubie SLD – i drugie, ostatnie było zupełnie udane. Na tym spotkaniu byłem z prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa panem Jerzym Millerem i zapowiedzieliśmy, że w najbliższym czasie spotkamy się ponownie, przedstawimy politykę kadrową, przewidywaną strukturę
organizacyjną. I myślę, że argumenty racjonalne zwyciężą. Jeśli nie zwyciężą, jeśli nie uzyskam wsparcia politycznego zaplecza rządu, to oczywiście złożę dymisję, bo nie będę mógł wykonywać swojej misji. A ma pan zaufanie premiera Leszka Millera? Tak, do tej pory odnosiłem takie wrażenie - jestem przekonany, że tak było - że mam pełne poparcie, bo było wiele trudnych spraw. Przypomnę, że jak obejmowałem urząd, to mieliśmy blokady na drogach, chaos interwencji, dwie ustawy, które wywołały emocje o biopaliwach i ustroju rolnym, ogromne opóźnienia w dostosowaniu do prawa unijnego naszego systemu prawnego i struktur organizacyjnych. To wszystko nadrabiamy - i przy każdej z tych spraw czułem zdecydowane poparcie premiera. W zeszłym tygodniu mówiło się, że pana już nie ma, że na pana miejscu jest już Roman Jagieliński, pana odwołania nie tylko chcieli posłowie SLD, ale również Polski Blok Ludowy. Pan Wojciech Mojzesowicz twierdzi, że nie powinien pan być ministrem rolnictwa. To jest właśnie zaplecze polityczne
rządu. Przecież pan Mjozesowicz czy pan Jagieliński reprezentują niewielkie partie, raczej to jest trzecia liga polityczna. Pan Mojzesowicz jest przewodniczącym komisji rolnictwa tylko dlatego, że jest tolerowany przez SLD. Przypomnę, że on był skierowany na to stanowisko przez Samoobronę i po wyjściu z Samoobrony utrzymuje się tam tylko dlatego, że ma wsparcie Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tak więc to jest to, o czym mówię: oczekuję wsparcia całego zaplecza politycznego, a tym zapleczem politycznym jest również pan Mojzesowicz ze swoją niewielką grupką i pan Jagieliński. Ale, jak widać, pana nie toleruje. Nie wiadomo jeszcze. Właśnie ostatnio nie głosował za rządem dlatego, że pan jest w rządzie. Tak, ale czterech jego kolegów głosowało. A to, że nie głosował, aby stworzyć wrażenie niezależności, jest śmieszne. Jednak taki warunek stawiam, że również ci panowie ze śmiesznych partii, bez większego znaczenia, jednoznacznie wesprą politykę rolną, którą chcę prowadzić. Dziękuję bardzo, gościem Radia Zet był
nieśmieszny minister rolnictwa Adam Tański, tak? Mam nadzieję.