Historia7TP - polski czołg kampanii 1939 roku

7TP - polski czołg kampanii 1939 roku

7TP był najlepszym polskim czołgiem kampanii 1939 roku. Był lepszy od większości czołgów niemieckich i rosyjskich, jednak nie udało mu się odwrócić losów wojny - pisze dr Tymoteusz Pawłowski w artykule dla WP.

7TP - polski czołg kampanii 1939 roku
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

W latach 20. XX wieku, w zakładach Vickers Company - wówczas był to jeden z największych producentów uzbrojenia na świecie - projektowano nowy czołg. Ujrzał światło dzienne w 1928 roku, a określano go jako "czołg 6-tonowy" albo "Vikcers E". Litera "E" w nazwie pojazdu oznaczała, że będzie on świetnym następcą czołgów brytyjskich noszących oznaczenia A, B, C i D, powstałych jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej. Na przełomie lat 20. i 30. rząd brytyjski uważał jednak, że zagrożenie wojną jest niewielkie i nie kupował nowych czołgów. Vickers E odniósł jednak niesamowity sukces: w dużej liczbie sprzedawano go za granicę, produkowano na licencji i wzorowano na nim większość czołgów walczących w II wojnie światowej.

Cóż takiego niesamowitego było w Vickersie E? Przede wszystkim miał doskonałą wieżę, uzbrojoną w armatę i sprzężony z nią karabin maszynowy. Wcześniejsze czołgi były uzbrojone albo w karabin maszynowy (do zwalczania piechoty), albo w armatę (do zwalczania stanowisk ogniowych czy czołgów). Niektórym wynalazcom przyszło do głowy montować zarówno armatę, jak i karabin maszynowy, ale w oddzielnych ściankach wieży, zmiana broni była więc kłopotliwa. W Vickersie E armata kalibru 47 mm była sprzężona z karabinem maszynowym: zmiana używanej broni polegała więc jedynie na użyciu innego spustu.

Drugą cechą Vickersa E było jego podwozie. Składało się z dwóch wózków po cztery koła amortyzowane resorami eliptycznymi, podobnymi do samochodowych. Było tanie, łatwe w produkcji i naprawie, a przede wszystkim znakomicie amortyzowało wyboje. Rozwiązanie takie zostało zaadaptowane przez niemal wszystkich producentów czołgów. Czołgi o takim podwoziu produkowano m.in. w Czechosłowacji, Związku Sowieckim i Włoszech, podobne rozwiązania - z liczbą kół w wózku ograniczaną z 4 do 2 - stosowali też Niemcy i Amerykanie. Co ciekawe, zarówno Niemcy, jak i Amerykanie zamierzali w swoich czołgach używać samodzielnie opracowanych podwozi, ale były one nieudane, sięgnięto więc po rozwiązanie Vickersa. W III Rzeszy spowodowało to znaczne opóźnienie programu czołgu Pz III, Amerykanie natomiast byli mądrzejsi i szybko zdecydowali, że ich Stuarty i Shermany będą miały podwozie w stylu Vickersa.

Najlepszy polski czołg

Vickers E został zakupiony - kolejno - przez ZSRS, Grecję, Polskę, Boliwię, Syjam, Finlandię, Portugalię, Chiny i Bułgarię. W Związku Sowieckim wyprodukowano również ponad 12 tys. licencyjnych czołgów T-26. W ten sposób Vickersy E (i ich wersje pochodne) były najliczniejszymi czołgami na świecie. Polacy 14 września 1931 roku podpisali umowę na kupno 38 czołgów, wraz z licencją na ich produkcję. Co ciekawe, sprowadzone do Polski czołgi były wyprodukowane w wariancie dwuwieżowym. Obie wieże były uzbrojone w karabin maszynowy, co miało zapewnić większą siłę ognia przeciwko piechocie. Była to chwilowa moda i już po kilku latach w 22 spośród 38 polskich Vickersów E zamontowano zwykłą wieżę z działkiem i karabinem maszynowym.

Vickers E miał być produkowany w Polsce - w Państwowych Zakładach Inżynieryjnych w Ursusie - ale konieczne było wprowadzenie wielu zmian. Najważniejsze było zastąpienie armaty 47 mm - lepszą pod każdym względem - armatą 37 mm systemu Boforsa. Firma Bofors, żeby zachęcić Polaków do kupna tej armaty, na własny koszt opracowała projekt wieży czołgowej. Wieży bardzo nowoczesnej, bo wyposażonej także w radiostację i to właśnie ją montowano w czołgach. Zmieniono również silnik, był nim - również licencyjny - wysokoprężny Saurer, o mocy 100 koni mechanicznych. Wybór był o tyle przypadkowy, że produkowano je w nadmiarze, władze państwowe zaleciły zatem jego stosowanie w czołgach. W ten sposób Polacy stali się prekursorami w jeszcze jednej dziedzinie: dziś większość silników czołowych stanowią silniki wysokoprężne.

Pluton czołgów 7TP z armatką czołgową Bofors, wzór 37 kal. 37mm w czasie ćwiczeń w 1939 r. fot. NAC

Nowy czołg nie miał nazwy oficjalnej. "7TP" jest jedynie kryptonimem, popularnie odczytywanym jako "7-tonowy, polski", chociaż wedle dokumentów wojskowych bliższa prawdy jest wersja "7-tonowy, piechoty". Faktycznie czołg był jednak cięższy - ważył blisko 10 ton. Wzrost masy w porównaniu do brytyjskiego oryginału spowodowany był zamontowaniem innej wieży, dużo cięższego silnika oraz pogrubieniem opancerzenia do 17 mm. Tuż przed wojną Polacy rozpoczęli produkcję ulepszonej wersji czołgu z pancerzem mającym 30 mm i kilkanaście egzemplarzy opuściło fabrykę już w czasie wojny. Ile dokładnie - nie wiadomo, stąd szacuje się całkowitą liczbę czołgów w Wojsku Polskim na 139 do 170.

Czołgi naszych wrogów

W sumie Wojsko Polskie dysponowało we wrześniu 1939 roku około 900 pancernymi wozami bojowymi. Niemal 600 z nich stanowiły czołgi rozpoznawcze TK-3, TKF oraz TKS, uzbrojone jedynie w karabiny maszynowe (ukończono niewielką partię z najcięższymi karabinami maszynowymi 20 mm). Stawiało to Polskę na 6 miejscu w świecie pod względem liczby wozów bojowych, po Sowietach, Francuzach, Niemcach, Brytyjczykach i Japończykach, a przed Włochami i Amerykanami. Jakościowo polska broń pancerna również stała wysoko. Spośród 2700 czołgów użytych przeciw Polsce przez Niemców połowę stanowiły czołgi Pz I - podobnie jak pojazdy TKS, uzbrojone wyłącznie w karabiny maszynowe. Drugim pod względem liczebności czołgiem niemieckim była maszyna Pz II. Był to pojazd dość szybki, "kawaleryjski", uzbrojony w najcięższy karabin maszynowy 20 mm. Czołgów uzbrojonych w armaty Niemcy mieli we wrześniu 1939 roku jedynie 600. Co ciekawe, jeszcze w marcu 1939 roku czołgów równych polskim 7TP Niemcy mieli niespełna 200 - były to maszyny Pz III
oraz Pz IV. W przeciągu pół roku wyprodukowali kolejną setkę, ale wyraźną przewagę nad Polakami uzyskali dzięki kapitulacji Czechów i przejęciu od nich 300 egzemplarzy czołgów Pz 35(t) i Pz 38(t). W tym wypadku literka "t" nie oznacza masy w tonach, ale kraj pochodzenia: Tschechoslowakei.

Niemiecki czołg Pz III Ausf. D w Polsce w 1939 r. fot. Bundesarchiv/Wikimedia Commons

Oba typy "czeskich" czołgów wywodziły się z Vickersa E i były uzbrojone w podobną do polskiej armatę 37 mm. Pz 35(t) był niezbyt udany, Pz 38(t) był natomiast chwalony za doskonały silnik i układ przeniesienia mocy. Produkowano go aż do 1942 roku. 7TP miał natomiast lepsze od niego uzbrojenie i przyrządy obserwacyjne. Teoretycznie najlepsze we wrześniu 1939 roku niemieckie czołgi - Pz III - były czołgami borykającymi się z ciągłymi awariami: winę ponosiło nieudane zawieszenie. Czołgów tych przeciwko Polsce użyto bardzo niewielu. Jednak nawet najnowsza wersja - Pz III E - nie przewyższała czołgu 7TP: jej uzbrojeniem była armata 37 mm, a pancerz - choć grubszy od polskiego - był łatwo przebijalny przez polską armatę. Ostatni niemiecki czołg - Pz IV - był pojazdem wsparcia, uzbrojonym w krótkolufową armatę 75 mm. W praktyce, w 1939 roku, to była najważniejsza różnica pomiędzy nim a Pz III.

Najpopularniejszym czołgiem Armii Czerwonej był - jak już wspomniano - T-26, wywodzący się z Vickersa E (blisko 1700 spośród nich użyto przeciwko Polsce w 1939 roku.). Czołgi T-26 produkowano w kilku wersjach, żadna z nich nie dorównywała jednak polskiemu 7TP. Były od nich wolniejsze, a przede wszystkim - bardzo wrażliwe na ogień przeciwnika. Często niszczono je - tak czynili na przykład Polacy, czy Finowie - ogniem karabinów maszynowych, czy butelkami z benzyną. Liczebnością T-26 niewiele ustępował czołg BT (w wojnie przeciwko Polsce użyto ich nawet więcej niż T-26: ponad 2000). Były to czołgi bardzo szybkie, uzbrojone podobnie do T-26, ale jeszcze gorzej opancerzone. Oprócz tych dwóch podstawowych typów Armia Czerwona miała również inne czołgi - od podobnych polskim TKS wozów T-27, poprzez pływające T-37, aż po olbrzymie T-35. Spośród tej różnorodności w dużej liczbie - blisko 200 - przeciwko Polsce użyto czołgów T-28. Uzbrojone w krótkolufową armatę 76,2 mm służyły do wsparcia piechoty, ale były już
przestarzałe, zbudowane według starej i nieaktualnej filozofii: były bardzo duże, a uzbrojenie nosiły w trzech wieżach.

Wrzesień 1939

W czasie kampanii 1939 roku Niemcy używali swoich czołgów całymi dywizjami, liczącymi po 200-300 pojazdów. Nasze Vickersy E i 7TP były zorganizowane w bataliony po 49 czołgów, ale walczyły one także w składzie dwóch brygad zmechanizowanych: 10. Brygadzie Kawalerii oraz Brygadzie Pancerno-Motorowej. Bataliony czołgów i brygady zmechanizowane miały służyć jako odwody, nie planowano ich użycia w pierwszych dniach wojny. Niepomyślny przebieg walk sprawił jednak, że na Mazowszu rzucono do walki 1. Batalion Czołgów Lekkich, a w Małopolsce 10. Brygadę Kawalerii.

10. BK - uzbrojona w czołgi Vickers E - potrafiła opóźnić marsz Niemców, 1. BCzL, stracił blisko połowę czołgów i został zmuszony do ewakuacji za Wisłę. Tam wzmocnił Brygadę Pancerno-Motorową. Niemieckie sukcesy w pierwszych dniach września zmusiły Wojsko Polskie do odwrotu na południowy wschód. Tam, na obszarze znanym jako "przedmoście rumuńskie", oddziały polskie miały odzyskać siłę bojową, a oddziały pancerne miały zostać wzmocnione dostarczanymi z Francji czołgami Renault R-35. Planowano, że gdy na Niemców uderzą Francuzi i Brytyjczycy, polska ofensywa wyprowadzona z przedmościa rumuńskiego wyzwoli Rzeczpospolitą.

Czołgi 7TP w czasie manewrów fot. Wikimedia Commons

Odwrót przebiegał z różnym szczęściem, ale starano się uratować czołgi. 16 września 10. Brygada Kawalerii dotarła do Lwowa, a Brygada Pancerno-Motorowa - do Tomaszowa Lubelskiego. To właśnie tam doszło do największej bitwy pancernej w kampanii 1939 roku. Żeby otworzyć sobie drogę odwrotu należało zdobyć zajęte przez Niemców miasto. Wszystko zapowiadało polski sukces, bowiem siły niemieckie były szeroko rozciągnięte, a większość ich czołgów znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów dalej na wschód.

Do ataku Polacy zgrupowali blisko 80 czołgów. Atak powiódł się: po południu 17 września czołgi 7TP zdołały wjechać do miasta. Niestety w tym momencie pojawiły się od wschodu czołgi niemieckie. Zostały one zawrócone przez dowództwo Wehrmachtu na wieść, że 17 września o godzinie 3.00 Armia Czerwona zaatakował Polskę: Rosjanie przyszli z pomocą Niemcom. Pod naporem przeciwnika Polscy czołgiści wycofali się z miasta i w kolejnych dniach stracili wszystkie czołgi.

Nieco więcej szczęścia miała 10. Brygada Kawalerii. Wiadomość o sowieckim najeździe dotarła do niej we Lwowie. Jako że kontynuowanie walki oznaczało jedynie dalsze straty (bez szans na odniesienie jakiekolwiek sukcesu), otrzymała rozkaz ewakuacji za granicę państwa. W kolejnych dniach przekroczyła granicę z Węgrami. Sprzęt został później wykorzystany przez Węgrów do wojny przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a polscy żołnierze - w tym dowódca 10. BK, generał Stanisław Maczek - brali udział w wojnie na froncie zachodnim. Dowódca Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej uniknął niewoli i stał się pierwszym dowódcą Armii Krajowej.

Nieliczne czołgi 7TP zostały zdobyte przez Niemców. Siłą rozpędu nadali im oznaczenie Pz 731 (p) - gdzie literka "p" oznacza "polnisch", czyli "polski". Polskich czołgów - inaczej niż czeskich - nie udało się Niemcom wykorzystać w wojnie, zdobyli ich niewiele, a te, które wpadły w ich ręce, były zbyt zniszczone walkami.

dr Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)