Aborcję w Polsce łatwiej zrobić niż o niej mówić
Aborcję w Polsce łatwiej zrobić niż o niej mówić. Zresztą po co mówić kiedy można zrobić. Wystarczy mieć pieniądze, dostęp do Internetu lub wyjechać za granicę. Pieniędzy trzeba jednak dużo, Internet nie jest powszechnie dostępny, a i podróż kosztuje. O aborcji robi się więc głośno, gdy ktoś nie ma środków na jej zrobienie lub naiwnie myśli, że skoro ma do niej prawo, to będzie ono przestrzegane. Ale nie jest. Nie w przypadku aborcji. I nie w publicznych szpitalach, gdzie prócz księży, są niesłychanie wrażliwi na punkcie własnych (choć niewątpliwie katolickich) sumień lekarze.
16.06.2008 | aktual.: 16.06.2008 13:57
Kiedyś w „Wiadomościach” - a było to jeszcze w czasach, gdy newsy telewizji publicznej nie ograniczały się do sprawozdań z meczów piłki nożnej i z życia Kościoła, jak to się dzieje obecnie – podano arcyważną informację, a mianowicie, że polskie wojsko zakupiło broń, która pozwala zabić załogę czołgu bez uszkadzania tegoż. Pamiętam radość ówczesnego ministra obrony i dumę żołnierza, który prezentował jakąś rurę służącą do wzmiankowanego pozyskiwania czołgu. Nie towarzyszył temu żaden komentarz wyrażający ubolewanie, że owa radość i duma dotyczyła zabijania żywych – niewątpliwie - ludzi. Może grzesznych, może katolików, ale z pewnością nie gorszych pod względem przyrodzonej godności niż kilkutygodniowy płód.
Wyobraźmy sobie teraz news, który radośnie donosi, że w gabinetach ginekologicznych wprowadzono nowoczesne urządzenia, przy pomocy których można dokonać zabiegu aborcji w stu procentach bezpiecznej dla zdrowia kobiet i jej późniejszej płodności. I wyobraźmy sobie twarz zadowolonego ginekologa, który niczym żołnierz oświadcza, że narzędzie to jest bezcenne, ponieważ chroni zdrowie kobiet. To niewyobrażalne! Jaki rwetes by się podniósł, choć przecież wartość zdobytego czołgu jest chyba mniejsza niż wartość kobiecego zdrowia. A może nie? Może zabijanie dorosłych, (np. „wrogów, „innowierców”, „grzeszników”) jest czymś, co zawsze daje się usprawiedliwiać, z aborcja nigdy? Dlaczego? Bo dotyczy kobiet.
Wyobraźmy sobie bowiem jakiegoś ważnego mężczyznę (polityk, biskup?), który ulega wypadkowi, a po przebudzeniu w szpitalu, dowiaduje się, że co prawda jest zdrowy, ale że wypadkowi uległa jeszcze jedna osoba, która jest teraz „podłączona” do naszego bohatera i nie może żyć bez jego nerek, serca, przewodu trawiennego. Czy polityk i biskup poświęciliby wszystko, by pomóc przeżyć choremu? Jeden tak, inny nie. Nikt nie ma przecież obowiązku poświęcania swojego życia, wolności, planów i kariery dla podtrzymywania życia innego człowieka. Może to oczywiście zrobić, i wielu tak robi. Robią to zwłaszcza kobiety. Dla dzieci, z miłości do nich. Niekiedy jednak nie chcą tego zrobić, nie mogą, nie są gotowe, nie dość odpowiedzialne, nie dość dojrzałe, nie mają pieniędzy, perspektyw, pomocy, mają inne dzieci.
W Polsce aborcje są na porządku dziennym. Politycy wiedzą o tym doskonale. I wiedzą, że kobieta jak nie chce dziecka to go nie będzie miała. Dokona aborcji lub zabije noworodka. Polityków nie interesuje jednak, czy zrobi to pierwsze czy to drugie. Byleby nikt o tym nie mówił.
W Polsce nie mamy edukacji seksualnej w szkołach, nie mamy dostępu do refundowanej antykoncepcji, mamy za to morze hipokryzji. Himalaje hipokryzji. I mnóstwo polityków, którzy są przekonani, że hipokryzja jest najlepszym kompromisem, bo dzięki temu może znów wygrają najbliższe wybory. A kobiety? Jakoś sobie poradzą. Jak zawsze.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski