50. rocznica zakończenia wojny koreańskiej
Tuż na południe od rozdzielającej Półwysep
Koreański linii demarkacyjnej odbyły się oficjalne
obchody 50. rocznicy zakończenia wojny koreańskiej.
27.07.2003 | aktual.: 27.07.2003 12:11
W Panmundżonie, w bezpośredniej okolicy historycznego domu, gdzie 27 lipca 1953 amerykański generał William Harrison i północnokoreański generał Nam Il podpisali zawieszający działania zbrojne rozejm, zgromadziło się około półtora tysiąca weteranów i 200 przedstawicieli władz państw, zaangażowanych w ówczesny konflikt. Zabrakło jednak przedstawicieli drugiej strony - Korei Północnej i wydatnie wspierających ją w wojnie Chin.
"W ten weekend przypominamy sobie straszliwe koszty ludzkie. Pamiętamy także o stratach zadanych drugiej stronie" - powiedziała premier Nowej Zelandii, Helen Clark. Zaznaczyła, że straty bojowe strony komunistycznej były wyższe niż aliantów i że w wojnie zginęły miliony koreańskich cywilów. "Chcemy, by Korea Północna wyszła z izolacji. Mamy nadzieję, że Korea Północna skorzysta teraz z takiej okazji" - zaznaczyła przywódczyni państwa, które utraciło w wojnie koreańskiej tylko 34 poległych.
Na uroczystości w Panmundżonie zaciążyło obecne napięcie w i tak tradycyjnie wrogich stosunkach amerykańsko-północnokoreańskich, spowodowane jawnym niemal dążeniem Phenianu do uzyskania własnej broni jądrowej. Na razie nie wiadomo, jakie są szanse wznowienia zawieszonego dialogu USA i KRL-D na ten temat.
Jedynym północnokoreańskim uczestnikiem uroczystości, i to raczej mimowolnym, był stojący po drugiej stronie linii demarkacyjnej wojskowy wartownik. Jego twarz pozostawała kamienna - zaznacza Reuters.
Phenian odrzucił oficjalne zaproszenie na rocznicowe uroczystości. Centralny północnokoreański dziennik "Rodong Sinmun" określił je w swym niedzielnym wydaniu jako "farsę". "Stany Zjednoczone próbują podstępnie wciągnąć Koreańską Republikę Ludowo- Demokratyczną w +imprezę+, podczas gdy same nadal jawnie łamią porozumienie rozejmowe, choć minęło 50 lat od jego zawarcia" - napisała partyjna gazeta. Na północy Korei 27 lipca obchodzi się jako "dzień zwycięstwa w wielkiej ojczyźnianej wojnie wyzwoleńczej". Z okazji 50. rocznicy tego wydarzenia dyktatorski przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il awansował kolejnych oficerów na stopnie generalskie.
Propagandową przygrywką Północy dla obchodów 50-lecia rozejmu stał się oficjalny wyrok sądowy, ogłoszony w piątek w Phenianie w zaocznym postępowaniu przeciwko obecnemu prezydentowi USA George W. Bushowi i jego 10 poprzednikom, poczynając od Harry'ego Trumana. Uznano ich winnymi zbrodni wojennych i przemytu narkotyków. Trybunał orzekł, że USA muszą wypłacić KRL-D odszkodowanie "za straty fizyczne, duchowe i materialne" - podała północnokoreańska agencja prasowa KCNA.
Wojna koreańska rozpoczęła się 25 czerwca 1950 roku niespodziewanym atakiem wojsk północnokoreańskich na Koreę Południową, rzekomo w reakcji na "imperialistyczna agresję". Prezydent USA Truman zdołał uzyskać potępiającą napaść rezolucję Rady Bezpieczeństwa, bowiem delegat radziecki nie wziął udziału w głosowaniu. Stany Zjednoczone musiały jednak i tak wziąć na siebie główny ciężar prowadzenia wojny, bo 16 pozostałych narodowych kontyngentów sił ONZ miało przeważnie symboliczny charakter. Armię północnokoreańską wsparli rychło znacznie od niej liczniejsi "ochotnicy" chińscy, a Stalin zapewnił szeroką pomoc materiałową ZSRR i krajów satelickich.
Pod względem strat ludzkich i materialnych była to wojna bardzo niszczycielska. Przez trzy lata działań na Półwyspie Koreańskim poległo 33,7 tysięcy Amerykanów - podczas gdy przez ponad osiem lat interwencji w Wietnamie - 47,4 tysięcy. Żaden z pozostałych kontyngentów ONZ nie utracił natomiast więcej niż kilkuset zabitych. Korea Południowa straciła w zabitych żołnierzach i cywilach 415 tysięcy ludzi.
Straty Chin szacuje się nawet na 700 tysięcy poległych żołnierzy (Pekin przyznał się oficjalnie tylko do 110 tysięcy), a wojskowe i cywilne straty Korei Północnej - na łącznie 520 tysięcy zabitych, rannych i zaginionych. Brak danych o liczbie zabitych radzieckich pilotów i innych "doradców wojskowych".(iza)