73‑latka leciała do syna, a wylądowała w więzieniu
Pani Irena leciała do USA, by święta spędzić z synem i wnukiem. Kiedy oficer imigracyjny na lotnisku w Nowym Jorku znalazł w papierach notkę o nielegalnym pobycie sprzed 17 lat, 73-letnią kobietę zakuto w kajdanki i przebrano w więzienny kombinezon. W celi spędziła ponad 20 godzin - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
19.12.2008 | aktual.: 19.12.2008 12:02
Pani Irena miała spędzić w USA dwa miesiące. 10-letnią wizę otrzymała w listopadzie. Przy jej wydawaniu nie było żadnych problemów. Gdy jednak wysiadła na lotnisku Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku, okazało się, że na teren Stanów Zjednoczony wejść nie może - 17 lat wcześniej przedłużyła nielegalnie swój pobyt.
- Rozumiem, że nie chcieli mnie wpuścić, ale potraktowali mnie jak niebezpiecznego bandytę, a ja mam 73 lata - mówi ze łzami w oczach pani Irena.
Po rozmowie z oficerem imigracyjnym założono jej metalowy pas na biodra, a do niego łańcuchem przypięto kajdanki, w które została zakuta. Wraz z kilkoma innymi kobietami, w tym jedną Polką, pani Irena została przewieziona do centrum zatrzymań w New Jersey.
- Tam kazali nam się rozebrać łącznie z bielizną, musieliśmy włożyć więzienne stroje i wpakowali nas do celi. Wszędzie kraty, metalowe łóżka i szary cienki koc. Było nas sześć w jednej celi. Na środku niczym nieodgrodzona toaleta - opowiada starsza kobieta, która jeszcze na lotnisku powiedziała obsłudze, że ma cukrzycę, nadciśnienie i jest po zawale.
- Musiałam zażyć lekarstwa, ale nie mogłam się ich doprosić, a zabrano nam wszystkie rzeczy. Dopiero w więzieniu w końcu przysłali jakiegoś lekarza, zbadał mnie i oddał leki - dodaje.
W sobotę późnym popołudniem została odstawiona na lotnisko i wieczornym samolotem wróciła do Polski. Od powrotu bierze środki uspokajające. - Nigdy już nie pojadę do Stanów - mówi kobieta.